Robert Lewandowski zawiesił wczoraj poprzeczkę tak wysoko, że w zasadzie dziś musiałby stać się cud, by o polskich piłkarzach mówiło się w Niemczech równie głośno. Tymczasem ani Paweł Olkowski, ani Rafał Gikiewicz, ani Marcin Kamiński dziś w meczach swoich drużyn murawy nie powąchali, nie wspominając już o duecie rodaków występujących w Kaiserslautern, którzy nie zameldowali się nawet na ławce. Jedynym, który uratował honor Polaków za naszą zachodnią granicą jest Kuba Błaszczykowski zaliczający tego wieczoru oficjalny debiut w barwach Wolfsburga.
Letni okres przygotowawczy pozwalał być optymistą w kwestii sytuacji Olkowskiego w Kolonii. Paweł po fatalnym sezonie zebrał siły, przybrał trochę masy i znów miał być tym dynamicznym obrońcą, jakiego poznali gdy trafiał do zespołu. Tak pisaliśmy o nim jeszcze niedawno:
Po pierwsze – odzyskał dawną wagę i pewność siebie. Jak sam twierdził jeszcze jakiś czas temu, przed rokiem stracił przez kontuzję aż siedem kilogramów, co negatywnie odbiło się na jego sile fizycznej i ogólnej chęci do gry. Po drugie, daleko za sobą zostawił problemy z ostatnich miesięcy i teraz czuje się ponoć bardzo dobrze również pod kątem mentalnym. Po trzecie, chwali go Peter Stoeger, który w niemieckich mediach cieszył się z tego, że znów ma do dyspozycji takiego Pawła, jakiego miał w pierwszym sezonie. Odważnie grającego do przodu, skutecznego w destrukcji i przede wszystkim walecznego.
Tymczasem dziś Olkowski usiadł na ławce i musiał obserwować jak radzi sobie jego główny konkurent do gry w pierwszym zespole. A ten poradził sobie doskonale, bo Koeln rozbiło rywala siedmioma bramkami, a sam Marcel Riise wpisał się na listę strzelców. Póki co Niemiec startuje więc z pole position, ale pamiętajmy też jak przed dwoma laty Paweł poradził sobie z ówczesnym kapitanem drużynyn – Miso Brecko.
Z wysokości ławki rezerwowych zwycięstwo swoich kolegów obserwował też Rafał Gikiewicz, ale tu już powodów do zmartwienia nie ma tak wiele. „Giki” do zespołu dołączył stosunkowo niedawno i choć jego rywal w walce o pierwszy plac bramki dziś nie puścił, to wszystko jeszcze w rękach Rafała.
Niemal tradycją jest już, że i Mateusz Klich, i Kacper Przybyłko mecz zaczynają w pozycji siedzącej. I tak jak jeszcze temu drugiemu zdarza się zameldować na boisku, tak były pomocnik Cracovii już na dobre zapomniał chyba co to znaczy mieć weekend pełen pracy. Dziś ich koledzy skompromitowali się na całej linii – przez 120 minut męczyli się z trzecioligowym Hallescher i ostatecznie zostali wykopani z pucharu już w pierwszej rundzie.
Wolfsburg skromnie odprawił natomiast trzecioligowy FSV Frankfurt, a Błaszczykowski spędził na boisku 87 minut. 30-latek grał jako ruchomy prawy obrońca, który często podłączał się do przodu. Ostatecznie mecz zakończył bez gola ani asysty, ale był to na pewno debiut obiecujący – Kuba był bowiem aktywny, zadziorny i cały czas szukał gry.
Co poza tym działo się w Pucharze Niemiec? Bez niespodzianek. Do kolejnej fazy przeszło między innymi Schalke, Freiburg czy Stuttgart (kolejne 90 minut Kamińskiego na ławce).
***
źródło: flashscore.com