Reklama

Leśna bójka z elementami futbolu w Szczecinie…

redakcja

Autor:redakcja

27 sierpnia 2016, 17:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

Mecz Impreza sportowa, która odbyła się dziś w Szczecinie jest zakwalifikowana jako mecz piłkarski, ale jakby się w to zagłębić, więcej dowodów znaleźlibyśmy na to, że to jakaś zorganizowana napierdalanka, wzajemne polowanie na nogi czy coś w stylu leśnej bójki z elementami futbolu. Wyglądało to mniej więcej tak: podanie niecelne – kosa. Podanie niecelne – kosa. Oczywiście, zdarzały się dłuższe wymiany piłki, ale głównie nie dalej niż 20 metrów od własnej bramki. 

Leśna bójka z elementami futbolu w Szczecinie…

Na jedno niecelne podanie przypadał jeden chamski faul, a że przewinień było – tak na oko – sto pięćdziesiąt możecie sobie wyobrazić, jak wyglądał obraz tego meczu. Liczb lowkicków zawstydziłaby nawet galę MMA, zdarzył się nawet jeden – hmm – sami nie wiemy nawet jak to nazwać (highkick?), ale generalnie nikt nam nie wmówi, że to zagranie typowe dla meczu piłkarskiego. Wrestling – jasne. Kickboxing – OK. Piłka nożna? Heh, raczej nie.

Generalnie tylko jakiś cud sprawił, że obie ekipy zakończyły ten mecz w komplecie. Weźmy na przykład takiego Dimuna – gość powinien wylecieć już w trzecim kwadransie po tym jak zanotował dwa typowe faule na przerwanie kontry. O ile jego wybryk można jeszcze usprawiedliwić względami taktycznymi, o tyle Rudolowi odbiła chyba palemka od tego szczecińskiego słońca. Najpierw zdzielił Jendriska łokciem (bardzo chamsko), a potem wjechał całym impetem w nogi Wójcickiego (jeszcze bardziej chamsko). Nic dziwnego, że trenerzy ogarnęli się, że trzymanie tych gości na boisku to jak podpisanie na siebie wyroku – po przerwie obaj zostali pod prysznicami, by ochłonąć.

Reklama

Skoro więc ustaliliśmy, że niedokładności było co nie miara, możecie się domyślić, w jaki sposób padły obie bramki. Asysta przy pierwszej – Czerwiński. Przy drugiej – Polczak. I nie, złym tropem jest chwalenie z tego miejsca obu stoperów za to, jak umiejętnie podłączyli się do ofensywy. Czerwiński wybijając piłkę wślizgiem umieścił ją prosto pod nogami Szczepaniaka (a ten bombą dopełnił formalności), Polczak z kolei – już w samej końcówce – wystawił piłkę na strzał sprzed pola karnego, a że Kort i wolej to – pozostając w terminologii tenisowej – została odpalona taka rakieta, że Sandomierski nawet nie drgnął. Miód malina. Bardziej spektakularną bramkę mógł zaliczyć tylko Kudła, który strzał lecący obok bramki swoją interwencją omal nie zamienił na spektakularnego samobója (piłka została jednak na słupku).

Wiecie, dla ogólnego obrazu meczu dobrze, że padła ta bramka wyrównująca Korta w końcówce. Mocno niesprawiedliwe byłoby, gdyby z pełną pulą wyjechali tylko jedni bądź drudzy. Zwycięzców tego meczu oglądaliśmy tylko na trybunach. O kim mowa? O kibicach Cracovii.

Pozostanie u siebie było strzałem w dziesiątkę.

WBfWQmD

Fot. 400mm.pl

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...