Reklama

Panie Nowak, co to było? Lechia wygrywa, ale dalej zawodzi

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 lipca 2016, 19:47 • 2 min czytania 0 komentarzy

Poniedziałek, godzina 18. Puchy na stadionie w Lublinie, na który Ekstraklasa trafiła na sztucznych zasadach i pozostawiający trochę do życzenia stan murawy. Nie niej drużyny Górnika Łęczna i Lechii Gdańsk. Większe emocje, które mogłyby zrekompensować niedostatki jakości, praktycznie zarżnięte już w 7. minucie. Właśnie zobaczyliśmy najbrzydszą twarz Ekstraklasy w tym sezonie. Tak szpetną, że można by nią straszyć małe dzieci. 

Panie Nowak, co to było? Lechia wygrywa, ale dalej zawodzi

Komu to zawdzięczamy? Jeśli chodzi o czerwoną kartkę pokazaną zaraz na początku meczu, nie mamy większych wątpliwości: to głupota Pawła Sasina. Niby obrońca Górnika w ostatniej fazie akcji zorientował się, że wejście wyprostowaną nogą w kolano przeciwnika, to nie jest najlepszy pomysł pod słońcem i próbował coś z tym zrobić, ale za późno, pobite gary. Przecież nie warto czekać aż jakaś kość w takiej sytuacji faktycznie pęknie. Lepiej zapobiegać niż leczyć, tak więc dobrze się stało, że Sasin delikatnie poprawił frekwencję na trybunach.

Kończąc wątek sędziowania, od którego zacząć musieliśmy, należy jednak dodać, że z boiska w końcówce powinien wylecieć również Rafał Wolski. Zabrakło konsekwencji.

Po czerwonej kartce dla Sasina dostaliśmy wyjątkowo niestrawny miks męczenia buły i piłkarskich jaj. Trzeba to sobie jasno powiedzieć – trener Andrzej Rybarski najprawdopodobniej popełnił błąd, ściągając z boiska ustawionego na szpicy Przemysława Pitrego, a wprowadzając na nie defensywnego zawodnika, jakim jest Łukasz Bogusławski. Lechia wyglądała bowiem tak mizernie, że naprawdę nie trzeba było podchodzić do niej z respektem, nawet grając w osłabieniu. Gdańszczanie naturalnie przejęli inicjatywę, ale z reguły ich akcje kończyły się próbą strzału z dalszej odległości, co było rzecz jasna wynikiem bezradności. A jak już udało się dostać pod bramkę, to np. Peszko nie potrafił dobrze przyjąć piłki. Żenada.

Lechię uratowały ofensywne wejścia obrońców. W pierwszej połowie Gersona, który wyłożył piłkę Krasiciowi, w drugiej – przy stanie 1-1 – Wawrzyniaka, który ładnie dograł Kuświkowi. Liczyliśmy na takie akcje w wykonaniu 38 pomocników gdańskiej drużyny, ale się przeliczyliśmy. Żaden nie dorównał Grzegorzowi Boninowi.

Reklama

Bramka wyrównująca to też kuriozum. Wspomniany zawodnik Górnika ruszył skrzydłem, z braku laku zagrał w pole karne. W zasadzie oddał piłkę Lechii. A Milinković-Savić… wrzucił ją sobie do bramki. Górnik przy odrobinie lepszej skuteczności mógł nawet wyrównać. Jedna bramka padła, ale ze spalonego. To tylko dopełnia obraz – Lechia była naprawdę beznadziejna. Na trzy punkty zasłużyła jak Sławomir Peszko na powołania do kadry.

v69bimy

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Arek Dobruchowski
5
W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...