Po inauguracji ligi do jedenastek kozaków i badziewiaków chętni pchali się drzwiami i oknami. Tym razem spokój był znacznie większy, no i dość ograniczone pole manewru. Z jednej strony to dobrze, bo Pawełek, Gerson, Kwiek czy Sirok mieli niewielu konkurentów. Z drugiej – wyróżniający się Vassiljev, Mójta czy Surma niestety również.
Zaczynamy od kozaków. Na pierwszy rzut oka zwraca na siebie uwagę przede wszystkim Drągowski. Dlaczego? Ano dlatego, że w poprzednim sezonie prezentował sobą znacznie więcej. Bramkarz Jagiellonii wówczas w 29 meczach puścił 30 goli i pięć razy lądował w kozakach, dziś – ma już puszczone 34 i w tym gronie debiutuje. Tak jak i Michał Kucharczyk, który zapewnia sobie miejsce wśród najlepszych golem i asystą.
Najwięksi tej kolejki? Z Kielc i Bielska-Białej. Korona łatwo rozprawiła się z Lechią, Cabrera ustrzelił hat-tricka, a Sierpina – mimo że nie urósł w liczbach – został wybrany MVP. Świetnie, właśnie za porażkę z Lechią, zrehabilitowali się Sokołowski z Mójtą. Ten pierwszy tydzień temu wylądował w gronie badziewiaków, a teraz odpowiedział golem i wybiciem piłki z linii bramkowej. Z kolei drugi zaczyna wyrastać na człowieka z jedną lepszych lewych nóg w Polsce. Zresztą, w tej kolejce to był fenomen: najlepsi obrońcy to ci grający na lewej stronie. Mójta, Oleksy, a siłą też zmieściliśmy w składzie Jareckiego (kosztem Fojuta).
Co warte uwagi, kolejny bardzo dobry mecz w Cracovii rozegrał Damian Dąbrowski. Tydzień temu zabrakło nam dla niego miejsca, tym razem – odpowiedział, że niesłusznie. Nawałka może przy jego nazwisku postawić kolejny plusik.
A teraz najwięksi boiskowi kryminaliści. Bramkarz (Pawełek), który przypomniał, że momentami zapomina jak się broni i Ekstraklasa go przerasta. Obrońca (Sirok), który we własnym polu karnym będąc ramię w ramię z rywalem potrafi momentalnie powalić go na ziemię, gdy ten rusza do piłki. Obrońca (Zbozień), który jest wiecznie spóźniony, można go przesuwać jak mebel i odświeżać sobie w pamięci, dlaczego nie chcieli go w Legii. O Arajuurim i Gersonie, dowodzących obronami Lecha i Lechii, pisać dodatkowej argumentacji już nie trzeba.
Jest i potężne grono reprezentantów z Zabrza. Po pierwsze, Janota – świeżo wpuszczony rezerwowy – który pomylił Wielkie Derby Śląska z galerią figur woskowych, zastygając w bezruchu przy drugiej bramce. Po drugie, Gergel, który biegł poruszał się w tempie Janoty (tego Janoty, który poruszał się w tempie figur woskowych) i był kompletnie bezużyteczny w ofensywie. Po trzecie, Kwiek, kolejny Pan Piłkarz, na którego w tej rundzie patrzymy ze sporym niesmakiem. Tegoroczny Górnik 0:5 Zabrze to w dużej mierze i jego zasługa.
Fot.FotoPyK