W głowie pewnie świtają wam jeszcze trafienia “Grosika”, załapanie się last minute do kadry Wszołka, piękny comeback Błaszczykowskiego czy zmasakrowanie Włochów przez Niemców, a gdzieś tam boczkiem w międzyczasie w Ekstraklasie też zadziało się kilka rzeczy. Pewnie wielu z was je przeoczyło (i w sumie nic dziwnego), Weszło przychodzi więc z pomocą i podsumowuje w dziesięciu punktach to, co wydarzyło się w przerwie na mecze reprezentacji.
1. Marek Saganowski rozegrał pełny mecz w pierwszym zespole.
Od klubowej maskotki różni się tym, że chociaż gra w sparingach. „Sagan” przestał już jeździć z drużyną na mecze, przyzwyczaił się do swojego ulubionego miejsca na trybunach i jego dzień wypełniają już raczej myśli „co dalej?”, a nie „jak by się tu dziś przygotować na trening?”, ale dostał za to szansę w sparingu ze Zniczem Pruszków. Nikogo to szczególnie nie zdziwi, jeśli 90 minut w tym spotkaniu było ostatnim meczem od deski do deski „Sagana” w Legii.
2. Mateusz Abramowicz dostał zakaz udzielania wywiadów.
Ta informacja na pewno mogła wam umknąć, tak jak umknęła samemu Abramowiczowi, którego o wywiad jeszcze nikt nie poprosił, zupełnie przeoczyli to także dziennikarze, którym taka propozycja jeszcze nawet nie przeszła przez myśl. Być może uczulony własnym falstartem w obcowaniu z mediami w Śląsku Rumak uznał, że głupio by wyszło, gdyby piłkarz musiał odpowiadać na pytania „kim jesteś?” albo „skąd się tu wziąłeś?”. No i brawo. I jedność, determinacja, zaangażowanie.
3. Rezerwy Górnika pokazały, że jednak nadają się do czegoś więcej niż tylko tarcie chrzanu.
Maciej Korzym odtrąbił sukces – bramki wprawdzie nie strzelił, ale udało mu się wywieźć trzy punkty z trudnego boiska Skry Częstochowa. Wersja oficjalna – piłkarze spięli się po tym, jak ostatnio w kompromitujący sposób (kompromitujący, bo w pierwszym składzie było ośmiu piłkarzy z Ekstraklasy) przegrali u siebie z BKS-em Stal Bielsko-Biała. Nieoficjalna – tym razem zagrało tylko pięciu ligowców („Przyrosia” nie liczymy), więc chociaż było komu biegać. Co ważne, pauzował także Janota, co reszta drużyny bezdyskusyjnie przyjęła jako wzmocnienie.
3:1 ze Skrą Częstochowa. Górnicy wreszcie utarli nosy krytykom.
4. Sebastian Madera ustrzelił hat-tricka.
Nie, nie na boisku, ale w sumie sami nie wiemy, co byłoby dziwniejsze – trzy bramki obrońcy w jednym meczu czy… oddelegowanie do rezerw w trzecim klubie z rzędu. Defensor Jagi podążył tą drugą ścieżką.
Sebastian Madera poszedł na dietę. Musiała być to dieta niezwykle ekstrawagancka, ponieważ trener Michał Probierz przy całej drużynie zapowiedział mu: – Albo zaczniesz normalnie jeść, makarony i tak dalej, albo cię wypierdolę do rezerw.
Piłkarz chyba myślał, że to tylko takie gadki. Nie wiemy, czy on tam wcinał żywe koty, czy może chciał się karmić energią gwiazdy polarnej, w każdym razie – co tu kryć – faktycznie został wypierdolony.
Do końca kontraktu ma rok. Albo zmieni nawyki żywieniowe i wróci do pierwszej drużyny, albo nie zmieni i rok spędzi na diecie, sportowej także.
Możemy tylko żywić nadzieję, że Maderze kariera jeszcze się nie przejadła.
