Ależ się rzuciliście na mnie z pretensjami, że Radosław Matusiak występuje w programie „Stan Futbolu”. Jako że jestem przekorny i nienawidzę, gdy ktoś próbuje ingerować w moją działalność, to Radek będzie występował tak długo, jak długo sam będzie miał na to ochotę (oby jak najdłużej). I naprawdę nie wzruszy mnie czyjeś tupanie nogami czy wygrażanie pięściami.
Co nie znaczy, że trochę tych pretensji nie rozumiem.
Korupcja w futbolu nie jest czarno-biała. To znaczy jak komuś w życiu z tym lepiej, to może dzielić ludzi na skazanych i nieskazanych, przy czym tych drugich wrzucać do wspólnego kotła. Ja dostrzegam bardzo wiele odcieni szarości. Radosława Matusiaka – podobnie jak Łukasza Piszczka – nie postrzegam jako twórców tego procederu, nie widzę w nich mend, które sprowadziły naszą ligę na dno. Widzę osoby, które znalazły się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie i nie miały dość odwagi lub wyobraźni, by stanowczo zaprotestować.
W 2004 roku Radosław Matusiak miał 22 lata, grał w drugiej lidze, dopiero czekał na pierwszego gola w ekstraklasie, nie wspominając o bramkach w reprezentacji Polski. Trener zarządził zrzutki na sędziów i piłkarze posłusznie oddawali część premii meczowych. Na pewno istniały w różnych klubach jednostki, które potrafiły się wyłamać. Być może trochę na wyrost, ale powiedziałbym, że były to jednostki wybitne. Mało kto postawi przeciwstawić się szkoleniowcowi, czy też całej grupie, zwłaszcza gdy w piłce dopiero próbuje zaistnieć. Tak, są tacy ludzie, podziwiam ich, ale… nie potrafię żądać bycia wybitnym od każdego. Gdybym napisał teraz, że w podobnej sytuacji – jako członek zespołu, mimo presji góry – jako jedyny nie dołożyłbym się do zrzutki, tobym skłamał. Nie wiem, co by było. Fajnie jest myśleć, że bym się nie dołożył, ale rozsądniej – że mogłoby być różnie. Rozumiem, że czytelnicy Weszło to akurat ta elita społeczeństwa, która nigdy nie ulega presji i nigdy nie ułatwia sobie życia, regularnie ignoruje przełożonych i ich niemoralne polecenia. Odporni na naciski, niezależni i niezłomni.
A ja? Cóż, do elity się nie zaliczam. Ujmijmy to tak, że też idealny nie jestem, bo punktów za zbyt szybką jazdę w życiu nie wyłapałem za wiele i to nie dlatego, że zbyt szybko nie jeździłem.
22 lata, druga liga. 22-letni człowiek jest osobą dorosłą. Gdyby kogoś zamordował, to wiek nie byłby argumentem. Natomiast w piłce nożnej trochę jednak tak – bo w piłce od lat rządzi (rządziła?) hierarchia, musiałeś podporządkowywać się starszym, zanim sam się starszy nie stałeś. Na ryzyko pójścia własną ścieżką mogli pozwolić sobie tylko wyjątkowo dobrzy, lub wyjątkowo bezczelni młodzi gracze – a i tak zdarzało się, że wypychani byli poza nawias. Dlatego chociaż zgadzam się, że od 22-latka można wymagać racjonalnego zachowania, to uczulam też, że przez całe dziesięciolecia tworzono w polskiej piłce bagno, z którego trudno było się komukolwiek wydostać. Zasysane były kolejne roczniki.
Korupcja w piłce ścigana jest od 1 lipca 2003 roku. Ci młodzi, których w to wmieszano w 2004 (Matusiak) czy 2006 (Piszczek), należeli do dość pechowego pokolenia – już można było za to beknąć przed sądem, a jeszcze nikt się tym nie przejmował i machina kręciła się w najlepsze. Ale czy wy myślicie, że ci którzy urodzili się trzy lata wcześniej, pięć lat wcześniej, osiem lat wcześniej… Czy wy myślicie, że funkcjonowali w innych realiach? Naprawdę sądzicie, że gdy byli młodymi zawodnikami w 2001, 1999 albo 1996 roku to się nie ubabrali? Faktycznie wierzycie, że eksperci telewizyjni, których oglądacie tydzień w tydzień w poważnych produkcjach nie zostali wmieszani w korupcję? Serio? A może wygodnie wam zakładać, że są w stu procentach uczciwi? Równie dobrze możecie zakładać majtki przez głowę.
Podział na tych, którzy ubabrali się przed 2003 i po 2003 jest sztuczny, bo z punktu widzenia kibica nie ma najmniejszego znaczenia, czy coś jest w kodeksie karnym zapisane, czy nie – korupcja zawsze była „ścigana” wedle regulaminów PZPN (cudzysłów konieczny, bo ściganie było pozorne). Gdybym chciał do programów zapraszać tylko te osoby, za które dałbym sobie rękę uciąć, że nic nigdy, to siedziałbym na Stadionie Narodowym sam (a w zasadzie – biorąc pod uwagę liczne sytuacje drogowe – i ja bym tam nie siedział). Dlatego dla mnie istotne jest, jaką ktoś faktycznie pełnił rolę. Czy działał w myśl powiedzenia „jeśli wkroczysz między wrony, musisz krakać jak i ony”, czy też może był przewodnikiem stada, inspiratorem.
