W listopadzie, gdy Adam Nawałka po raz ostatni wysyłał powołania, obsada z Niemiec była jasna: Tytoń, Piszczek, Lewandowski, Sobiech i wyjątkowo ominięty przez kontuzję Olkowski. Każdy przed meczami z Islandią i Czechami miał miejsce w pierwszym składzie i grał regularnie. Od tamtej pory trochę się jednak pozmieniało.
Przede wszystkim znacząco pogorszyła się pozycja Olkowskiego, który ma coraz większe problemy w klubie. Zaczęło się już jesienią, kiedy Polak – nie mając żadnej konkurencji na swojej pozycji – wychodził co tydzień na boisko i zbierał fatalne recenzje. W pierwszych czterech meczach sezonu Koeln straciło dziewięć bramek, w kilka z nich on był zamieszany, a Kicker oceniał go tak nisko, że w rankingu not był najgorszym piłkarzem ligi.
Olkowski miał tylko jeden przebłysk, kiedy nieźle spisał się z Schalke i zaliczył asystę. Poza tym, balansował między pierwszym składem a ławką rezerwowych. Sytuacja rozwiązała się dopiero w tym roku – na inaugurację został zdjęty z boiska w 52. minucie, tydzień później rozgrywał już mecz w rezerwach. Z siedmiu ostatnich spotkań aż pięć przesiedział na ławce rezerwowych, w jednym wszedł na minutę (zero kontaktów z piłką). Owszem, raz rozegrał pełen mecz, ale był to przypadek wyjątkowy – za kartki pauzował akurat Marcel Risse. Niemieckie media podkreślały, że Polak nie może być pewny gry nawet w takiej sytuacji, po meczu uzupełniły, że wyglądał słabo i nie wywiązał się ze swojej roli.
Teoretycznie, wciąż jest zawodnikiem przydatnym, mieści się w kadrze meczowej. W praktyce – poszedł w odstawkę i mocno stracił w oczach Petera Stoegera. Zresztą, na 215 ocenionych piłkarzy Bundesligi w zestawieniu Kickera Polak zajmuje 191. miejsce.
A mimo to, większe powody do narzekania ma Artur Sobiech. Po pierwsze, bo zamykający tabelę Hannover jest już jedną nogą w drugiej lidze. Po drugie, bo Thomas Schaaf już w tej chwili kompletnie go lekceważy. Wiedzieliśmy od początku, ze były napastnik Polonii będzie miał ciężko: nowy trener ściągnął zimą dwóch nowych napastników, Szalaia i Almeidę, wstawiając obu z marszu do składu. Sobiech na inaugurację zaliczył minutę, tydzień później – ani jednej. W końcu Węgier złapał kontuzję, Portugalczyk został zawieszony na trzy mecze, a Polak dostał po 90 minut z Dortmundem i Augsburgiem. No i “spodobał” się na tyle, że ze Stuttgartem – gdy podstawowych napastników wciąż nie było – wszedł na ogon, a potem wyleciał z osiemnastki.
Samo odstawienie poza ławkę to zbyt mało. Schaaf praktycznie zaśmiał mu się w twarz: zaczął wystawiać z przodu jednego lub dwóch ofensywnych pomocników, wciskając jeszcze do jedenastki na skrzydło kompletnego debiutanta Mariusa Wolfa. Nic więc dziwnego, że w Niemczach już są przekonani, że wyrok odnośnie przyszłości Sobiecha zapadł.
A, przypomnijmy, mowa jest o jednym z trzech napastników powołanych w listopadzie na Islandię i Czechy.