Ocenić jednoznacznie trzy lata spędzone przez Pepa Guardiolę w Monachium to rzecz niemożliwa. Z jednej strony pełna dominacja na krajowym podwórku i wiele spektakularnych zwycięstw, a z drugiej – brak ukoronowania tego okresu najważniejszym z trofeów, czyli zdobyciem Ligi Mistrzów. Jeśli źródła swoich problemów szukał w tym czasie Hiszpan, to najczęściej jego frustracja odbijała się na sztabie medycznym. Tak było też po rewanżowym starciu z Atletico, choć wydaje się, że wydarzenia, które miały miejsce w szatni po tym spotkaniu zabrnęły o wiele za daleko.
Nieelegancko wieńczy swoją pracę w Bayernie 45-latek. Niemiecki dziennik Bild relacjonuje, że po końcowym gwizdku wtorkowego spotkania, Guardiola wpadł do szatni z pretensjami dotyczącymi pracy klubowych lekarzy. To o tyle nierozważne zachowanie, że akurat w tym meczu większość zawodników była dla Hiszpana dostępna. Jasne, nie mógł skorzystać z Arjena Robbena (duża strata) oraz Holgera Badstubera (strata nieodczuwalna), ale w kontekście całego sezonu, kiedy zazwyczaj na kozetce leżało średnio kilku graczy, trudno robić z takich ubytków wielką tragedię.
Bild zaznacza, że na samych krzykach się nie skończyło, bo jeden z fizjoterapeutów Pepowi się postawił, co nieomal doprowadziło do awantury między oboma panami, w której Guardiola swoje argumenty chciał wytłumaczyć pięściami. Być może i Hiszpan na konferencji prasowej zjawiłby się nawet z podbitym okiem, ale w porę furiatów rozdzielić miał Franck Ribery.
Warto w tym wszystkim pamiętać, że Hiszpan kozła ofiarnego ze sztabu medycznego robił już ponad rok temu.
Tego publicznego znieważenia nie wytrzymywał wówczas dr Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt, który z Bayernem związany był od blisko 40 lat. Klubowa legenda, człowiek powszechnie szanowany i uważany za jednego z największych – jeśli nie największego – specjalistę w swoim fachu.
Po części prawda jest taka, że Bawarczycy mają w swoich szeregach wielu zawodników ze skłonnościami do kontuzji i okres pracy Guardioli wcale nie różni się pod tym kątem od lat przed jego panowaniem. Jerome Boateng, Arjen Robben, Thiago Alcantara czy kilku innych są od dawna prześladowani przez notorycznie powtarzające się urazy i trudno tak nagle winić za nie sztab fizjoterapeutów FCB. A już tym bardziej, w sposób jaki robi to Pep.
Bayern jest już o ćwierć kroku od kolejnego mistrzostwa Niemiec, a zdobyć może jeszcze krajowy puchar. Jeśli jednak ktokolwiek będzie szukał argumentów, by erę Hiszpana w Bawarii poddać krytyce, to ten właśnie daje ku temu kolejny powód.