Pogoń szykuje się na mecz z Legią, jak na finał sezonu. Ze Szczecina co i raz dochodzą głosy, że drużyna da z siebie wszystko i zrobi co w swojej mocy, by nie tyle urwać rywalowi punkty, co nawet zgarnąć pełną pulę. – Nikomu nie chcę ucierać nosa, chcę po prostu wygrać – mówił po meczu z Cracovią Jakub Czerwiński. Z kolei Łukasz Zwoliński dodał: – Jedziemy tam po to, by sprawić niespodziankę i zagrać jak najlepsze spotkanie. Na takie mecze czeka każdy.
Dla podopiecznych Czesława Michniewicza to mecz o szacunek całej Polski. Ten punkt widzenia podzielają również działacze, którzy – co przecież drużynie Pogoni niezbyt często się zdarza – zorganizowali podróż do Warszawy samolotem, i to na dzień przed meczem. W tym kontekście od razu przypomina się zeszłoroczny wyjazd “Portowców” do Łęcznej, kiedy pociągiem pokonano trasę do stolicy, by potem przesiąść się do autokaru. Jakkolwiek spojrzeć, różnica w podejściu organizacyjnym jest tu kolosalna.
Kibicom Legii taka postawa niekoniecznie musi się podobać, tym bardziej w kontekście końcówki poprzedniego sezonu. Tamto wspomnienie wciąż podnosi niektórym ciśnienie. Chodzi oczywiście o mecz Górnika z Lechem, w którym zabrzanie nawet nie udawali, że chcą rywalowi przeszkadzać. Tamtejsi kibice nie chcieli, by Górnik w jakikolwiek sposób pomógł Legii zdobyć mistrzostwo, co w dosadny sposób wyjaśniła piłkarzom specjalna delegacja. Oglądaliśmy więc żenujący spektakl pozorowanej gry, na którym w jakimś sensie ucierpiał też Lech. “Kolejorz” był w takiej dyspozycji, że w normalnej rywalizacji pewnie i tak wygrałby z Górnikiem. Może nie 6:1, ale 2:1. A wtedy nikomu nie przyszłoby do głowy, by podważać w ten sposób wywalczone mistrzostwo.
W Legii mogą więc mówić o dziejowej niesprawiedliwości. Kiedy rywale mogą im pomóc – nie pomagają. A kiedy mogą przeszkodzić, zrobią wszystko, co w ich mocy.
Dla nas jednak sygnały, które dziś płyną ze Szczecina, podkreślają jedynie skalę zeszłorocznej patologii. A przecież analogii pomiędzy tymi meczami jest sporo. Górnik, wygrywając z Lechem, skończyłby sezon na piątej pozycji i o to samo walczy dziś Pogoń. W Szczecinie zdają się lepiej rozumieć, że wyższe miejsce w tabeli oznacza przy okazji większe pieniądze dla klubu. Chociaż mamy też wrażenie, że gdyby “Portowcy” nie mieli matematycznych szans na awans na wyższą pozycje, i tak by nie odpuścili. Nie pozwoliłaby im na to sportowa ambicja.
Jak należy podchodzić do tego typu spotkań pokazało ostatnio w Holandii De Graafschap, które – pomimo braku jakichkolwiek szans na opuszczenie strefy barażowej – nie położyło się przed Ajaksem i nie czekało na najniższy wymiar kary. Nikt tam nie myślał o ładowaniu akumulatorów przed kluczowymi meczami fazy play-off o pozostanie w Eredivisie, a piłkarze gryźli murawę i ostatecznie pozbawili wielkiego rywala tytułu mistrzowskiego. Podopieczni de Boera byli blisko, ale nie potrafili postawić ostatniego kroku i pokonać dzielnych piłkarzy De Graafschap. W ostatniej kolejce holenderskich rozgrywek mieliśmy więc dwóch wygranych. Zwyciężyło PSV i, przede wszystkim, zwyciężyła sportowa rywalizacja.
Pogoń też zagra w Warszawie na całego, co jednak nie oznacza, że nie polegnie. Jedyne co wiemy, to że szczecinianie nie będą myślami na wakacjach i zagrają na sto procent swoich możliwości. Ale przecież w taki sam sposób podeszli do pięciu ostatnich meczów, co jednak nie uchroniło ich od trzech porażek. Innymi słowy, zmotywowana Pogoń nie jest synonimem Pogoni dobrze grającej w piłkę.
Nie chce nam się wierzyć, by w dzisiejszych czasach przesadna pompka mogła wydobyć z drużyny więcej i sprawić, że zaprezentuje się znacznie lepiej niż dotychczas. Rzecz jasna nie odbieramy Pogoni szans na zagranie najlepszego spotkania w sezonie, ale raczej nie będzie to wynikiem wyjątkowego nastawienia mentalnego, ale taktyki i dyspozycji dnia. Ciekawe światło na pompowanie się przed ważnymi meczami w zeszłotygodniowej rozmowie z Weszło rzucił Michał Pazdan:
Nie jestem zwolennikiem pompowania się przez cały tydzień i nakręcania na jeden mecz. Efekt może być odwrotny. Zobacz mecze Ligi Mistrzów. Tam nie ma przesadnej napinki. Skoro zawodnicy wiedzą, w co mają grać, to po co mieliby się jeszcze bardziej pompować? Każdy wie, jak przesuwać i jak odbierać piłkę, żeby nie wychodzić ze swojej strefy. W dzisiejszych czasach ważniejsza jest taktyka i umiejętność przewidywania ustawienia. Co z tego, że człowiek się przemotywuje i zacznie biegać tam, gdzie nie trzeba? Tylko zostawi niepotrzebne luki.
I trudno się z tym nie zgodzić. Bardzo podoba nam się podejście Pogoni do meczu w Warszawie, ale oznacza ono mniej więcej tyle, że szczecinianie nie odpuszczą, jak – daleko nie szukając – przed rokiem zrobił to Górnik Zabrze. Lepsi dzięki temu raczej nie będą, a Legia nagle nie przestanie być murowanym faworytem do mistrzostwa. Ważne jednak, że wszystko rozstrzygnie się z duchem sportu. A to już i tak ogromny postęp względem poprzedniego sezonu.
Michał Sadomski
Fot. FotoPyK