Reklama

Jóźwiak i Aleksandrow, czyli falstart nowych skrzydłowych

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2016, 23:14 • 3 min czytania 0 komentarzy

Takie mecze jak Lech – Legia często kreują nowe gwiazdy. Wyjdziesz na boisko, błyśniesz i – choć wcześniej nie istniałeś w świadomości przeciętnego kibica – to teraz zna cię każdy. Po cichu liczyliśmy, że tak też będzie i dzisiaj. Że poza klasycznymi pojedynkami w stylu Borysiuk vs Tetteh, Nikolić vs Burić, być może „urodzi” się nam jakaś nowa perełka. Kandydatów – jak się okazało przy wyjściowych składach – było dwóch: Michaił Aleksandrow i Kamil Jóźwiak. Efekt? Większe oczekiwania odkładamy na później.

Jóźwiak i Aleksandrow, czyli falstart nowych skrzydłowych

Spójrzmy prawdzie w oczy – wystawienie obu tych gości w pierwszych składach to spora niespodzianka zarówno ze strony Czerczesowa, jak i Urbana. Do tej pory nie wiedzieliśmy o nich zbyt wiele. Jedynie to, co przeczytaliśmy w bułgarskich mediach, usłyszeliśmy od ludzi zajmujących się szkoleniem w „Kolejorzu” lub po prostu sami wyłapaliśmy, gdy obaj panowie dostawali szanse w końcówkach. Pierwszy skorzystał z absencji Kucharczyka i – co bardziej zaskakujące – przesunięcia Guilherme na ławkę, drugi natomiast miał za rywala jedynie Sisiego, bo Kownacki na stałe powędrował na środek ataku. Na tle mocnego jak na tę ligę rywala obaj jednak zdali egzamin na ocenę przeciętną. Albo – żeby pozostać w temacie akademickim – raczej rzutem na taśmę wyprosili przepchnięcie na kolejny termin.

Noty wystawiliśmy obu skrzydłowym zbliżone – Jóźwiak dostał 3/10, a Aleksandrow 4/10. Skąd ta dysproporcja? Głównie ze względu na stałe fragmenty gry, które Bułgar wykonuje naprawdę przyzwoicie, tak ze trzy razy lepiej niż Duda. Poza tym jednak były piłkarz Łudogorca zagrał przeciętnie. Początkowo zablokował kilka piłek wybijanych przez defensorów Lecha, a następnie sam zdecydował się na dwa uderzenia. Najpierw ustrzelił znajdującego się na spalonym Jodłowca, później dobijał świetny lob Prijovicia, zmuszając Buricia do trudnej interwencji. Kiedy natomiast – już w drugiej połowie – Aleksandrow stanął przed szansą wyprowadzenia groźnej kontry i mógł wypuścić Prijovicia na czystą pozycję, zagrał zdecydowanie za lekko. W efekcie musiał faulować Tetteha i zamiast otwierającego podania bądź asysty drugiego stopnia zaliczył żółtą kartkę. Idealne podsumowanie dość chaotycznego występu.

Z Jóźwiakiem w gruncie rzeczy było podobnie. Na pierwszy rzut oka widać, że to żywe sreberko. Podobać może się fakt, że choć chłopak jest skrzydłowym, to nie trzyma się kurczowo linii, tylko często schodzi do rozegrania i szuka akcji kombinacyjnych (czego często brakuje nam np. u Kamila Mazka). Nie gra na alibi – często wybiera trudne rozwiązania. Do takiej gry potrzebne jest jednak świetne zrozumienie z kolegami i pewne automatyzmy, a tych – zwłaszcza przy współpracy z Kadarem – zwyczajnie brakowało. Wydawało się, że Jóźwiak stanie przed szansą pokazania umiejętności, gdy Lech startował z obiecującą kontrą i chłopak miał przed sobą cały korytarz, ale wcześniej faulowany był Aleksandrow i sędzia musiał przerwać grę. Poza tym Jędrzejczyk wyłączył fizycznie Kamila jak starą pralkę. Przy pojedynkach główkowych drobny 17-latek też nie miał większych szans.

Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – dalecy jesteśmy od skreślania któregokolwiek z obu nowicjuszy. Ewidentnie wygląda to tak, że obaj muszą się rozkręcić, a Jóźwiak – choć zagrał dziś słabiej od Aleksandrowa – momentami pokazywał przebłyski jakiegoś potencjału. Ciężko jest jednak zdać test na prawo jazdy, jeśli wcześniej jeździło się wyłącznie odkurzoną na strychu u dziadka motorynką.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...