Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

16 czerwca 2016, 14:59 • 6 min czytania 0 komentarzy

Pokój hotelowy upieprzony krwią. Przypominający bardziej lokal socjalny z opowieści o ołumuńskiej ośmiornicy, niż dwugwiazdkowy Bristol w Nicei. Rozwaliłem sobie nogę o próg, a rozwaliłem sobie tak, że nie bolało nic, a lało się jak z kranu. Łaziłem, leżałem, a dopiero potem zauważywszy, że zostawiam ze sobą czerwone ślady jak w tanim horrorze.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

A wszystko po nocy na ulicach Nicei, po spaniu na dworcu, po fiasko z pociągiem, bez snu od ponad trzydziestu godzin. Z perspektywą, że nawet nie zdążę się przekimać, tylko zaraz znów będę się zastanawiał co ze sobą począć. Tak, to był najgorszy moment tego trwającego dla mnie już ponad tydzień Euro. Chwila totalnego załamania nerwowego.

Ale moja profesjonalna reanimacja papierem toaletowym przyniosła skutek i z wprawą znachora zatamowałem wyciek (choć wciąż kuleję). Okazało się też, że hotel mam jednak na cały dzień, a nie parę godzin. A potem wszystko toczyło się dalej, ot, czarna chwila, ale życie toczy się dalej.

Najlepszy moment? Powiem szczerze: najlepszy jest moment, gdy wiem, że mam ogarnięty nocleg, a także sensowny plan transportowy na kolejny dzień. Z tego rodzą się dobre morale. Jak brak takiej pewności, spokoju, jak nie ma gruntu, szybko lecą na łeb na szyję. Zdradzę, że moje morale poszybowało też w górę, gdy pozbyłem się butów, w których tu przyjechałem – bardzo fajne, bardzo przeze mnie lubiane, ale kompletnie nie nadające się na taką wyprawę, czego nie przewidziałem. Czego się za czasu nie domyśliłem, a co sprawiło, że, jak sądzę, moje przybycie buty i ich aura oświadczały wszystkim z daleka.

Ale okej, nie będę was wkręcał z tymi topowymi momentami: gol Milika i mecz Francja – Albania na Velodrome też byłyby wysoko na takiej liście najlepszych chwil. Dzisiaj jednak mam nadzieję, że na kolosie z Saint Denis napisze się historia, która przebije nawet ulgę, jaką poczułem, gdy okazało się że mogę zabrać się autem z Paryża do Nicei zamiast przebijać się przez cały kraj mniej lub bardziej chałupniczymi sposobami. Sztuka trudna, ale uważam, że do zrobienia.

Reklama

Powiem tak: chciałbym się wieczorem z siebie śmiać. Teraz wziąłbym remis w ciemno, byłby doskonałym wynikiem, ale chciałbym móc się śmiać później ze swojego braku ambicji.

Nie uważam, żeby Niemcy byli maszyną, w której tryby nie da się wrzucić solidnej garści piachu. Prawda jest taka, że oni, owszem, nie dopuszczają innego scenariusza niż zwycięstwo, ale też nigdy nie podchodzili do nas z większym respektem. Uzasadnionym, a nie zbudowanym na piasku, na fałszywych przesłankach. Mam dogłębną świadomość naszych braków, ale bądźmy wobec siebie uczciwi i bądźmy też świadomi braków naszych rywali! Te Niemcy, ta obecna kadra, może wygrać Euro, jest jednym z faworytów. Ale jednocześnie uważam, że żadna kadra wychodząc na nich nie musiałaby z góry prosić o najniższy wymiar kary. Każda może powalczyć, my tym bardziej – oni naprawdę zostawiają sporo miejsca w obronie, mają luki, które można wykorzystać.

Najgorzej grało się z Niemcami, gdy mieli taką paczkę w defensywie, że nie dało się tam sztycha zrobić. Jakiś rozpaczliwy rajd Jelenia, gdzie po prostu zbliżył się do pola karnego – o matko, co za sytuacja! Cud, nasi święci spod Jasnej Góry interweniowali, że Żuraw miał strzał z siódmego metra! Teraz jednak są tam rozregulowani, a to sprawia, że ich meczem, ich poczynaniami, MOŻE – nie musi, ale może – rządzić chaos, przypadek. A z tego chaosu jak najbardziej możemy wyjść zwycięsko.

***

Przemek Bator dziś na twitterze: “Jędza wchodzi na St. Denis i mówi: “jak na Termalice”. Nie do podrobienia to człowiek”.

