Jedni uwielbiają go za piłkarską bezczelność i odwagę ocierającą się o szaleństwo. Drudzy traktują jak wariata, którego jedyna taktyka brzmi: „rzuć się rywalom do gardeł i sprawdź, jak wyjdzie”. Paco Jemez. Człowiek, który w pierwszej rundzie niemal wylądował w szpitalu po zawale, gdy jego Rayo zafundowało sobie na Santiago Bernabeu następujące „combo”: strata gola w trzeciej minucie, wyrównanie, gol na 2:1, dwie czerwone kartki i… 2:10. Real rozszarpał ekipę z Vallecas, a sam Jemez stwierdził, że został oszukany przez sędziego i liga całkowicie straciła wiarygodność.
Dziś dostaliśmy powtórkę z rozrywki. Rayo – tak jak zapowiadało – rzuciło się rywalom do gardeł. Ładowali, skąd tylko się dało i już po 14 minutach było 2:0 po golach Embarby i Miku. Kontaktowym trafieniem odpowiedział Bale, ale było jasne, że plan B wymyślony przez Zidane’a można było spuścić w toalecie. To, że Ronaldo musiał wreszcie odpocząć, można było zrozumieć. Ale zostawienie na ławce Ramosa, Modricia, Vazqueza czy już nawet tego nieszczęsnego Jamesa? To już spora sensacja. I – jak się okazało – Kovacić ani (tym razem) Jese nie zdołali wskoczyć w te za duże buty. Real w tym eksperymentalnym zestawieniu był… Hmm… Jakby to określić? Zestresowany – tak, to chyba najtrafniejsze określenie. A na domiar złego z kontuzją wypadł Benzema. – To nie jest tylko stłuczenie, ale liczę, że Karim zagra we wtorek – powiedział po meczu Zidane.
W drugiej połowie Rayo nie zrezygnowało ze swojej filozofii. Nacierali. Pressowali. Atakowali. Momentami – jak to u Jemeza – ocierało się to wszystko o szaleństwo, ale długo przynosiło efekt, czyli utrzymanie prowadzenia. Taka gra jest jednak kompletnie wycieńczająca i kolejne gole dla Realu – wbrew pozorom – wydawały się kwestią czasu. Najpierw świetne dośrodkowanie słabo grającego Danilo wykończył niezawodny Vazquez (podkreślamy po raz kolejny: to najbardziej niedoceniany piłkarz La Liga!), a potem katastrofalny błąd Rayo wykorzystał Bale. W pierwszym meczu Walijczyk wbił cztery sztuki, dziś dwie – to wystarczyło, by wydrzeć punkty z Vallecas.
Tak, wydrzeć, bo dzisiejszy mecz – mimo porażki – będzie tam wspominany przez lata. Ale te wyszarpane punkty pozwoliły Realowi wrócić po pięciu miesiącach na fotel lidera. Na jak długo? To już pytanie do Atletico i Barcelony…