Walka o awans do grupy mistrzowskiej – cel nadrzędny wszystkich ekip – wchodzi w decydującą fazę. A dziś na boiska w Ekstraklasie wybiegną trzy ekipy, które aktualnie są pod kreską, ale ciągle o zapewnieniu sobie spokoju już w kwietniu mogą myśleć realnie. I choćby z tego powodu warto – jeśli akurat nie macie nic lepszego do roboty – spędzić piątkowy wieczór przy meczach Korony Kielce ze Śląskiem Wrocław i Piasta Gliwice z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Oczywiście nie zamierzamy wam ściemniać, że te nazwy to gwarancja rozrywki. Ale jednak w trakcie kilku ostatnich meczów powstało kilka interesujących wątków i ciekawi jesteśmy, jak się rozwiną. A dziś także doczekamy się jednego nowego.
Czy Aankour i Cabrera to jednak Panowie Piłkarze?
Na to wygląda! Jesienią – delikatnie rzecz ujmując – były co do tego pewne wątpliwości. No a Marokańczyk przecież również w całym poprzednim sezonie nie potrafił udowodnić, że nie przyjechał do Polski tylko po to, by naciągnąć kogoś na kasę. Łącznie w 32 meczach nie strzelił gola i zaliczył tylko 3 asysty. W pewnym momencie napisaliśmy nawet, że dorzucilibyśmy się do zbiórki, gdyby Korona chciała rozwiązać z nim kontrakt. Cabrera? Jesienią strzelił 4 gole, tyle co Michał Przybyła.
A teraz liczby mówią coś szokującego, a mianowicie – Aankour i Cabrera to jeden z najlepszych ofensywnych duetów w całej lidze! Jezu, jak to brzmi. Przecież metamorfozą na podobną skalę byłaby przemiana bloku defensywnego Pazio-Nowak-Kolcak w zaporę nie do przejścia.
Mecz z Pogonią (2-3): asysta Aankoura, gol i asysta Cabrery
Mecz z Lechią (4-2): trzy gole Cabrery
Mecz z Górnikiem (2-3): asysta Aankoura i gol Cabrery
Mecz z Podbeskidziem (1-1): asysta Aankoura
Mecz z Wisłą (1-1): asysta Aankoura i gol Cabrery
Mają udział niemal przy każdej bramce swojej drużyny. Szok. Kolejny przykład na to, że Marcin Brosz potrafi wydobyć z piłkarza (również słabego) to, co najlepsze. Pora na Rymaniaka?
Rumak w końcu wygra w debiucie?
Do trzech razy sztuka. Gdy po raz pierwszy prowadził Lecha Poznań, bezbramkowo zremisował z Wisłą Kraków, co najgorszym rezultatem nie było. Przygodę w Zawiszy rozpoczął również od spotkania z Białą Gwiazdą, ale tym razem przerżnął 2-4.
W obu przypadkach przejmując drużyny w trakcie sezonu nie zaczynał od rewolucji w składzie, tego samego spodziewamy się również teraz. Czasu na wpajanie swojej filozofii nie miał wcale, mógł co najwyżej popracować trochę nad głowami piłkarzy. I w tym cała nadzieja Śląska. Może w końcu ta drużyna zdobędzie nawet bramkę – czeka na nią już 343 minuty!
A jeśli wymagamy zbyt wiele, to może chociaż nie będzie miała problemów z oddawaniem celnych strzałów.
Czy zwycięstwo będzie momentem zwrotnym dla Piasta?
Wątpimy. Były lider Ekstraklasy wygrał we wtorek pierwszy mecz wiosną, ale wyłącznie dlatego, że akurat mierzył się ze Śląskiem Wrocław – taką tezę stawiamy, większość drużyn Ekstraklasy na miejscu podopiecznych Szukiełowicza wywiozłaby z Gliwic jakieś punkty. Piast znów zagrał słabo, z tylko jednym przebłyskiem. Latal narzeka na murawę, mówi nawet, że to największy problem jego drużyny, ale jeśli pamięć nas nie myli, to na lepszych nawierzchniach jego drużyna wyglądała równie przeciętnie. Hebert z Korunem walą byki, Vacek ma problemy z prowadzeniem gry, Mraz z posłaniem dokładnej piłki w pole karne, Nespor z dojściem do sytuacji strzeleckiej. Właściwie tylko Szmatuła nie obniżył lotów.
A na nowych nie bardzo można liczyć, żaden jeszcze nie błysnął.
Kto będzie górą w starciu na wskroś ofensywnych lewych obrońców?
Adam Mójta i Patrik Mraz. Obaj mają swoje braki w obronie, ale gdy ruszają pod bramkę przeciwnika należy liczyć się z poważnym zagrożeniem, bo lewe stopy mają ułożone bardzo dobrze. W zasadzie można uznać, że toczą bój na liczby, na ten moment wygląda to tak:
Patrik Mraz: 2 gole, 9 asyst (średnia not: 5.31)
Adam Mójta: 4 gole, 5 asyst, 1 kluczowe podanie (średnia: 4.80)
Ciągle minimalnie prowadzi Słowak, ale naszym faworytem do końcowego zwycięstwa jest Mójta, bo już wiosną zdążył potwierdzić klasę. A w przypadku Mraza można mieć deja vu, bo w Górniku Łęczna rundę rewanżową również miał na oko pięć razy słabszą niż jesień.
Fot. FotoPyK