Ten mecz miał ostatecznie dobić Rafę Beniteza. Miał być oficjalnym pożegnaniem tego szkoleniowca z Santiago Bernabeu. Wielu kibiców nawet samego Realu nie mogło się zapewne doczekać comunicado oficial na stronie klubowej z informacją o następcy Rafy. Ten jednak znów urwał się ze stryczka. Znów zdołał przebić tę – jak pisała „Marca” – piłkę meczową na drugą stronę i wydaje się, że przynajmniej do weekendu pozostanie szkoleniowcem „Królewskich”. Właśnie ten tydzień, te dwa mecze z Sociedad i Valencią, miały dać odpowiedź, czy warto jeszcze trzymać tego szkoleniowca, czy może należy jak najszybciej go pogonić.
Dziś się udało. 3:1. Ze znanego hiszpańskiego hasła vencer y convencer, czyli wygrać i przekonać udało się tylko to pierwsze. Akcje bramkowe? Cacuszko. Szczególnie to, jak Ronaldo wykończył wrzutkę Marcelo, a Vazquez skorzystał z podania Bale’a. Poza tym jednak olbrzymi brak skuteczności (fenomenalny występ Geronimo Rulliego!) i mnóstwo błędów w defensywie. Można się oczywiście tłumaczyć tym, że Benitez nie mógł skorzystać z kontuzjowanego Ramosa i nie chciał wystawić dochodzącego do siebie Varane’a, ale mimo wszystko duet Pepe – Nacho to nie jakieś ogóry, a momentami naprawdę można było odnieść takie wrażenie. Zawodził zwłaszcza Portugalczyk, który przecież do tej pory aspirował do miana szefa defensywy, jednak dziś myślami był zupełnie gdzie indziej.
Królewscy mieli dziś masę szczęścia. Przede wszystkim rywalowi wysypali się z poważnymi urazami dwaj kluczowi gracze – Canales i Agirretxe (autor 12 z 18 goli Basków w tym sezonie). Poza tym sędzia zdecydowanie sprzyjał gospodarzom. Na pewno nie należał się karny po symulce Benzemy, natomiast w drugą stronę arbiter Gonzalez Gonzalez nie zdecydował się gwizdnąć dwóch jedenastek. Dalecy jesteśmy od twierdzenia, że „sędzia i Ronaldo uratowali Real” – bo tak napisał kataloński „Sport” – ale chyba nawet fani z Madrytu przyznają, że dziś facet gwizdał ewidentnie po gospodarsku.
Real kończy więc ten rok z olbrzymią ulgą, Ronaldo z 57 golami w 57 meczach, ale mimo wszystko pozostaje spory niedosyt. Florentino Perez apelował ostatnio o intensywność w grze. Gdyby w gramatyce języka hiszpańskiego istniały przypadki, wyraz intensidad byłby odmieniany przez każdy z nich. Dziś jednak tej intensywności znowu zabrakło. Real znów zagrał na pół gwizdka. Na potencjalnego spadkowicza, zdziesiątkowanego kontuzjami, wystarczyło. Ale czy wystarczy na Valencię?