Trzy lata udręki, trzy lata medialnej poniewierki. Parafrazując polskiego komentatora MMA – Jurasa – potężne hammerfisty spadały na jego głowę. Z każdej strony. Thierry Henry powiedział, że Arsenal nigdy nie wygra z nim mistrzostwa. Alan Shearer przekonywał, że daleko mu do klasy światowej. Jesteśmy przekonani, że wielu graczom splątałoby to nogi już w tunelu prowadzącym na boisko, ale Olivier Giroud jest inny. Jak na ironię – rozbujał Arsenal do tego stopnia, że wciąż walczą o mistrza, a gdy w niedzielę w hitowym starciu z Chelsea został zmieniony po 20 minutach, szansa ukłucia obecnego mistrza Anglii zmalała drastycznie. Oto Giroud – człowiek o stalowych jajach.
Z ust kibiców wydobywał się pomruk zdziwienia, a sam Francuz ociągał się ze zmianą jakby ciągle się łudząc, że Wenger odwoła decyzje. Czerwona kartka Mertesackera sprawiła, że menedżer „Kanonierów” postanowił zdjąć któregoś z ofensywnych piłkarzy, a zdezorientowany Joel Campbell w zasadzie gotowy był już na wszelki wypadek skierować się do szatni. Otępiali byli także pozostali „Kanonierzy”, bo zaraz stracili bramkę na 0:1 i nie podnieśli się już do końca.
12 bramek w lidze. Nawet jak spartoli patelnię, kiedy mógł wsunąć piłkę wślizgiem do pustej bramki Liverpoolu, i tak schodzi z boiska z dwiema bramkami. A wydźwięk występów w oczach ekspertów jest nieco inny… Przeanalizujmy, ile jakości odebrał wczoraj swojej ekipie Wenger. – Dla mnie to najlepszy napastnik ligi w ataku na piłkę. Poślijcie go w pole karne, a ją wywalczy – mówi Rio Ferdinand, któremu wtóruje Gary Lineker: – To nieprawdopodobnie niedoceniany piłkarz. Bardzo inteligentnie się porusza i fantastycznie wykańcza akcję. Zawsze będzie zdobywał wiele bramek. To też odpowiedni czas na kilka dowodów, że facet stał się absolutnym kozakiem…
1. Strzela na zawołanie. I to od dawna.
Ciekawostka: Suarez i Neymar to najlepszy duet napastników świata pod względem bramek wypracowanych w sobie wzajemnie (9) w bieżących rozgrywkach ligowych. Giroud i Oezil są na drugim miejscu z siedmioma trafieniami. Co więcej – gdyby odjąć trafienia z karnych – ma lepszą średnią goli na mecz w lidze niż Ronaldo (0.7 przy 0.53 Portugalczyka). Lepsi są tylko Aguero i Messi. Jeśli wciąż to do was nie przemawia, podsuwamy kolejne liczby. 29-latek w 118 meczach w PL zdobył 53 gole, co daje 0.45 trafienia na mecz. Takim samym bilansem mogą się pochwalić np. Cantona czy Rooney, a Francuz znajduje się niewiele za Michaelem Owenem (0.46) czy Robinem van Persie (0.51). W tej klasyfikacji zamyka pierwszą dziesiątkę graczy z minimum setką rozegranych spotkań na krajowym podwórku. Nieźle jak na drewniaka, któremu obrywało się mocniej niż Rasiakowi w Polsce.
2. Pakuje po prostu najlepszym.
Nawet jeśli mowa o meczu towarzyskim, to i tak chyba nieźle pokonać Neuera (Francuzi wygrali 2:0). Do tego dorzućmy – City w lidze, Leicester (tak, tak, to w końcu czołówka), Liverpool. Chelsea chyba jeszcze do tego grona się nie zalicza, ale tam nie zdążył nawet przebiec kilku sprintów, bo już schodził.
3. Wykorzystuje warunki fizyczne
Precyzując – więcej ze łba trafia w lidze od niego tylko Gareth Bale w La Liga (7). Francuz w Premier League pięć razy pokonywał bramkarzy głową i jest w tym zestawieniu liderem. Od kiedy pojawił się w Anglii w 2012 roku, nie było piłkarza, który wpakowałby głową więcej piłek do bramki rywali.