Ludzie piszą: a Wdowczyka to krytykujesz!
Tak, krytykuję (podobnie jak Wójcika – dla mnie są z tej samej gliny). Ale nie krytykuję piłkarzy Korony, których zmuszał do zrzucania się na sędziów. Moim zdaniem wielu młodym chłopakom przetrącił kręgosłupy i zapaskudził życiorys. Maciej Sawicki zdążył w ostatniej chwili zakończyć karierę, bo gdyby został w Kielcach jeszcze sezon, to pewnie i jego by Wdowczyk przymusił do zrzutek (poczytajcie zeznania zawodników – zrzutki były całkowicie obowiązkowe, niektórzy musieli pożyczać pieniądze, bo nie było ich stać), co skutkowałoby tym, że dziś Sawicki miałby wyrok na karku i nie miałby szans zostać sekretarzem generalnym PZPN. W tamtych czasach trzeba było mieć szczęście – w porę uciec, trafić na właściwych ludzi. Ale większość miała pecha.
Staram się być w tym wszystkim racjonalny. Niektórzy z was przeczytali już książkę „Stan Futbolu”, gdzie pokazuję rolę przypadku i zestawiam historię Adama Nawałki z Dariuszem Wdowczykiem. Korupcyjną historię, która mogłaby sprawić, że Nawałka nie zostałby selekcjonerem. Ale tak naprawdę ja w tym rozdziale obecnego selekcjonera bronię i stanowczo nie godzę się, by stawiać znak równości między nim a Wdowczykiem. Jest różnica między ludźmi, którzy musieli funkcjonować w określonych realiach i tymi, którzy te realia tworzyli i kultywowali. Nic nie wskazuje na to, by Nawałka był człowiekiem niegodziwym.
Czy Wdowczyk może pracować? Niech sobie pracuje, byle z dala od reprezentacji Polski. Pisałem, że go nie lubię, pisałem, że nie powinien krytykować sędziów (bo w przeciwieństwie do niego są uczciwi), ale zdaje mi się, że nie odmawiałem mu prawa do zatrudnienia, przynajmniej odkąd skończyła mu się dyskwalifikacja.
Wy wszyscy, którzy nie możecie znieść widoku Radosława Matusiaka… Hmm… Wiecie co? Piszecie, że jestem hipokrytą, a moim zdaniem hipokrytami jesteście wy. Totalnymi. Waszym zdaniem Łukasz Piszczek (zamieszany w korupcję 10 lat temu) może grać w reprezentacji Polski i za chwilę będziecie się cieszyć, jeśli podczas Euro 2016 strzeli gola, ale jednocześnie uważacie, że Radosław Matusiak (zamieszany w korupcję 12 lat temu) nie może o piłce mówić. Co jest z wami? Wisłę i Cracovię mogę prowadzić szkoleniowcy bardziej i mniej (zdecydowanie mniej) pobrudzeni, w reprezentacji Polski gra człowiek z wyrokiem, podobnie jak w Ruchu Chorzów na środku pomocy. I tak dalej… I to was nie rusza. Rusza was, że ktoś dwanaście lat później mówi o piłce w programie na Youtube.
A za moment rozsiądziecie się przed telewizorami i będziecie słuchać ludzi, którzy grali w ustawianych meczach (lub je sami ustawiali), tyle że przed 2003 rokiem i to już dla was będzie całkiem spoko.
OK, jestem w stanie pójść na układ: wycinamy wszystkich w pień, nie patrząc na skalę grzechu. Wyrzucamy z futbolu natychmiast i na zawsze Piszczka, Wdowczyka, Zielińskiego i jeszcze z pięćdziesięciu piłkarzy, czyścimy studia telewizyjne (także z tych, którzy majstrowali przed 2003 rokiem), a wtedy i Matusiak wypada. Ale wy tego wcale nie chcecie. Bo wy tak naprawdę patrzycie na swój własny interes – a to interes klubu, któremu kibicujecie, a to interes reprezentacji, ewentualnie interes telewidza.
Nie postrzegam Matusiaka jako twórcy korupcji w Polsce, nie postrzegam go jako machera, nie postrzegam go jako obrzydliwego cwaniaka. Postrzegam go jako osobę, która w młodości wylądowała nie w tej szatni, w której powinna (pytanie – ile było właściwych szatni w tym czasie?). Teraz za to cierpi – bo publiczne potępienie też jest karą, podobnie jak wysoka grzywna od sądu – ale czy sądzicie, że gdy zaczynał grać w piłkę, to marzył o zrzucaniu się do czapki trenera Kurasa, czy może o dryblingach i golach? Tak, jest współwinny, ale poniekąd jest też ofiarą. Ofiarą nas wszystkich – tych, którzy niewiele zrobili, by w 2004 roku 22-latek nie zaczynał kariery w patologicznym środowisku. Między innymi jest moją ofiarą – dziennikarza, który nie walczył z systemem wystarczająco intensywnie.
PS Sam Matusiak twierdzi, że zabierze głos w tej sprawie, ale po prawomocnym wyroku. Wcześniej nie może.
KRZYSZTOF STANOWSKI