Reklama

Celowe wykartkowanie, czyli gdzie leżą granice cwaniactwa?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

09 marca 2016, 09:56 • 4 min czytania 0 komentarzy

Umiejętności, szczęście, ale również spryt. To właśnie dawka boiskowego cynizmu i cwaniactwa potrafi nierzadko przechylić szalę na korzyść jednej z drużyn, pomóc w czasie meczu lub nawet w perspektywie całego sezonu. Z tej przebiegłości wzięło się też choćby nagminne dziś symulowane fauli, zwyczajna próba uzyskania korzyści w szesnastce przeciwnika. Kiedyś – hańba dla nurka, ujma dla jego siły fizycznej. Teraz – pomysłowość i operatywność potrafiąca w prosty sposób odwrócić losy meczu. Podczas gdy piłkarskie “padolino” dziś jest już regułą, w świat futbolu wkracza stopniowo kolejny trend. Coraz częściej bowiem jesteśmy świadkami świadomego wykartkowania się przez zawodnika przed ciężkim meczem.

Celowe wykartkowanie, czyli gdzie leżą granice cwaniactwa?

W trakcie sobotniego starcia Werderu Brema z Hannoverem dwóch zawodników gospodarzy ujrzało żółte kartki. Kapitan Clemens Fritz oraz kluczowy pomocnik Zlatko Junuzović ukarani zostali w ostatnich 20 minutach spotkania, kiedy na tablicy wyników widniało wysokie 4:1, a drużyna gości odliczała w głowie sekundy do ostatniego gwizdka. Sytuacje zupełnie niepozorne, niewymagające na tyle ostrych fauli, by ujrzeć żółtko. Zanim ktokolwiek nabrał jeszcze podejrzeń co do celowości zachowania zawodników, ci bez cienia żenady sami wystawili się na tacy w pomeczowej mix-zonie. Junuzović przyznał bowiem, że kartonik ujrzał z premedytacją, bo wcześniej uzgodnił tę decyzję ze sztabem szkoleniowym bremeńczyków. Szkoleniowiec Victor Skripnik co prawda zdecydowanie zaprzeczył, ale trudno też spodziewać się by dalej brnął w farsę zapoczątkowaną przez podopiecznego. Walczący o utrzymanie Werder w najbliższy weekend uda się bowiem do Monachium, gdzie zapewne niezależnie od tego jaka jedenastka wybiegnie na murawę – oklep ma gwarantowany. Lepiej więc konfrontację z Bawarczykami spokojnie obejrzeć przed telewizorem, a w pełni gotowym być na kolejne spotkanie z Wolfsburgiem, gdzie szanse na zdobycz punktową wzrosną niewspółmiernie.

Kilka lat temu ten sam fortel zastosował w meczu z Ajaxem Amsterdam Jose Mourinho, co odbiło się dość szerokim echem w światku piłkarskim. Przypomnijmy: siedzący na ławce Jerzy Dudek miał za zadanie podbiec do Ikera Casillasa i przekazać mu instrukcję Portugalczyka, wedle których Sergio Ramos i Xabi Alonso mieli doprowadzić do zawieszenia na najbliższe spotkanie Ligi Mistrzów. Tak, by do fazy pucharowej przystąpić już jako zupełnie “czyści” zawodnicy.

Dziś jednak ten proceder staje się coraz popularniejszy. Tak jak Werder teraz, tak Darmstadt przed paroma tygodniami celowo osłabił się przed wyjazdem na Allianz-Arena. W Bremie jednak z gry wypadło dwóch zawodników, zaś w drużynie beniaminka żółtą kartkę tydzień wcześniej zobaczyło aż pięciu podstawowych graczy. A Aytaç Sulu, który w poprzedzającym mecz z Bayernem spotkaniu z Leverkusen zupełnie niepotrzebnie sfaulował na kilkadziesiąt sekund przed końcem – kiedy już odcierpiał zawieszenie, wrócił i rąbnął arcyważnego gola właśnie z Werder na wyjeździe. Z dużą dozą prawdopodobieństwa spekulować można, że grając przeciwko Lewandowskiemu i reszcie gwiazd z Monachium mógłby kilka razy uciec się do przewinienia i w kolejnym spotkaniu pauzować. “Lilie” summa summarum miałyby na swoim koncie punkt mniej i aż trzy więcej straty do jednego z głównych rywali w walce o utrzymanie.

Reklama

Ten wybieg kibice niemieccy poznali jednak już w latach 90., kiedy Frank Ordenewitz, zawodnik FC Köln w końcówce półfinałowego meczu o Puchar Niemiec z Duisburgiem usłyszał zza linii jasną dyrektywę. Miał bez pardonu zaatakować rywala, obejrzeć żółtą kartkę, odcierpieć pauzę w meczu Bundesligi i powrócić na finał Pucharu. I choć po meczu usłyszał publicznie wygłoszoną laurkę ze strony swojego pracodawcy, to ostatecznie nic to nie dało, bo w finale puchar zgarnął Werder.

Powoli więc nasuwa się pytanie tytułowe. Gdzie więc jest jeszcze granica cwaniactwa, a gdzie tego typu zagrywki uważać możemy za nieczyste. Celowe wykartkowywanie się eskaluje się z miesiąca na miesiąc i – jeśli jeszcze nie każdy świadomie z tego korzysta – tak zagrożenie jest spore. Bo skoro ze swoim sprytem i chytrym planem zawodnicy afiszują już w kilka minut po końcowym gwizdku to jesteśmy przekonani, że nie widzą w tym nic złego. Na zdemaskowanie podstępów ze strony sędziów nie mamy co liczyć – ci przecież przed meczem nie przeanalizują sytuacji zawodników i w razie zbędnego faulu nie zakrzykną: “Hej, zrobiłeś to specjalnie! Puszczam grę.”. Ciężko także znaleźć na to jakiekolwiek paragrafy, choć Niemiecki Związek Piłki Nożnej na skutek bezczelności wspominanego Junuzovicia wszczął już dochodzenie i za całkiem prawdopodobny uznaje się scenariusz, w którym Austriakowi karencja zostanie wydłużona do kilku spotkań. Co by jednak było, gdyby Zlatko nie zaśmiał się w twarz przepisom przed kamerami? To kompletna abstrakcja przecież gdy piłkarzowi udowadniana jest ewentualna konieczność faulowania i świadomość konsekwencji jakie ono ze sobą niesie. Zupełnie sobie tego nie wyobrażamy.

Choć ten problem nie jest jeszcze tak wielką plagą dla futbolu jak nurkowanie w polu karnym, to powoli powinniśmy chyba przyzwyczajać się do tego, że niektóre mecze będą przez słabsze drużyny… jawnie odpuszczane. “Ok, za tydzień ciężki wyjazd, raczej dostaniemy. W takim razie sobie odpocznę, a w następny weekend powalczymy z równym nam przeciwnikiem” – myślenie być może rozsądne w długofalowej perspektywie, ale na pewno krzywdzące dla kibiców. Znalezienie odpowiedzi na kluczowe pytanie jest więc niezwykle trudne, bo zarówno piłkarze, jak i kibice musieliby sformułować hierarchię priorytetów – co jest ważniejsze i czy przed meczem można odtrąbić planowaną porażkę, by przekuć to w zwiększenie swoich szans w dłuższej perspektywie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...