4. Strzela tyle, co cały Manchester United.
Jeszcze przed ostatnią rozegraną kolejką Premier League – Francuz zdobył w ostatnich 11 ligowych meczach 11 bramek. Tyle, co całe “Czerwone diabły” w tym okresie, a piłkarze van Gaala wciąż są na piątym miejscu w lidze…
***
Sami nie możemy się nadziwić – jak gość, który faktycznie potykał się momentami na piłce, nagle mógł zamienić się w regularnego killera po gigantycznej nagonce. Nagonce, której sam nie mógł nigdy się spodziewać, kiedy w 2012 roku przechodził do Arsenalu jako mistrz Francji. Tytuł sam wywalczył w zasadzie na własnym garbie w średnim Montpellier, gdzie do pomocy miał w zasadzie tylko Younesa Belhandę, o którym dziś niewielu pamięta (gwoli ścisłości – ostatnio odrobinę się przypomniał, bo podpisał kontrakt z Schalke). Giroud trafił 21 razy w sezonie 2011/12 i jeszcze dołożył 9 asyst. Dziś jest na dobrej drodze, by pobić osiągnięcie życiowe. Ma aktualnie 18 goli w 30 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach. Pamięta ktoś jeszcze jak dawno temu Internet śmiał się, że najlepszy strzelec na Emirates zwie się “own goal”?
Przychodzi nam tylko do głowy, że jedno z ostatnich takich brzydkich kaczątek to… Lewandowski. Jeśli mowa o wyszydzanych, którzy szybko zamknęli japę krytykom. Po pierwszym sezonie w Dortmundzie niemiecka telewizja wyprodukowała nawet filmik, w którym komik przebrany w jego koszulkę nie potrafi trafić do muszli klozetowej… Dalszy ciąg historii już znacie. Jeśli kalendarz rozgrywek nie przygniecie “Kanonierów”, ci wreszcie mogą zdobyć upragnione mistrzostwo Anglii. Tyle, że do końca lutego trzeba zmierzyć się nie tylko z Chelsea, ale jeszcze m.in. z wiecznie groźnym Leicester i Manchesterem United.
Sam Giroud określa siebie jako osobę “głęboko wierzącą” i przed meczami odmawia krótką modlitwę. No, trochę się to wszystko gryzie z wyczynami poza boiskiem, kiedy zerkniemy w rewelacje bulwarówek. W lutym 2014 roku snajper został przyłapany na zdradzaniu żony, modelki Celii Kay. Później przepraszał i tłumaczył, że to tylko nieporozumienie, ale ewidentnie chłop nabrał wiatru w żagle i nie przypominał już siebie z 2012 roku. Wenger wtedy na niewygodne pytania odpowiadał, że to “prywatność samego zainteresowanego”. Dziś na szczęście na konferencjach, jak choćby na jednej z grudniowych, ze spokojem może opowiadać wyłącznie o jego grze. – Dla jasności – to obecnie jeden z najlepszych napastników w Europie. A przy okazji wizytówka firmy Puma, której stał się czołową postacią, i to istotnym podwójnie, bo Arsenal jest najważniejszym klubem w portfolio niemieckiej marki.
Giroud sam wspomina, że był niewiarygodnie wdzięczny za zaufanie (nadal zakładamy, że jego zmiana z CFC faktycznie była kwestią nie najlepszej dyspozycji przed meczem). – Boss przyszedł do mnie i powiedział, że nie kupi nowego napastnika w zimowym okienku tranferowym, bo go nie potrzebuje. Podkreślał, że we mnie wierzy, więc celowo wywierał na mnie trochę presji, ale nauczyłem sobie z nią radzić. Kiedy miałem urażoną dumę, starałem się na krytykę odpowiadać na boisku. Nigdy nie czułem tak silnej motywacji”.
O dziwo, wreszcie przyklasnął mu nawet Henry. Jeszcze w październiku, wraz z Jamiem Redknappem, określił Francuza jako “perfect number nine”. Nic dziwnego, bo od startu Premier League w sezonie 2013/14 po dzisiejszy dzień – tylko Aguero ma więcej bramek (51 przy 42 napastnika “Trójkolorowych”).
– “I love you Oliver, I love you! I love you, Oliver!” – te słowa z kolei płynęły z ust Iana Wrighta, która szalał w dziupli komentatorskiej w trakcie niedawnego meczu z Liverpoolem. Od Wengera natomiast pozostaje teraz oczekiwać banalnego: “I’m sorry”, bo wczorajsza historia może mu się śnić długo po zakończeniu sezonu…