5. Królowie życia z Chorzowa balują dalej.
O sprawie jest tak głośno, że raczej nie mogła wam ona umknąć, no ale może jakimś cudem jeszcze nie możecie otrząsnąć się po bezbłędnym podaniu Salamona na 385 metrów i tkwicie przez to w alternatywnej rzeczywistości. W największym skrócie: prezes Ruchu Dariusz Smagorowicz pociesznie stwierdził, że jest goły i wesoły i trzeba mu dać osiemnaście milionów, bo nie wyrobi. Hajs od miasta oczywiście dostał i dalej może się zabawiać w ściąganie Maćków Iwańskich. Gruby melanż z Ruchem trwa!
6. Igor Tyszczenko został odpalony po miesiącu.
Mocno dziwimy się klubowi, że zdecydował się na zatrudnienie Tyszczenki, ale… na co liczył sam piłkarz? Odbił się od ściany – również ze względu na kontuzję – w pierwszoligowej Arce Gdynia? Odbił. Przyszedł do Śląska Wrocław na pozycję, na której miał dwóch solidnych konkurentów? Przyszedł. Jest piłkarzem spoza Unii Europejskiej? Jest. Mariusz Rumak zapowiedział, że będzie zabierał do kadry meczowej tylko trzech piłkarzy spoza UE, a żadną tajemnicą jest, że w hierarchii wyżej stoi Dudu, Dwali i nawet Morioka.
Plus dla Tyszczenki jest taki, że ma chociaż sporo czasu, żeby poszukać sobie nowego pracodawcy.
7. Marcin Robak wrócił do żywych.
Pograł półtora miesiąca, wrócił, rozegrał 56 minut, znowu wypadł, a i tak wśród czterech strzelb Lecha Poznań zajmuje… drugie miejsce. Robak zapowiada, że jeszcze pomoże Lechowi w tym sezonie, ale umówmy się, Nicki Bille Nielsen nie wygląda jak paralityk, Kownacki wystrzelił z formą, a Robak po prawie półrocznej przerwie mimo wszystko będzie kompletną niewiadomą. Marcinie, raczej nastawialibyśmy się na przyszły sezon.
8. Guerrier doznał cudownego ozdrowienia.
Pojechał na kadrę chory, wrócił zdrowy. Haitańska znachorka? Maść z jadu lokalnych węży? Środkowoamerykańskie powietrze? Jakieś zjawiska paranormalne na pewno wchodziły w grę, skoro gość od lutego nie jest w stanie zagrać ani jednego meczu, ba, nie jest w stanie odbyć normalnego treningu, a potem jedzie na kadrę i gra prawie cały mecz. Cuda, cuda!
9. Aankour stał się liskiem.
Aankour po upojnych romansach z Marsylianką, ślimakami i paryską modą stwierdził w końcu, że czuje się Francuzem, złożył wniosek o obywatelstwo i stał się piłkarzem z UE. Niby każdy orze jak może, ale to takie trochę liskowanie – po coś przepisy o ograniczeniu piłkarzy spoza UE zostały jednak wprowadzone i z tego co pamiętamy chyba nie po to, by je kreatywnie omijać. Kto na tym manewrze ucierpi najbardziej? Prawdopodobnie Sierpina, który po świetnym starcie rundy zaliczył zjazd i zmarnował 7235 kilka zawstydzająco prostych akcji. Kto zyska? Pilipczuk.
10. Krzysztof Kiercz w końcu znalazł klub.
Kolejna brutalna weryfikacja. To było oczywiste, że Kiercz świata nie zawojuje, ale jednak:
a) szukał klubu od grudnia,
b) startował do negocjacji z pozycji pierwszego zmiennika w Koronie Kielce.
Można było się spodziewać, że może sięgnie po niego ktoś z pierwszej, a co najmniej z drugiej ligi. Telefon milczał i Kiercz znalazł w końcu pracodawcę. Pod koniec marca. W trzeciej lidze opolsko-śląskiej, w Odrze Opole. Nie tak to miało wyglądać.
Fot. 400mm.pl