Reklama

Wolski i Krasić złamali serca. Ale czy to już pora na panikę?

redakcja

Autor:redakcja

18 lipca 2016, 12:44 • 7 min czytania 0 komentarzy

Już się przyzwyczailiśmy, że start ligi to moment, w którym wszystkie nasze dotychczasowe prognozy padają jedna po drugiej, a piłkarze uznawani za trzeci sort z fantazją i swobodą koszą najbogatszych i najsilniejszych. Tłumaczy się to w różny sposób. Najlepsi grają w pucharach, więc wystawiają w lidze juniorów. A nawet jeśli wystawiają najmocniejsze składy – to przecież zawodnicy są zmęczeni grą z zawsze groźnym Szachtiorem Koniec Świata. Poza tym etap przygotowań. Każda drużyna jest na innym, a w tym roku dochodzą jeszcze osłabienia związane z nadspodziewanie długim udziałem w Mistrzostwach Europy i reprezentacji Polski, i reprezentacji Węgier, kolejnej z silną ekstraklasową grupą na pokładzie.

Wolski i Krasić złamali serca. Ale czy to już pora na panikę?

Co z tego wynika? Przede wszystkim – niespodzianki w „Ustaw ligę”. Kto w ostatniej chwili stwierdził, że zamiast Nemanji Nikolicia lepiej w jego systemie sprawdzi się Jakub Arak wspomagany przez Rafała Pietrzaka – dzisiaj świętuje. Ale uporządkujmy temat – kto złamał serca graczy w sposób najbardziej spektakularny i co właściwie z tego wynika?

LECHIA GDAŃSK

Zawodników Lechii Gdańsk kupowali wszyscy. Zwolennicy długofalowej strategii i zakupu piłkarzy na długie miesiące? Kto może się nadawać lepiej na pierwszą część sezonu, jeśli nie piłkarze z klubu „tuż za pucharami”. W przeciwieństwie do Cracovii czy Piasta Zagłębia czy Legii – nie mają podstaw, by rotować piłkarzami. Nie mogą się wykręcać zmęczeniem. Od początku mogą się skupić na jednym froncie i od pierwszego meczu rzucać na boisko najważniejszych piłkarzy. Do tego jeszcze ofensywna taktyka Piotra Nowaka, multum ofensywnych graczy na murawie. Ale i ci, którzy preferują układanie jedenastki pod najbliższą kolejkę musieli wierzyć w piłkarzy w biało-zielonych strojach. W końcu Lechia zaczynała od starcia z beniaminkiem, który na papierze nie wygląda raczej na klub walczący o mistrzostwo. Nie było w sumie głosów sprzeciwu i tak przeszło 40% graczy UL postawiło na Rafała Wolskiego.

No a potem przyszedł Dominik Furman.

Reklama

Wynik poniżej oczekiwanego zrobili wszyscy lechiści. Krasić. Wolski. Kuświk. Janicki. Flavio Paixao. Każdy z nich kosztuje w grze przynajmniej 3 miliony, dla każdego z nich poprzeczką nie do przeskoczenia okazało się zdobycie „wyjściowych” 4 punktów. Razem zebrali ich siedem – tyle co wart 1,6 miliona Jarosław Jach. Dłuższe podsumowania nie mają sensu, każdy, kto zainwestował swoje pieniądze w tych drogocennych zawodników spędził mecz na bluzgach i wyrywaniu sobie włosów z głowy. „Szkoda strzępić ryja”.

DIAGNOZA: Mimo wszystko – zostawić. Lechiści są drodzy, to prawda, ale teraz zagrają z bodaj jeszcze słabszym Górnikiem Łęczna. Zamiast tracić punkty za ponadprogramową sprzedaż Wolskich i Krasiciów, lepiej poczekać, aż wystrzelą. Bo chyba wystrzelą, prawda?

NEMANJA NIKOLIĆ

Bezsprzecznie najdroższy piłkarz gry, 4,2 miliona, gwarancja co najmniej kilkudziesięciu bramek i około tysiąca sześciuset punktów. Tak przynajmniej widzieli to kibice Legii oraz gracze UL, których nie odstraszyła wysoka cena. Nemanja to Nemanja. Dopóki jest w kadrze Legii, warto na niego stawiać, bo zawsze coś wciśnie.

Chyba że akurat jest mecz z Jagiellonią.

Kupno Nikolicia od początku było ryzykowne z trzech powodów. Pierwszy, to oczywiście zmęczenie po Euro i fakt, że wielu zawodników, którzy byli na tym turnieju jeszcze wygrzewa się na plażach, a nie gra w piłkę. Drugi – możliwość transferu. Przychodzą Chińczycy czy inni szejkowie z walizką pieniędzy i zabierają kapitana naszego zespołu w „Ustaw ligę” zostawiając nas z zerowym dorobkiem punktowym. No i trzeci – „rotawirus”. Oszczędzanie napastnika na mecze eliminacji Ligi Mistrzów. Żaden z nich jednak nie odstraszył fanów jego talentu. Co czwarty gracz UL miał go u siebie. I co czwarty gracz załamywał ręce, gdy okazało się, że Serb z węgierskiej reprezentacji zakończy kolejkę z dwoma punktami na koncie.

Reklama

DIAGNOZA: Z bólem serca i głowy – sprzedać. Na tym etapie sezonu inwestycje w legionistów odpoczywających po Euro i jednocześnie zaangażowanych w bój o Ligę Mistrzów mogą być ryzykowne. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę współczynnik cena/punkty. W przypadku Nikolicia za każdy zdobyty przez niego w pierwszej kolejce punkt trzeba było zapłacić 2,1 miliona. Za każdy punkt Jakuba Araka – 0,15 miliona.

