Zbigniew Boniek, który doskonale wie co to znaczy zasiadać w futbolowych władzach, mawia czasami, że paradoksalnie trudniej zarządza się sukcesem niż porażką. Znamy przypadki, które w pełni potwierdzają tę regułę, by nie szukać daleko, można wskazać polskie kluby, które wywalczyły awans do europejskich pucharów, nazywany gdzieniegdzie „pocałunkiem śmierci”. Już niedługo będą mogły coś na ten temat powiedzieć również władze Leicester City i trzeba postawić sprawę jasno: to będzie jeden z najciekawszych wątków przyszłego sezonu klubowego. Czy równie gigantyczny co niespodziewany sukces uda się przekuć w coś stałego?
Walka o to nie zacznie się dopiero za kilka tygodni, gdy Leicester zagra z Manchesterem United o Tarczę Wspólnoty. Nie zaczęła się również nieco ponad tydzień temu, gdy otwarte zostało okienko transferowe. Ta walka trwa już od momentu, w którym minął kac po mistrzowskiej fecie. I to na kilku frontach. Choć oczywiście najciekawszą z batalii jest ta o nazwiska.
Podstawowa sprawa – żadna z gwiazd jeszcze nie zwiała. A przecież gdyby zebrać wszystkie plotki transferowe dotyczące „Lisów” z 2016 roku, to powstałaby z tego gruba księga. Od Kaspera Schmeichela, którego swego czasu łączono nawet z FC Barceloną, przez N’Golo Kante, którego klauzulę zdaniem mediów na konto Leicester było gotowe przelać już pół Europy, aż po Riyada Mahreza i Jamiego Vardy’ego, kuszonych przez gigantów i innych. Kibice mogą jednak świętować, bo na razie jej większa cześć to fikcja. Nikt ważny jeszcze nie odszedł, choć sytuacja oczywiście jest dynamiczna.
Najgoręcej było chyba wtedy, gdy Arsenal zarzucił sieci na snajpera reprezentacji Anglii. 20 milionów funtów dla klubów na stole, a dla piłkarza kontrakt, którego jego obecny zespół zaproponować mu po prostu nie mógł (120 tysi tygodniowo). Angielskie media były niemal przekonane, że lada moment świat obiegnie zdjęcie Vardy’ego w czerwonym wdzianku z herbem klubu z Londynu. Nic takiego się jednak nie stało, według Sky Sports piłkarz nie był przekonany, czy sprawdzi się w drużynie, która preferuje grę w ataku pozycyjnym. Zamiast tego zawodnik przedłużył kontrakt do 2020 roku, oczywiście na nowych, lepszych warunkach.
Czyli na razie w zasadzie jedynym ubytkiem pozostaje strata Andreji Kramaricia, który został wykupiony przez Hoffeheim. Z jednej strony to rozczarowanie, bo gdy Chorwat przychodził do klubu spodziewano się, że z czasem zostanie jego megagwiazdą. Z drugiej – ostatecznie udało się na nim jeszcze zarobić, bo przychodził za 9 milionów euro, odszedł za dyszkę (źródło: Transfermarkt). A i tak jego udział w sukcesie z zeszłego sezonu był niemal zerowy (22 minuty jesienią), a Ranieri podobno doradzał mu stałą zmianę otoczenia, bo nie mieścił się w jego koncepcji. Podziękowano również Markowi Schwarzerowi, 43-letniemu bramkarzowi, lecz o odpowiedni poziom doświadczenia zadba Marcin Wasilewski, z którym kontrakt przedłużono.
Znacznie więcej realnych transakcji jest po stronie przyjść do klubu. Sukces otworzył wiele furtek. Najważniejsza to rzecz jasna finanse, ale nastąpiła również zmiana w świadomości piłkarzy, a klub skwapliwie z tego korzysta.
Ahmed Musa to świetny przykład. Po pierwsze kasa – Leicester za ofensywnego gracza CSKA Moskwa zapłaciło 19,5 miliona euro. Tak, to nowy rekord transferowy klubu. A jeszcze rok temu wydanie kwoty o połowę mniejszej uznawano tu za naprawdę wielkie wydarzenie. A druga sprawa jest taka, że Nigeryjczyk był na celowniku „Lisów” od dłuższego czasu, jednak dopiero po mistrzostwie udało się przekonać 23-latka, że King Power Stadium to dobre miejsce do kontynuowania świetnie zapowiadającej się kariery (54 gole i 29 asyst 168 meczach dla CSKA).
W związku ze sprowadzeniem Musy bardzo krótko z miana „najdroższego piłkarza w historii Leicester” cieszył się Nampalys Mendy. Pięć dni wcześniej francuski defensywny pomocnik został wykupiony z Nicei za 15,5 miliona (Kante przychodził za 9). To też bardzo ciekawy ruch.
Szastanie forsą nie oznacza jednak, że Leicester oduczyło się robić interesy za mniejsze pieniądze. Za darmo przyszedł solidny obrońca Luis Hernandez (ostatnio Sporting Gijon), a za ledwie 3,5 bańki udało się sprowadzić Rona-Roberta Zielera, bramkarza, który sześć razy wystąpił w reprezentacji Niemiec i generalnie nie jest postacią anonimową.
Czyli jakkolwiek patrzeć każda z formacji już została wzmocniona nowym piłkarzem. A na tym z pewnością nie koniec, bo liczba nazwisk i sum, które wciąż padają w kontekście „Lisów” pozwala sądzić, że rekord Musy też może nie przetrwać długo. Dość powiedzieć, że całkiem poważne źródła podają, że władze Leicester rozważają wyłożenie 25 milionów ze Luana z Gremio Porto Alegre. 23-latek z jednej strony uchodzi za potencjalnego kozaka, z drugiej – nigdy nie grał w Europie, a i u siebie większą karierę zaczął robić stosunkowo niedawno.
Ale nie ma co zajmować się plotkami, tym bardziej gdy wnioski można wyciągnąć na podstawie oficjalnie potwierdzonych informacji. A jeden z nich musi brzmieć następująco: Leicester działa z rozmachem klubu z elity. To już zdecydowanie nie Kopciuszek.