Trzydzieści sześć kolejek okazało się tylko grą wstępną, uwerturą pod ostatnie 90 minut sezonu, w którym klub obchodzący stulecie może wygrać, albo przegrać absolutnie wszystko. Chyba nikt w Warszawie nie ma wątpliwości, że drugie miejsce będzie nawet nie porażką, a klęską. Chyba nikt w Warszawie nie ma wątpliwości, że dowolny sukces na stulecie – zdobycie Pucharu Polski, Superpucharu, nawet awans do fazy grupowej Ligi Europy – nie będzie miał żadnego smaku, jeśli na ostatniej prostej z rąk wypadnie stolicy tytuł za mistrzostwo.
A po pokerowej zagrywce Stanisława Czerczesowa, który odpuścił mecz z Lechią, by wszystkie siły rzucić na Pogoń temperatura jest niesamowicie wysoka. Jedna pomyłka w meczu z dość silnym rywalem ze Szczecina i w niepamięć pójdzie udana pogoń za Piastem, w niepamięć pójdą wszystkie zwycięstwa, wszystkie sukcesy i piękne bramki. Oczekiwania potrafiłyby przytłoczyć zdecydowanie lepszych i twardszych zawodników. Nieporuszony wydaje się tylko Czerczesow, w wywiadach przypominając jednocześnie, że przecież, gdy zajmowali szóste miejsce, “nikt sobie lidera w Warszawie nie wyobrażał”.
Naszym zdaniem nikt sobie w Warszawie nie wyobrażał scenariusza innego niż mistrzostwo na stulecie. Wszystko, ale to naprawdę wszystko jest gotowe. Transfery, marketing, rozmach przy organizacji obchodów setnych urodzin, frekwencje, obroty klubowego sklepiku, zainteresowanie mediów – to wszystko Legia rozgrywała po mistrzowsku, zwyciężając na wielu polach. Żadna z tych wygranych nie zostanie jednak na dłużej, jeśli nie zostanie ukoronowana tą ostatnią. Ukoronowana.
Stanisław Czerczesow może wyjść na wytrawnego stratega ze strusimi jajami. Roszada w najważniejszym punkcie sezonu, by potem widowiskowo wygrać ligę na własnym terenie. Dublet na stulecie, cel zrealizowany. Ale przecież droga do piekła jest równie krótka. Porażka lub remis z Pogonią przy zwycięstwie Piasta i wytrawnego stratega podmieni zbyt pewny siebie baran, wpadka w dzisiejszym meczu i lista sukcesów i “charakternych wypowiedzi” zamieni się w jeden wielki zarzut: “mocny okazał się jedynie w gębie”.
Choć przecież niewykluczone, że i Piast Gliwice wyłoży się na ostatniej prostej. Zagłębie Lubin zapowiada – walczymy o medale, podium to jednak podium, czwarte miejsce nas nie urządza. Co prawda w obecnej formie ciężko nam sobie wyobrazić porażkę podopiecznych Latala, ale przecież nawet remis prawdopodobnie będzie dla nich końcem marzeń o pierwszym tytule. Gliwiczanie i tak zrobili wynik jakieś 400% ponad normę. Kto spodziewał się, że w ostatniej kolejce będą deptać po piętach liderowi tabeli, skądkolwiek ten lider by był? Tam już nikt wielkości jaj udowadniać nie musi, zrobił to w poprzednich 36 kolejkach.
To będzie piękny dzień, co do tego nie mamy wątpliwości. Już po wczorajszej ambicji Niecieczy i Śląska Wrocław widać, że pewne czasy już raczej minęły i oby prędko nie wróciły. Dziś wobec tego wygra sport, wygra lepszy i – ktokolwiek to będzie – będzie to kropka w ostatnim zdaniu naprawdę cudownej historii. Jeśli górą z korespondencyjnego pojedynku wyjdzie Legia, kilkadziesiąt tysięcy osób przemaszeruje do centrum stolicy, by świętować dublet na stulecie, wymarzony i wyśniony scenariusz, który drużyna w bólu i w trudach, ale jednak zrealizowała. Jeśli mistrzem zostanie Piast? Historia o polskim Leicester City zyska taką puentę, że cały sezon będziemy wspominać jeszcze i za dziesięć albo i piętnaście lat.
Dla takich dni warto żyć Ekstraklasą. Dla takich dni warto interesować się futbolem. 90 minut. Dwa kluby. Dwie wielkie historie. Jedno pytanie – kto w tej lidze ma największe jaja? Odpowiedź poznacie śledząc kamery miejskie z centrum Gliwic i warszawskiego Starego Miasta.