– Gdybym miał obstawiać, który z młodych zawodników będzie w przyszłości kluczową postacią reprezentacji Brazylii, on byłby jednym z dwóch moich typów. Jeżeli jesteś napastnikiem, który dopiero od kilku miesięcy może sobie sam kupić piwo, a taką laurkę wystawia ci słynny Ronaldo Luiz Nazario da Lima, to w głowie może zaszumieć. Nie tylko tobie. Menedżerom na całym świecie również. Gabriel Jesus, bo o nim mowa, dla Pepa Guardioli okazał się właśnie wart 32 miliony euro.
Na dzień dobry gość, którego nazwisko przeciętnemu kibicowi w Europie nie mówi kompletnie nic i który do Manchesteru przeniesie się najprawdopodobniej dopiero zimą, wskoczy więc do dziesiątki najdroższych nabytków „The Citizens”. Jeśli wierzyć we wszystkie kwoty podawane przez Transfermarkt – na miejsce numer dziewięć. Tuż za plecami droższego o 300 tysięcy Bony’ego, a przed tańszych o kilka melonów Mangalę i Yayę Toure.
I choć zdajemy sobie sprawę, jak zepsuty jest obecnie nową umową telewizyjną i spowodowanym nią prężeniem muskułów przez coraz bogatsze kluby angielskie rynek, tak nie sposób nie zadać pytania: za kogo, do cholery, na trzech brazylijskich kontach wylądują 32 bańki (20 dla Palmeirasu, 12 do podziału na dwóch posiadających prawa do zawodnika przedsiębiorców: Cristiano Simoesa i Fabia Carana)?
Nie będziemy wam mydlić oczu, że Guardiola poleciał tylko i wyłącznie na opinię Ronaldo i ksywkę „nowy Neymar”, bo nawet jeśli deszcz funciaków zawrócił Wyspiarzom w głowach, to nie chce się wierzyć, by i Pep dostał małpiego rozumu. A gdzie szukać uzasadnienia, jeśli nie u Bartłomieja Rabija, największego w naszym kraju pasjonata i eksperta piłki brazylijskiej. Tak na swoim blogu radiobrazylia.pl pisał o Gabrielu Jesusie niemal równo rok temu:
„Napastnik Palmeirasu był rewelacją Copinhii 2015, w wieku 17 lat! Kiwał za dwóch, strzelał z łatwością, serca kibicom i dziennikarzom złamał. Ale w Palmeirasie nie miał łatwo, bo klub zmontował 37-osobową kadrę i dopiero presja medialna na trenera otworzyła mu drogę do pierwszej drużyny. Na mundial do lat 20 pojechał, ale na kolana nie rzucił. Brak obycia w dużym futbolu wyszedł jak słoma z buta. Tyle, że u Gabriela Jesusa gołym okiem widać dar od Bozi, którym jest gibkość, elastyczność i dynamika. Ma szybką nogę i stara się nie nadużywać dryblingu. Tak jak w przypadku Gersona, uważam że przy dobrym trenerze może szybko dobić do krajowej czołówki, ale z dobrymi trenerami w Brazylii jak z bocianami w Polsce – kiedyś były…
Za Gabrielem Jesusem przemawia jeszcze jedno – Palmeiras nie gra po ziemi tylko wali te ciągłe crossy, co raczej szybkim napastnikom nie pozwala na rozwinięcie skrzydeł w grze kombinacyjnej i niejako wymusza samodzielne rozprawianie się z obrońcami. Jeśli ci faulami nie wybiją efektownego grania z głowy młodzieńcowi, to Brazylia ma szansę zyskać gracza a’la Lucas.”
Od tamtej pory Jesus jeszcze bardziej rozwinął skrzydła. Obrońcy – czego obawiał się Rabij – nie odebrali mu chęci do gry. Wręcz przeciwnie, jemu nadal mało. W tym roku jego bilans to 11 goli i 3 asysty w zaledwie 14 meczach ligi brazylijskiej. Prosta matematyka – wychodzi średnio jedna bramka strzelona lub wypracowana na mecz. To z kolei nie mogło ujść uwadze rozsianych po świecie skautów. Barcelona, Real, Inter, wreszcie City. W sumie łatwiej byłoby wymienić kluby, które nie chciały go mieć u siebie. Czym przekonali go Anglicy? Cóż, trudno odmówić, gdy podnosisz słuchawkę i na dzień dobry słyszysz: „halo, z tej strony Josep Guardiola”.
Nie sposób nie zauważyć, że w porównaniu z Neymarem, Jesus już teraz wyróżnia się większą tężyzną fizyczną. O ile napastnik Barcelony przechodząc do stolicy Katalonii przypominał bardziej patyk niż gościa, który nie ma zamiaru leczyć uzależnienia od siłowni, o tyle po Gabrielu widać, że zastawienie piłki czy przepchanie obrońcy nie stanowi dla niego żadnego problemu.
Z drugiej strony – ilu to już brazylijskich magów przychodziło do Europy z jeszcze lepszą opinią, z jeszcze większym hypem wokół swojej osoby, by wylądować na szrocie po tym, jak przeskok z Campeonato Brasileirao, gdzie piłkarze ofensywni otaczani są nie tylko czcią kibiców, ale i specjalnymi względami u sędziów, okazał się zbyt brutalny? Epilogi historii Robinho czy Keirrisona (matko, pamiętacie go jeszcze?) wszyscy znamy. Ale też gdyby City nie podjęli ryzyka, zrobiłby to ktoś inny. A jeśli faktycznie Gabriel okazałby się nowym Neymarem z Palmeiras?
I bądź tu człowieku mądry. Jak dobrze, że odpowiedzialność za te 32 bańki, to już nie nasze zmartwienie…