No cieszy mnie to bardziej i nastraja lepiej, niż gdyby nasi na treningach wyglądali jak z japońskiej kreskówki. Są dobre nastroje, nie ma spinki, a jeśli ktoś taką ma – jest Jędza (a pewnie i jeszcze ktoś), kto pomoże przebić rosnący, bolesny bąbel presji.

Reklama

Dobrze skonstruowana mentalnie ta kadra, niech skonam.

***

Drugi już raz z rzędu przychodzę do dobrze zlokalizowanego hotelu w tym gorącym okresie, a okazuje się, że jest miejsce, za obiektywnie rozsądną cenę, a w dodatku – ostatnie miejsce w całym obiekcie. Może komuś moje kreskówkowe losy na górze przypadły do gustu i dba, bym miał chociaż trochę farta? Urokliwą panoramę z mojego miejsca pobytu możecie podziwiać na czołówce.

Pod Velodrome po Anglia – Rosja też myślę, że miałem trochę szczęścia. Ludzie łażą, a ja cykam jakieś połamane krzesła. Zobaczymy jak to będzie przed i po Polska – Ukraina w Marsylii, gdzie, niestety, też może być gorąco. Wpis z FB Tomka Maciejczuka, cenionego przeze mnie dziennikarza, znawcy spraw ukraińskich:

Ukraiński portal dla kibiców Brutalny Futbol (Брутальний Футбол) zamieścił na swoich profilach grafikę przedstawiającą ukraińskich piłkarzy z napisem „Do Rzezi Wołyńskiej – dwa tygodnie”, nawiązując tym samym do meczu Polska-Ukraina, który odbędzie się 21 czerwca.

Z Polskiej strony także pojawiły się ostre komentarze:

“Ukraińcy, wy tylko co przeprosiliście za “Rzeź Wołyńską” a teraz robicie sobie z tego żarty o tej strasznej tragedii, jak my możemy się po tym odnosić do was. Jak wyobrażacie sobie Polsko-Ukraińską przyjaźń jak ciągle PLUJECIE nam w twarz”

Do zajścia odniósł się Tomasz Maciejczuk, polski dziennikarz znający realia panujące na Ukrainie oraz współpracujący z ukraińskimi mediami:

“Wśród Ukraińskiej młodzieży w sieciach społecznościowych panuje niepokojąca moda na robienie sobie żartów, na kpienie z ofiar “Rzezi Wołyńskiej”. Młodzi Ukraińcy wymieniają się obrazkami i filmikami, które wprost godzą w pamięć ofiar. Coraz częściej spotykam się z twierdzeniem, że Polacy zasłużyli na to, co stało się na Wołyniu w czasie II wojny światowej. To przerażające”, komentuje Maciejczuk.

Cholernie podobała mi się atmosfera wspólnego świętowania Polaków i Irlandczyków z Północy. Dziś kibicuję Irlandii Północnej właśnie ze względu na jej kibiców. Niestety ten 21 czerwca w Marsylii, która już nie zdała egzaminu jeśli chodzi o utrzymanie bezpieczeństwa, trochę mnie martwi i to absolutnie nie ze względów boiskowych.

***

Najwięksi wygrani Euro jak do tej pory? Moim zdaniem Squadra Azzurra. Z jednej strony przepompowana Belgia, ocierająca się o jakieś absurdalnie wysokie pozycje rankingu FIFA, ale zarazem budząca zazdrość liczbą talentów w składzie. Co tu dużo kryć – Włosi, pierwszy raz od niepamiętnych czasów, mieli prawo spojrzeć na skład “Czerwonych diabłów” i popaść w kompleksy. Przecież Italia nie tylko nie przywiozła specjalnie znanych nazwisk, ale jeszcze jest to kadra stosunkowo podstarzała.

Niemniej to wciąż gwiazdy Serie A, najlepsi z najlepszych. Może nierozpoznani tak mocno na kontynencie, lekko dla przeciętnego kibica anonimowi, ale ktoś śledzi te rozgrywki, ten wie, że patałachów tu nie uświadczysz. A wszyscy pod dowództwem bardzo dobrego trenera, który wie jak wykorzystać ich atuty, a jeszcze nie tak zajechani morderczym sezonem, bo nawet liga czeska dłużej wytrzymała w pucharach.

To mieszanka, która może wypalić, choć jej najmocniejsze strony nie są oczywiste.

***
I brawa dla Węgier. Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát!

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...