Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 marca 2016, 14:40 • 4 min czytania 0 komentarzy

Harry Kane. Znów trafił, a że ma rozwaloną głowę to najpierw dał z lewej, a potem z prawej – mistrzostwo Anglii znów otwarte, to raz. A dwa – muszę mieć komu kibicować, jeśli – co więcej niż prawdopodobne – reprezentacja Polski zakończy turniej przed wyjściem z grupy (tzn. trzeci mecz o honor). Zastanawia mnie jednak jak ten sam Tottenham mógł przerżnąć parę dni wcześniej trójką z Dortmundem. Jedyne, co przychodzi mi do pustej bańki, to że puchary europejskie tyleż Anglików interesują co pozostanie w Unii.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

*

Dostałem rano fajną książkę: Stefan Szczepłek „Moja historia futbolu”. Pewnie ciekawa, bo autor dorastał w czasach, gdy o piłce trzeba było pisać albo ciekawie, albo wcale. Stefcio zawsze był mały, brzydki, nie umiał pić – ale pisać potrafił. No i organizował nasze życie futbolowe kombinując niezliczoną liczbę meczów, tacy ludzie są bezcenni.

I tak otwieram na chybił trafił książkę, to najlepszy test. I bach! Tekst o tym, że Górski i Gierek w tym samym czasie dostawali nominacje od partii, i że Gmoch był jedynym partyjnym piłkarzem…

Brrr, Stefan, ty chyba w tym samym czasie sam się zapisałeś do PZPR, może miał on podobne motywacje? Dodawał sobie ważności?

Reklama

Na okładce podtytuł: „Autor jest pierwszym laureatem nagrody im. Bohdana Tomaszewskiego Grand Press 2015”.

Kiedy spotkałem ostatnio Szczepłka, pogratulowałem oczywiście i zapytałem: – Stefciu, a właściwie to za co ta nagroda?

Zmieszał się bardzo. I to była moja nagroda.

*

Oczywiście z wieloma poglądami się nie zgadzam. Bo dostałem też książkę o Messim a tam jak byk, że kto nie ceni Messiego to jakby kochał muzykę a nie szanował Fredka, albo kochał film i gardził De Niro.

Sęk w tym, że ja cenię i Fredka, i De Niro, a nie cenię Messiego. Raz, że ma za łatwo, jak ja gdy Stefana wiozłem do przerwy 7:0 i bałem się na sama myśl o nieuchronnym powrocie do redakcji… A dwa, że dopóki nie zostanie mistrzem świata, to nie. Nie bo nie.

Reklama

Ale lubię jednego i drugiego. Gdyby tak nie było nawet bym się na ich temat nie zająknął.

*

Pogadałem sobie z Kosą. – O polityce chcesz? – zaczął, na co odparłem posłowi, że nie, bo on przecież o polityce nie ma najmniejszego pojęcia. Że chciałem popytać o zakwaszenie mięśni, bo mnie nogi bolą. No i doradził, dzięki, ale przy okazji – jako że mamy trawniki – pogadaliśmy czemu boiska wiosną, bez żadnej zimy stulecia, są tak gówniane. Bo oszczędzają na prądzie, włączają podgrzewanie dopiero trzy dni przed meczem – stwierdził Kosa. Z góry zielone, w dole zmrożone, musi się rozjechać jak trawa po strzale Hołoty. Ha, ja sadze nawet, że jak się podgrzewa, wszystko jedno ile dni, to jest to niezgodne z naturą. Mianowicie korzonki się… rozgotowują, i gniją. A najpierw one, potem – od korzenia – cała reszta. A rozgrzana ziemia się rozstępuje jak ciepłe krowie albo psie gówno co widać, słychać i czuć.

Bym tak nie mądrował, ale moja najstarsza siostra skończyła na SGGW ogrodnictwo.

Żeby boiska były dobre, wystarczy podlewać, gdy nie ma miesiąc deszczu na przykład, i wałować, gdy staje się nierówne. Resztę pozostawić naturze, nie cudować. Bo to jak malowanie trawników na zielono w starym wojsku.

*

Patrzę na ligę z zaciekawieniem, lody kręcą się gęsto, a walka chyba o to teraz czy Legia czy Piast zagra mecz o mistrza na swoim boisku, jako gospodarz, czyli zacznie o oczko wyżej. Oczywiście debilny jest regulamin, jak i pomysły Ekstraklasy różne, mianowicie w play-off mecz pierwszego z drugim winien być na końcu, a nie na początku serii. No, ale mnie nikt nie słuchał nigdy, i niech tak pozostanie.

*

Wdowczyk wraca, by spuścić Wisłę, tak to wygląda. Lubię go bardzo, pewnie od czasu jak razem z Dziekanem debiutowali jako nastolatkowie w Gwardii Warszawa, gdzie i ja kopałem, kumple z klasy zostali wicemistrzami Polski juniorów, ja wtedy wybrałem egzaminy na uniwersytet i nie żałuję. Wdowiec miał najlepszy wślizg w Polsce (Szczepłek strasznie go za to gnębił), najbardziej soczysty strzał z dystansu jakiego dziś nikt w Europie nie ma, pamiętam jak nakrywał czapką Rummenigge – dziś to prezydent Bayernu, ale wtedy najlepszy napastnik świata. I życzę mu jak najlepiej. Zwłaszcza, że jak wpadł jak śliwka w kompot, to nie sypał kumpli i szefów, tylko się przyznał do winy, którą odpukał regulaminowo. Obstawiam nawet, że od życia dostał bonifikatę, tak to ujmę literacko.

A Czerczesowa chcą podobno w Zenicie. Chcą? Kiedyś słyszałem historię, opisał ją w „Wyborczej” kumpel. Minister handlu Ukrainy wizytuje uniwermag, taki duży supermarket…

– Kak pażywajetie, grażdanie – on sprasziwajet.

– A idi dziadźka w piździec! – otwieczajut oni.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...