Reklama

Polskie Rayo z polskim Rayo – a jakże – na remis!

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2016, 20:49 • 3 min czytania 0 komentarzy

W Niecieczy od jakiegoś czasu – a to za sprawą świetnego stadionu – zaczęło pachnieć Europą, ale dziś to już w ogóle czuliśmy się bardziej jakbyśmy byli w Hiszpanii niż w Polsce. I już nawet nie chodziło o to, że mierzyło się ze sobą polskie Rayo Vallecano z polskim Rayo Vallecano (szczegóły TUTAJ). Murawa taka, jakby całą zimę świeciło na nią katalońskie słońce, liczba podań (szczególnie w pierwszej połowie) jak z jakiejś tiki-taki, Kazek Węgrzyn dopatrzył się nawet ataków w stylu Realu Madryt, a Patrik Misak mocno pracował na to, żeby ktoś o zbyt bujnej wyobraźni obwołał go wkrótce słowackim Davidem Silvą. Do pełni szczęścia brakowało nam tylko polskiego Gary’ego Neville’a w kabinie komentatorskiej, ale cóż – nie można mieć wszystkiego.

Polskie Rayo z polskim Rayo – a jakże – na remis!

Przyznamy się szczerze, mamy problem z oceną pierwszej połowy. No bo tak: można wypisać po niej sporo ochów i achów, jakością i kulturą gry ten mecz bił na głowę całą kolejkę, ale emocji… Jakby to ująć: moglibyśmy wypić szklankę rumianku z trzech torebek i puścić sobie powtórkę 1056 odcinka „Plebanii” i na jedno by wyszło. Wychodzenie spod pressingu, małe gierki, wymiany – to wszystko się zgadzało, do tego może ze trzy piłki wybite na chaos, jak już kompletnie nie było co zrobić. Pozornie – nie ma się do czego przyczepić. To tak jak na firmowym bankiecie w korpo – niby wszystko fajnie, ą ę, jedzenie dobre, ale chciałoby się w tym wszystkim choćby odrobiny finezji, znanej z imprez w kanciapie u kumpla. Momentami aż tęskniło się za kieleckim błotkiem, trochę śmiesznym, trochę strasznym, ale zawsze jakimś. A Termalica z Cracovią uparły się, że zapodają się na śmierć i nic nie wskazywało na to, że zamierzają zmienić zdania.

Musiały zostać wymienione 12672 piłki w środku pola, żeby w drugiej połowie Termalica (to ona raczej miała przewagę) odciążyła kwartet Pilarz – Sołdecki – Putiwcew – Babiarz i przeszła do konkretów, a wtedy i Cracovia częściej dochodziła do głosu. Rozhulał się Kapustka, ładował z dystansu jak najęty, Wójcicki trafił w poprzeczkę, ale poza strzałami z odległości w swoim repertuarze goście nie mieli nic więcej. Niecieczanie budowali koronkowe ataki, ale bramkę strzelili po rzucie wolnym (świetne podanie Misaka!), po czym… nie bardzo wiedzieli, co ze sobą zrobić. Zamiast grać, jak do momentu zdobycia bramki, cofnęli się, oddali pole – a dla Cracovii to była wymarzona sytuacja (w końcu poślizgnięcie się Biskupa wykorzystał Dąbrowski, posłał piłkę do przodu jak profesor, Wójcicki z Jendriskiem musieliby być frajerami, żeby tego nie wykończyć). Szkoda nam Termaliki, bo jeśli ktoś do tej pory powstrzymywał krakowian, to raczej nie stosował do tego specjalnie piłkarskich środków, a „Słoniki” chcieli wykończyć „Pasy” ich własną bronią. Nie udało się – ale za sam fakt sprowadzenia Cracovii do roli biernych obserwatorów biegających za piłką (były takie momenty) należą się pochwały.

Aha, generalnie zachwycamy się „Pasami”, ale jak spojrzymy w ich bilans, poza Krakowem nie wygrali od sierpnia. Tu i ówdzie przebąkuje się, że to może być solidny kandydat na mistrza – może i tak, ale mistrzostwo wygrywa się właśnie w Niecieczach, Kielcach czy Łęcznych. A tego póki co im brakuje.

termalica

Reklama

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

0 komentarzy

Loading...