Reklama

Miał być pewny spadek, jest 11 punktów i drużyna z charakterem

redakcja

Autor:redakcja

27 sierpnia 2016, 15:25 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie wiemy co takiego jest w kieleckim powietrzu lub jak w dłuższym okresie oddziaływać mogą tamtejsze blokowiska, ale to bliżej nieokreślone coś ma ogromny wpływ na piłkarzy reprezentujących barwy Korony. W ostatnim czasie zadziałał tam schemat, który widzieliśmy już wiele razy – do Kielc przyszli piłkarze mało wyraziści, z problemami, którzy nie poradzili sobie gdzie indziej i momentalnie przemienili się w facetów z charakterem, którzy dadzą się pokroić za złoto-krwistą koszulkę. A skazywana na pożarcie Korona na przekór wszystkim po raz kolejny daje sobie radę i po piątkowych meczach chwilowo otarła się nawet o podium, nocując na czwartej pozycji w tabeli.

Miał być pewny spadek, jest 11 punktów i drużyna z charakterem

Jakiś czas temu wypisaliśmy piłkarzy Korony, którzy jeszcze w poprzednim sezonie byli beznadziejni lub/i zapoznali się z gorzkim smakiem spadku z ligi. Sekulski – klapa w Jagiellonii, Kiełb – poza składem w Śląsku, Możdżeń i Kallaste – degradacja, Rymaniak – żenada w Cracovii, Pesković – negatywna weryfikacja w Azerbejdżanie. A przecież tak można by wymieniać znacznie dłużej. Dzisiaj ci ludzie zdobyli jedenaście punktów w siedmiu meczach, co być może nie jest rewelacyjnym wynikiem, ale znacznie lepszym, niż tego się w Kielcach spodziewano. Co więcej, oprócz pierwszego meczu w Lubinie Korona była w stanie mocno postawić się każdemu rywalowi, i każdy miał z nią na boisku naprawdę ciężką przeprawę. Nawet grająca u siebie Lechia, która jako jedyna w ostatnich tygodniach potrafiła w starciu podopiecznymi Tomasza Wilmana zainkasować trzy punkty.

Kielce okazują się więc idealnym miejscem dla piłkarzy targanych problemami. Tam specjalnie nikt nie weryfikuje piłkarskiego CV, a głównymi oczekiwaniami wobec nowych zawodników wydają się być zdrowie i ambicja. A potem sprawę w swoje ręce biorą klubowi trenerzy, którzy wyciskają ze swoich graczy wszystko co najlepsze. I robią to na tyle dobrze, że ci często potrafią na tyle uwierzyć w siebie, że chętnie opuszczają drużynę i miasto, w których wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności. I wtedy zaczynają się schody…

Tak naprawdę pozytywny wpływ kieleckiego klimatu widać też po transferach z klubu. Bardzo często piłkarze pokazujący solidny ligowy poziom w Koronie w innych klubach sobie nie radzą lub ich dyspozycja pozostawia wiele do życzenia. Z zespołu Marcina Brosza – który pod wieloma aspektami przypominał obecną ekipę Tomasza Wilmana – odeszło wielu piłkarzy i większość jak dotąd nie spadła na cztery łapy. Weźmy takiego Wilusza, który w Kielcach trzymał całą defensywę, a w Poznaniu przynosi wyłącznie pecha – jeżeli gra dłużej niż pięć minut, drużyna nie potrafi wygrać, a w zdecydowanej większości przypadków przegrywa. Sylwestrzak grzeje dziś ławę w Płocku, Pawłowski w Gdańsku, Sierpina nie potrafi zaliczyć gola czy asysty w I lidze, a Trela w swoim ostatnim meczu skompromitował się w Szczecinie, mając swój wielki udział przy pogromie 0:5. Natomiast o Malarczyku, który odszedł równo rok temu, przez litość nawet nie będziemy wspominać.

Fakty są takie, że Kielce nie tyle są idealnym miastem dla ligowych średniaków o określonej ambicji i waleczności, bo dla wielu okazują się jedynym miejscem, w którym ci są w stanie osiągać w miarę przyzwoite wyniki. Patrząc po dzisiejszej kadrze zespołu ponownie widzimy wielu piłkarzy, którzy w innych polskich klubach mogliby zupełnie przepaść. Natomiast w Kielcach prezentują naprawdę skuteczną piłkę i póki co na spokojnie utrzymują bezpieczną przewagę nad strefą spadkową. Oceniając po dyspozycji z lipca i sierpnia, Korona z całą pewnością nie może być postrzegana jako faworyt do spadku. Natomiast analizując liczbę zdobytych punktów w stosunku do przedsezonowych prognoz i oczekiwań, kielczanie są największym wygranym początku ligi.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...