PATRIK MRAZ I MARCIN PIETROWSKI

Wicemistrzowie Polski. Uczestnicy europejskich pucharów, może bez większych szans na odebranie tytułu Sevilli i awans do Ligi Mistrzów poprzez triumf w Lidze Europy, ale jednak – zespół nieprzypadkowy. Okej, po utracie zębów nikt nie spodziewał się, że Piast będzie wygrywał mecz za meczem, a koniec końców zmierzy się z Zagłębiem Lubin w meczu o tytuł mistrza Polski. Ale jednak, został Patrik Mraz. Został Marcin Pietrowski. Szmatuła, Korun, Hebert. Wypadało oczekiwać czegoś chociaż od bloku defensywnego, chociaż od tych gości, którzy zabezpieczając tyły potrafili też zapunktować z przodu – i mamy tu na myśli przede wszystkim zaliczającego całe serie meczów z asystą Mraza.

No i dupa. Pięć goli w sieci, -6 punktów dla Pietrowskiego i Heberta, -2 punkty dla Mraza. Goście, od których oczekiwaliśmy spokoju w obronie i może jakichś bonusowych punktów za asysty, gole czy nawet kluczowe podania, skompromitowali się jak twórcy Studia YaYo i nawet nie do końca mogą powiedzieć, że tylko „yaycowali”. Pozostaje tylko pytanie: co dalej?

DIAGNOZA: Sprzedawać. Niestety, trzeba się pożegnać z bajką o kopciuszku, który został królową balu. Niestety, czar trwał do północy, książę Latal zamiast latać z pantofelkiem zwinął żagle. Oczywiście, nie przekonujemy tutaj, że Piast teraz czeka autostrada do I ligi, a Mraz już nigdy nie poda nikomu piłki na nos. Problem polega na tym, że gliwiczanie ceny mają godne wicemistrzów Polski. Grę niekoniecznie. Chyba rozsądniej przenieść fundusze na obrońców Zagłębia Lubin chociażby.

ALEKSANDAR PRIJOVIĆ

Jeśli Nikolić będzie oszczędzany po Euro albo na puchary – wózek pociągnie Prijović. Taka kalkulacja była wyjątkowo rozsądna, szczególnie po końcówce ubiegłego sezonu, gdy gole dla Legii strzelał właściwie tylko warszawski Zlatan. W decydujących momentach brał na kitkę odpowiedzialność i nie zawodził, nawet wówczas, gdy na chwilę zaciął się serbsko-węgierski rewolwer.

Na początek sezonu wydawał się idealny. Zanim nowy trener poukłada wszystko pod siebie, zanim do pełnej formy i dyspozycji wróci trzon składu i zanim skończy się przygoda z europucharami – Prijo będzie grał, strzelał, asystował i wykonywał fajne cieszynki.

Nic z tego. Po pierwszej kolejce – jeden ujemny punkt w UL. 73 minuty na boisku bez błysku, skuteczności, gola, asysty, kluczowego podania. Występ do zapomnienia. Czy zawodnik również?

DIAGNOZA: Twardy orzech. Z jednej strony zawiódł i jest drogi, z drugiej – na Łazienkowską w przyszłym tygodniu wpada zawsze gotowy do niespodziewanej kompromitacji Śląsk Wrocław. No i wreszcie – jeśli nie napastnik Legii, to czyj? Skoro następny na liście jest…

NICKI BILLE NIELSEN

…napastnik Lecha Poznań. Trzy wielkie litery L solidarnie zawiodły na starcie ligi. Lechiści – kompletnie. Legioniści – połowicznie, szczególnie w drugiej połowie. Lechici – ciężko powiedzieć, ale na pewno nie było to wymarzone wyjście z bloków. A już na pewno nie był to wymarzony mecz kontrowersyjnego napastnika z Poznania. Tłumaczenie, że pomagał mu Formella a nie Pawłowski to żadne tłumaczenie. Nielsen od przeprowadzki do Polski zdążył już opowiedzieć tyle ciekawych historii i zrobić tyle interesujących rzeczy, że wypadałoby w końcu dorzucić do tego jakąś bramkę, a nie ujemne punkty za niską notę od Weszło.

Na papierze „Kolejorz” wygląda naprawdę mocno, do tego miał – w teorii – dość przystępnego rywala. Ale Nicki Bille na razie nadal efektowne zagrania zostawia sobie na inne okazje (wywiady, wyjścia na miasto…) niż mecze.

DIAGNOZA: Lech w następnej kolejce gra u siebie. Czyli można rozważyć pozostawienie Nielsena w składzie. Niestety, gra z Zagłębiem Lubin. Czyli równie dobrze można rozważyć jego sprzedaż. Najgorzej, jeśli mamy i Prijovicia, i Nielsena. Zostaje chyba tylko kupno Barisicia i liczenie na cud.

ARKADIUSZ RECA

A tu już tylko króciutko: tani, młody, z potencjałem. Praktycznie co ósmy gracz miał go u siebie w składzie. Wiadomo, poziom oczekiwań zdecydowanie niższy, niż u wszystkich wspomnianych wyżej zawodników, ale jednak, sporo osób mu uwierzyło. A gdy Wisła Płock zaczęła cisnąć lechistów, wszyscy inwestorzy widzieli już na swoich kontach UL grube dziesiątki punktów. Skończyło się na trzech – bez asysty, bez gola, bez kluczowego podania, za to z żółtą kartką. Ta raca miała się zapalić o wiele jaśniejszym ogniem. Ale oczywiście diagnoza może być tylko jedna.

DIAGNOZA: Zostawiać. Wisła Płock nie będzie chyba żadnym dostarczycielem punktów, więc Arkadiusz Reca też prędzej czy później odpali. W tej cenie – grzech odpuścić.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
2
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
5
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

0 komentarzy

Loading...