Reklama

Młody znowu to zrobił! Genialne Manéwry Koemana

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 marca 2016, 19:49 • 4 min czytania 0 komentarzy

Marcus Rashford. Miesiąc temu to nazwisko pewnie dla większości z was znaczyło mniej więcej tyle, co nazwisko losowo wybranego zawodnika Izolatora Boguchwała. W zasadzie w kilkanaście dni z kompletnego „no name’a”, osiemnastolatek przeistoczył się w prawdziwego idola kibiców United. Dzieciak stąd. Jedyny „Mancunian” w składzie. Chłopak z mlekiem pod nosem, który dziś doszczętnie pogrzebał marzenia o mistrzostwie lokalnego rywala.

Młody znowu to zrobił! Genialne Manéwry Koemana

– To jeden z zawodników, którzy dają temu zespołowi duszę – mówił o nim niedawno Louis van Gaal. Trudno się kłócić, nie tylko w wymiarze strzeleckich popisów. Młodzian przywrócił bowiem wiarę tym wszystkim chłopcom z Manchesteru, którzy mogli przestać wierzyć w to, że na Old Trafford kiedykolwiek otrzymają prawdziwą szansę. Przeszedł przez ten sam system, który dał światu Davida Beckhama, braci Nevillów, Ryana Giggsa, Paula Scholesa i Nicky’ego Butta. Wychował się ledwie kilkanaście minut drogi od Teatru Marzeń.

Przeciwko City zrobił niemal kropka w kropkę to, co inna nadzieja United, Anthony Martial w swoim debiucie. Również ograł jak dziecko obrońcę rywali i zachował zimną krew stając oko w oko z dużo bardziej doświadczonym Joe Hartem.

Aż przyjemnie patrzyło się, jak nastolatek nie posiada się z radości. Jak rozsadza go entuzjazm. Jak nie dowierza, że to co się wokół niego dzieje w ostatnich tygodniach, wydarzyło się na prawdę. Ale Anglik ujął nas czymś jeszcze. Gdy w polu karnym City był podcinany, rywale próbowali wykorzystać jego niezadowolenie i skierować je przeciwko niedoświadczonemu napastnikowi. Ten szybko doskoczył do rywali, pokazując że nie da sobą pomiatać, a jednocześnie zachował przy tym chłodną głowę i nie dał się sprowokować do zarobienia głupiej kartki.

Reklama

Jeśli Louis van Gaal zostawi po sobie coś pozytywnego, Rashforda trzeba będzie niewątpliwie umieścić na czele tej krótkiej listy.

***

Wiemy już więc, że aby Manchester City zdobył mistrzostwo Anglii, musiałby się zdarzyć jeszcze większy cud niż pamiętna pogoń za United sprzed czterech lat. Z dużym prawdopodobieństwem można też już dziś stwierdzić, kto do końca pozostanie głównym rywalem Leicester w grze o tron. Huraganowy Harry tym razem uderzył jeszcze zanim na jego skroni pojawiła się pierwsza kropla potu, ale po prawdzie cały zespół Tottenhamu był dziś gotowy wgnieść rywala w ziemię.

Najlepiej o tym, ile oba zespoły miały z meczu, świadczy statystyka strzałów. A przecież po porażce z Dortmundem pojawiały się głosy, że Kane i koledzy jadą już na rezerwie…

"Image

Reklama

Jak spisał się Artur Boruc? O ile przy obu trafieniach Kane’a Polak nie miał za wiele do gadania, o tyle trzeciego, za wyplutą pod nogi Eriksena piłkę, można zapisać na jego konto.

***

Cztery minuty. Tyle czasu potrzebował Ronald Koeman, by dojść do wniosku, że dziś cały wszechświat sprzysiągł się tylko po to, by zagrać na nosie jemu i jego Southampton. W przerwie meczu wymienił etatowego wykonawcę jedenastek Dusana Tadicia na Sadio Mané i już po kilkuset sekundach musiał ze zrezygnowaniem zwiesić głowę, gdy Mané spuścił w kiblu marzenia Świętych o korzystnym rezultacie. Tak się przynajmniej wtedy wydawało, bo o ile o Simonie Mignolecie można mówić wiele złych rzeczy, to akurat karne bronić potrafi.

Na szczęście po pierwszej połowie Koeman dokonał jeszcze jednej roszady – wprowadził wracającego do składu po zawieszeniu za trzecią czerwoną kartkę Wanyamę. Ten wraz z pierwszym odbiorem przejął również całą energię dotychczasowego motoru napędowego Liverpoolu. Philippe Coutinho w pierwszej połowie robił bez żadnych oporów dokładnie to, na co miał ochotę. Wyglądało to tak, jakby drużynę Southampton kontrolował dzieciak, który pierwszy raz widzi na oczy konsolę, a pada sterującego Coutinho miał w rękach regularny uczestnik wirtualnych turniejów. Brazylijczyk wypracował bramkę, raz za razem rozrzucał piłki z zegarmistrzowską precyzją, w dodatku sam strzelił pięknego gola otwierającego wynik.

To, co układając na swoją modłę grę w środku pola rozpoczął Wanyama, z przodu w złoto zmieniali Mané z Graziano Pellè. To, czego nawet największy optymista nie spodziewałby się po pierwszej godzinie gry, stało się faktem już dwa kwadranse później.

Tak, 2:0 to doprawdy bardzo niebezpieczny wynik…

***

W ostatnim dzisiejszym meczu, mimo że mówimy o starciu osiemnastej z dziewiętnastą drużyną ligowej tabeli, emocji również nie brakowało. No bo to w końcu Tyne-Wear derby, najbardziej prestiżowe spotkanie roku dla Sunderlandu i Newcastle. W dodatku tym razem niosące za sobą okazję zrzucenia odwiecznego rywala w przepaść.

Skończyło się na głębokich ranach po obu stronach, bo po wygranej Norwich, ani jedni ani drudzy nie mogli marzyć o remisie. O ile ten dla Czarnych Kotów dziś będzie mieć zdecydowanie gorzki smak, bo do utrzymania prowadzenia brakło im siedmiu minut, jutro mimo wszystko to one będą mieć mniejszy ból głowy. Gra Sunderlandu od kilku tygodni wygląda bowiem znacznie lepiej niż wyniki, podczas gdy Newcastle mimo zmiany menedżera, wciąż gra bardzo, ale to bardzo przeciętnie.

Chciałoby się powiedzieć – na poziomie Championship.

Najnowsze

Hiszpania

Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Patryk Stec
7
Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...