Na początek okolicznościowy suchar.
– Dlaczego Pogoń pomimo znaczących odległości tak rzadko lata na mecze samolotem?
– To przez Zwolińskiego. Nawet na lotnisku nie może trafić do bramki.
Mamy nadzieję, że opanowaliście już atak śmiechu, więc przechodzimy do rzeczy. Była 7. minuta meczu pomiędzy Lechem Poznań a Pogonią Szczecin, Łukasz Zwoliński, który podobno złapał formę w czasie przerwy na kadrę, z najbliżej odległości władował piłkę do siatki Kolejorza i wydawało się, że to koniec rozdziału pt. “Żarty z nieskuteczności napastnika Pogoni”. Powiedzielibyśmy nawet, że “wreszcie”, no bo Zwoliński w piłkę grać potrafi i może być ważną postacią w tej lidze. Niestety, to był jednak zbyt pochopny wniosek. U Zwolińskiego trochę tak jak u Nawałki. Czyli bez zmian.
Przy wspomnianej bramce piłka zapewne wpadłaby do siatki również bez ingerencji napastnika Pogoni, cieszyłby się z niej Gyurcso. A wtedy gdy pomoc Zwolińskiego rzeczywiście była niezbędna, a poziom trudności okazji strzeleckiej zdecydowanie wyższy, 23-letni napastnik dawał ciała. Szybko mógł strzelić drugą bramkę, trafił w Putnocky’ego. Później w niezłej sytuacji nieczysto uderzył futbolówkę, którą bez problemu złapał bramkarz Lecha. Do tego przede wszystkim rzut karny. Zmarnowany, podobnie jak dobitka, przy której zresztą Zwoliński skiksował. Mógł być bohaterem, ale znów jest po drugiej stronie mocy.
Pogoń miała nieskutecznego Zwolińskiego, a Lech skutecznego Robaka. To znacząca różnica w kontekście końcowego wyniku dzisiejszego spotkania. Były napastnik Portowców najpierw wykorzystał świetne dogranie Jevticia i problemy z utrzymanie równowagi Rudola, minął Kudłę i zapakował piłkę do bramki. Następnie – tak jak Zwoliński – podszedł do jedenastki (naszym zdaniem podyktowanej niesłusznie), czego efektem był drugi gol Kolejorza. W skrócie stary, dobry Robak. Napastnik, którego Lech potrzebuje jak Wisła Kraków punktów.
Wybaczcie, ale nie napiszemy, że Nenad Bjelica odmienił Lecha. Nie dlatego, że gra Kolejorza nam się dziś nie podobała, bo momentami naprawdę chciało się to oglądać. Wychodzimy jednak z założenia, że jest zdecydowanie za wcześnie, by rzucać takimi hasłami. Ograniczmy się więc do stwierdzenia, że było widać więcej zaangażowania w grze piłkarzy Lecha, co też można uważać za efekt zmiany szkoleniowca. Poza tym Bjelica nie zdecydował się na wystawienie w środku pola ulubionego duetu Urbana, tzw. Tetrałki, co jest dużym plusem tego debiutu. Swoją drogą Tetteh, który pojawił się w pierwszym składzie, wypadł dziś bardzo korzystnie, strzelił nawet swojego pierwszego gola.
Bardzo korzystnie wyglądały też skrzydła Portowców, do czego powoli zaczynamy się przyzwyczajać. Gorzej środek obrony, gdzie Pogoń nie może liczyć już na usługi Czerwińskiego. Nie było żadnego transferu last minute, Moskal musi załatać tę dziurę piłkarzami, których ma w kadrze. Dziś postawił na Rudola i choć kiedyś prawy obrońca wywiązywał się z tej roli nie najgorzej, po tym meczu w jego kontekście zdecydowanie łatwiej wskazać niedociągnięcia, niż udane zagrania.
Cóż, całkiem fajny mecz za nami. A jeszcze fajniej dla kibiców Kolejorza wygląda teraz tabela, w której Lech wyprzedził kilka ekip, w tym Legię. Jest okazja, by się odgryźć, jeśli chodzi o szyderę.
Fot. FotoPyK