Ten dzień z Bundesligą nie mógł zostać rozplanowany lepiej. Najpierw szamotanina na dnie tabeli, cios za ciosem i notoryczne zmiany miejsc wśród drużyn walczących o utrzymanie. Godzina przerwy by nieco ochłonąć i prawdziwie mocne uderzenie. Mecz na szczycie, starcie Bayernu Monachium z Schalke. Dla polskich kibiców najważniejsze informacja jest taka, że w końcu, po łącznie sześciu meczach bez gola, przełamał się Robert Lewandowski. Dziś dwukrotnie wpisał się na listę strzelców.
Zaczniemy od końca, bo od meczu na Allianz-Arena. Jedyną nadzieją na korzystny wynik dla drużyny z Zagłębia Ruhry mógł być fakt, że Bayern odbył w środę niezwykle ciężki bój w Lizbonie. I rzeczywiście – w pierwszych 45 minutach widać było, ze podopieczni Pepa Guardioli mają w nogach 90 minut przeciwko Benfice, a do tego długą podróż do domu. Gospodarze nie forsowali tempa, ale i wcale nie zmuszała ich do tego sytuacja. Przed tygodniem punkty straciła Borussia, więc przewaga w lidze była niezagrożona. Także samo Schalke specjalnie nie starało się wykorzystać chwilowej słabości rywala. Ich próby kontrataku traciły sens jeszcze w zarodku, bo pierwsze podania albo lądowały na aucie, albo pod nogami pomocników Bayernu.
Gospodarze na dobrą sprawę powagę sytuacji zrozumieli dopiero po przerwie. Wciąż starali się umiejętnie szafować siłami, ale pod bramką prezentowali już trochę więcej polotu i zaangażowania. Wystarczyło tylko wrzucić drugi bieg, by z bocznych obrońców Schalke zrobić kołowrotek. Po raz pierwszy i drugi do siatki trafił Lewandowski (to już jego siódmy ligowy doppelpack), a rywali dobił Arturo Vidal.
Bayern zrealizował plan Guardioli perfekcyjnie. Nie przemęczając się, ograł rywala w prestiżowym pojedynku i w zasadzie może już przestać oglądać się za siebie jeśli chodzi o rywalizację na krajowym podwórku. Borussia – nawet jeśli jutro da jeszcze sygnał do ataku – szanse na dogonienie monachijczyków ma już takie jak Piotr Ćwielong na wyjazd na Mistrzostwa Europy we Francji. Bawarczycy mogą więc w pełni skupić się na wtorkowym meczu Pucharu Niemiec, ale przede wszystkim – rozsądnie rozkładać siły przed dwumeczem z Atletico Madryt.
***
Nie możemy się nadziwić temu, ile zdrowia do futbolu ma Claudio Pizarro. 37 lat na karku, gra w słabiutkim Werderze, a mimo tego – gol za golem. W tym sezonie Peruwiańczyk już 13-krotnie wpisywał się na listę strzelców, a dzisiejsze trafienie jest dla jego drużyny wręcz bezcenne. Bremeńczycy ograli ćwierćfinalistę Ligi Mistrzów z Wolfsburga 3:2. Tym samym Werder odskoczył Eintrachtowi na cztery punkty, a Pizarro zapisał się na kartach historii klubu z Północy.
W brawurowy sposób swoje szanse na utrzymanie w elicie zwiększył najbiedniejszy klub w stawce, SV Darmstadt. „Lilie” ograły dziś na własnym obiekcie Ingolstadt i na cztery kolejki przed końcem mają cztery „oczka” przewagi nad strefą barażową, a aż osiem nad spadkową. Czy ktoś typował taki wynik SVD przed rozpoczęciem sezonu? Chyba tylko szaleńcy.
***
Ponadto – Hoffenheim prowadzony przez 28-letniego Nagelsmanna zdjął kolejny skalp, tym razem ogrywając Herthę. Augsburg zaś w meczu o sześć punktów zwyciężył na własnym obiekcie VfB Stuttgart, który po rewelacyjnym początku wiosny teraz musi do ostatnich chwil drżeć o to, by nie zawitać do drugoligowego grona.
***
źródło: Kicker.de