Reklama

Jaki jest problem Piasta? Po raz ostatni dobrze punktował w listopadzie…

redakcja

Autor:redakcja

28 lutego 2016, 11:58 • 3 min czytania

We wczorajszej relacji zastanawialiśmy się, co jeszcze musiałaby zrobić Lechia, by umożliwić Piastowi zdobycie jakichkolwiek punktów. Tak naprawdę przez dłuższy czas byliśmy świadkami ujmującego festiwalu miłosierdzia. Najpierw bracia Paixao – poprzez swoją nieskuteczność – długo podtrzymywali przeciwnika przy życiu. Kiedy jednak przewaga zrobiła się dwubramkowa, Krasić momentalnie wykluczył się z dalszej gry, by Piast przez prawie całą drugą połowę grał w przewadze i mógł o coś powalczyć. Jakby tego było mało, swoją pomoc zaoferował też Budziłek, który w niegroźnej sytuacji przepuścił piłkę pomiędzy nogami i umożliwił rywalom złapanie kontaktu. Na nic się to jednak zdało, więc w końcówce meczu – nomen omen chyba też w akcie miłosierdzia – ledwo dychającego przeciwnika dobił Stolarski.

Jaki jest problem Piasta? Po raz ostatni dobrze punktował w listopadzie…

Napisać że Piast jest cieniem samego siebie, to nic nie napisać. Podopieczni Latala w trzech pierwszych meczach wiosny zdobyli dwa punkty i strzelili tylko jednego gola, właśnie tego podarowanego przez Budziłka. Nie jest jednak prawdą, że gliwiczanie zacięli się przez zimę, bo już wcześniej zdradzali oznaki kryzysu formy. Pierwsze symptomy, że z drużyną nie jest tak dobrze, jak się niektórym wydaje, mieliśmy już na początku grudnia w Zabrzu, kiedy to w pamiętnym meczu Piast został rozstrzelany przez Romana Gergela.

Reklama

Tak naprawdę ten sezon w wykonaniu gliwiczan można podzielić na dwa okresy – do meczu z Górnikiem i od meczu z Górnikiem. Lub, jak kto woli, do końca listopada i od początku grudnia. Na dziś bilans prezentuje się następująco:

Do listopada: 17 spotkań, średnio 2,5 punktu na mecz
Od grudnia: 7 spotkań, średnio 1 punkt na mecz

Nie da się ukryć, że średnia jednego punktu na mecz na przestrzeni siedmiu spotkań zwyczajnie liderowi nie przystoi. A skoro nie przystoi, to trzeba też dodać, że istnieje spore prawdopodobieństwo, iż już dziś wieczorem gliwiczanie tym liderem nie będą. Jakkolwiek patrzeć, po raz ostatni regularnie punktującego Piasta oglądaliśmy w listopadzie zeszłego roku, czyli równe trzy miesiące temu. A trzy miesiące w piłce to cała epoka, w której zmienić się może wszystko.

Zmienił się więc i Piast, który z maszynki do strzelania goli przeistoczył się w drużynę, która – nie mogliśmy się powstrzymać – atakuje mistrzostwo Polski z Maciejem Jankowskim na szpicy. Ekipa Latala dziś nie wygląda już na rewelację całej ligi, co więcej, ona nie wygląda nawet na przedstawiciela czołówki. Potwierdzają to zresztą liczby, wedle których w siedmiu meczach od początku grudnia tylko trzy drużyny zdobyły mniej punktów – Termalica, Korona i Wisła. Przyznacie sami, że optymizmem to tu raczej nie powiało.

Rzecz jasna Piast może się jeszcze otrząsnąć, nawiązać do jesiennej dyspozycji i ostatecznie zdobyć mistrzostwo Polski. To oczywiście możliwe, ale coraz mniej prawdopodobne. Jakkolwiek spojrzeć, trudno pokładać wielkie nadzieje w drużynie, która celuje w pierwsze miejsce w tabeli i notuje serię siedmiu meczów, w których wygrywa tylko raz. Co więcej, jeżeli gliwiczanie – którzy do tej pory mieli problem z graniem co trzy dni – nie wygrają we wtorek ze Śląskiem, dobiją do ośmiu spotkań z jednym zwycięstwem, więc osiągną niechlubny wynik, jakiego nie zanotowali w całym poprzednim sezonie. A chyba nie musimy nikomu przypominać, że za tamte rozgrywki Piast specjalnie chwalony nie był…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama