Reklama

Szalona pogoń Borussii, Bayern postawił na efektowność

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

02 kwietnia 2016, 19:38 • 4 min czytania 0 komentarzy

Aż 22 bramki padły w sześciu sobotnich spotkaniach ligi niemieckiej. Wyjątkowo oszczędnie strzelał dziś Bayern, lecz z nawiązką zrekompensował to urodą jedynego gola tego popołudnia. Kiepsko na tle rywala zaprezentował się Robert Lewandowski, ale po końcowym gwizdku i tak czekały go miłe chwile – odebrał statuetkę dla najlepszego napastnika na świecie w 2015 roku od IFFHS.

Szalona pogoń Borussii, Bayern postawił na efektowność

Nie był to zbyt udany mecz dla Lewego, choć ci którzy wnikliwie śledzą jego karierę nie powinni być zaskoczeni. Polak w Bundeslidze potrafi strzelać niemal każdemu – od Borussii Dortmund aż po Bayer Leverkusen, ale gdy przyjdzie mu szarpać się z obrońcami Eintrachtu, zazwyczaj kończy z zerowym dorobkiem. Dziś jego najefektowniejszym starciem było to z Davidem Abrahamem, które miało za grosz podłoża czysto piłkarskiego – zaczęło się na pozór niewinnie, bo od słownej potyczki, a skończyło na chwilowej szamotaninie i mierzeniu wzrokiem. Lewandowski ostatecznie boisko opuścił po 71 minutach gry, a jego koledzy, skromnie, bo skromnie, ale ostatecznie zgarnęli trzy punkty. Warta uwagi była dziś przede wszystkim akcja bramkowa, gdy fantazja Francka Riberyego została nagrodzona pięknym trafieniem przewrotką ze skraju szesnastki.

Przez resztę meczu goście dość mądrze się bronili, a i Bawarczycy – mając w pamięci środowe starcie z Benfiką – raczej nie palili się do tego by raz po raz szturmować bramkę rywali. Eintracht, oprócz tego, że umocnił się w strefie spadkowej, pobił też kolejny niechlubny rekord. Zawodnicy z Frankfurtu już od 757 minut nie potrafią trafić do siatki w starciach z monachijczykami, a ostatni raz ta sztuka udała im się w kwietniu 2011 roku.

Reklama

Po meczu Manuel Neuer i Robert Lewandowski odebrali jeszcze od IFFHS, czyli Międzynarodowej Federacji Historyków i Statystyków Futbolu, statuetki dla – odpowiednio – najlepszego golkipera oraz najlepszego napastnika ubiegłego roku.

***

Jeśli ktokolwiek po pierwszej połowie meczu w Dortmundzie znudzony zmienił kanał – a nie wątpimy, że takich osób było sporo – powinien mocno żałować swojej decyzji. Borussia dzisiejsze spotkanie rzeczywiście rozpoczęła tak, jak gdyby w głowach miała już czwartkową konfrontację z Liverpoolem, a świadoma, że ani nie dogoni Bayernu, ani nie straci drugiej pozycji w lidze, mecz z Werderem chciała po prostu odbębnić. Do przerwy mecz toczył się w wyjątkowo leniwym tempie i nawet pierwsze minuty po zmianie stron nie wskazywały, że ten stan miałby się zmienić.

W końcu jeden z kontrataków wykorzystał Aubameyang, który będąc oko w oko z Wiedwaldem sprytnie podciął nad nim piłkę. W kolejnych fragmentach gospodarze ukojeni prowadzeniem kontrolowali wydarzenia boiskowe i wydawało się, że bremeńczycy nie będą w stanie sforsować świetnie zorganizowanej defensywy BVB. Najpierw jednak centrę z rzutu rożnego głową wykorzystał Galvez i właściwie wtedy zrobił nam się mecz. Minęła raptem chwila, a już było 1:2, kiedy podanie Öztunaliego wykorzystał Junuzović. Tuchel zareagował zmianą Kagawy, który zaraz po wejściu na boisko trafił do siatki doprowadzając do remisu. Borussia poszła za ciosem, a Adrian Ramos w swoim pierwszym kontakcie z piłką od razu wpisał się na listę strzelców.

***

Reklama

Hannover – choć wciąż ma jeszcze matematyczne szanse – od spadku z ligi mógłby uchronić już tylko jakiś bliżej niewytłumaczalny cud. Bundesliga od dawno nie gościła tak rozpaczliwie grającej drużyny, a dzisiejsza porażka 0:3 na własnym stadionie z HSV kończy 10-meczową przygodę z klubem Thomasa Schaafa. Legendarny dla Werderu szkoleniowiec z H96 zanotował w tym okresie aż dziewięć porażek i postanowił opuścić tonący okręt zanim jeszcze katastrofa zostanie oficjalnie odtrąbiona. Dla HSV było to zaś pierwsze zwycięstwo na HDI-Arena aż od 2007 roku.

***

Nie mniej żenująco od H96 spisali się dziś zawodnicy Schalke, których wyjazdowa konfrontacja z beniaminkiem z Ingolstadt może zostać ujęta tylko w postaci słynnej okładki “Faktu” (“Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo, nie wracajcie do domu”). Podopieczni Andre Breitenreitera na własne życzenie starają się wypisać się z wyścigu o miejsce w Lidze Mistrzów, który i tak w tym sezonie toczy się w żółwim tempie. Po tej porażce niemal pewnym jest też już, że opiekun S04 straci swoją posadę wraz z końcem sezonu, a niemieckie media spekulują, że niemal od razu znajdzie zatrudnienie i w przyszłym sezonie będzie miał za zadanie przywrócić do pierwszej ligi spadający Hannover.

***

Grad goli oglądali kibice w Moguncji i Darmstadt. Mainz 4:2 rozprawiło się z Augsburgiem (jedną z bramek dla gospodarzy zdobył głową mierzący 1,65 m Pablo de Blasis), który tym samym do końca sezonu będzie zmuszony drżeć o utrzymanie. Darmstadt zaś na własnym obiekcie zremisowało 2:2 ze Stuttgartem w barwach którego dość przeciętny mecz zanotował Przemek Tytoń. Co miał puścić – puścił, co miał obronić – obronił. Bez fajerwerków.

Najnowsze

Ekstraklasa

Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Kamil Gapiński
2
Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Niemcy

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Komentarze

0 komentarzy

Loading...