Mitchell Langerak rozpoczął nowy rok od mocnego uderzenia – prywatnie się ożenił, a zawodowo wykazał chęć powrotu do gry. Kontuzję i kilka miesięcy przerwy ma już za sobą, od stycznia rozpoczyna walkę o miejsce w bramce Stuttgartu. Jeśli kogoś ta informacja nie cieszy, to z pewnością Przemysława Tytonia.
Tytoń i Langerak przychodzili na Mercedes-Benz Arena w tym samym czasie. Pierwszy miał za sobą rozegrany cały sezon w Primera Division, drugi – większość czasu na ławce w Dortmundzie. Ale to transfer Australijczyka kosztował trzy miliony euro, Polaka – trzykrotnie mniej. Żaden z nich, przynajmniej nazwiskiem, nie przekonywał na dzień dobry kibiców. Większość się zgadzała: bramkarze o zbliżonych umiejętnościach, chociaż nie na tyle wysokich, by zastąpić Svena Ulreicha, który odszedł do Bayernu.
I kiedy wybór między Tytoniem a Langerakiem przypominał wróżenie z fusów, rywalizację na najmniejsze szczegóły – Australijczyk złapał kontuzję. Tytoń miał mieć kilka tygodni na zrobienie różnicy i osiągnięcie przewagi, ostatecznie dostał całą rundę. Na swoje szczęście.
Gdyby Langerak miał wrócić do zdrowia, jak początkowo zapowiadano, pewnie już jakiś czas temu stracilibyśmy Polaka z pola widzenia. Przypomnijcie sobie jego wejście do Bundesligi: co mecz to błąd, niekiedy więcej niż jeden, kilka bramek obciążających konto. Kiedy było wiadome, że zmiennikiem Tytonia może być tylko 21-letni żółtodziób – ten obejrzał czerwoną kartkę. Jeśli cofniemy się do sierpnia i września, to Stuttgart przegrywał mecz za meczem, tracił najwięcej goli w lidze, a Przemek zbierał bardzo kiepskie recenzje.
Bild za pierwsze mecze oceniał go następująco: 5, 4, 6, 3, 3, 3. Czyli dwa razy źle, raz tragicznie, trzy razy przeciętnie. Serwis Goal.com podczas podsumowania rundy umieścił Tytonia w jedenastce najgorszych.
Ale drugą część jesieni Polak miał na naprawdę niezłym poziomie. Nie jest już uznawany za najgorszego bramkarza ligi, nie ma najsłabszych not, dwukrotnie zebrał „jedynki”, był wybierany MVP. I nic dziwnego, skoro zaliczał takie interwencje…
W poniedziałek, 4 stycznia, Stuttgart rozpoczyna przygotowania do nowej rundy. Jednym z głównych tematów: rywalizacja między słupkami. Robin Dutt, dyrektor sportowy klubu, zwraca uwagę, że Tytoń w trakcie rundy wrócił na właściwe tory i w sytuacji, gdy do dyspozycji jest Langerak, w bramce dostrzega kłopot bogactwa. O naszym rodaku mówi: – Jest dobry. Ma charyzmę, dobre wyszkolenie, mówi po niemiecku.
Wygląda więc na to, że reprezentant Polski po półrocznej szansie wrócił do punktu wyjścia, ale – biorąc pod uwagę przebieg całej rundy – narzekać nie powinien. A niektórzy nawet twierdzą, że dzięki końcówce jesieni ma nad Langerakiem drobną przewagę.