– Zorganizowałem wyjście piłkarzy na kąpielisko pod Górą Gellerta. Ostrzegłem ich, że jest to też miejsce spotkań gejów i żeby nie reagowali na ich zaczepki. Mieli nie podnosić upuszczonego mydła, które tamci celowo zostawiali, żeby sprawdzić, czy ktoś jest zainteresowany. Adam z uprzejmości nieopatrznie wziął to mydło, co dla gejów stało się jasnym sygnałem. Z odsieczą pospieszył Jan Tomaszewski i z ręcznikiem związanym w supeł pogonił natrętów – opowiada Michał Listkiewicz w jednym z odcinków prezentujących selekcjonera Nawałkę.
FAKT
Na pierwszej piłkarskiej stronie wystarczy spojrzeć na same nagłówki:
– Żyro ryzykuje swoją karierę. Tym bardziej, że Peszce i Frankowskiemu nie udało się w Wolverhampton
– Lewandowscy dbają o formę nawet w święta, co akurat nikogo chyba nie dziwi. Robert i Ania zostali przyłapani na bieganiu
– Arsenal gotów wyłożyć 45 milionów euro za Krychowiaka, czyli wiadomość z cyklu: uwierzę, jak zobaczę
W Lechu potrzebują dwóch snajperów – mówi Andrzej Juskowiak.
Nawet ściągnięcie Artjomsa Rudnevsa (27 l.) oznaczałoby, że Lech musi zatrudnić jeszcze jednego napastnika. Zdaniem byłego piłkarza Lecha, reprezentacji Polski i króla strzelców igrzysk olimpijskich w Barcelonie Andrzeja Juskowiaka (45 l.) w Kolejorzu pilnie potrzeba dwóch nowych ofensywnych graczy. – Przecież już odchodzący Kasper Hamalainen łatał dziurę w ataku, bo Denis Thomalla się nie nadaje. Gdy się zderzy z chorągiewką, to się przewróci, a chorągiewka stoi. Jest tak spięty, że w polu karnym robi mu się ciemno przed oczami. W Lechu nie mają z niego żadnego pożytku – bezlitośnie ocenia Niemca Juskowiak, który w barwach Kolejorza był królem strzelców ekstraklasy.
Patryk Lipski, piłkarz Ruchu, daje się poznać od strony prywatnej. Opowiada o swojej dziewczynie – modelce, z którą po raz pierwszy umówił się na jej studniówkę. Mówi też o studiach: – Jestem na trzecim roku wychowania fizycznego. Zdaję egzaminy jak każdy, ściągam zresztą też. Pamiętam egzamin z przepisów piłkarskich. O ile kwestie praktyczne mam w małym palcu, tak musiałem przygotować ściągę z szerokościami linii bocznej czy wielkością piłki. Musiałem znać wymiary co do milimetra. Te pytania nie miały sensu, ale udało mi się zdać na trójkę!
I jeszcze w ramkach:
– Śląsk chce zatrzymać Flavio
– Mateusz Mak ma przedłużyć kontrakt z Piastem
– Ruch kupuje z Legii Łukasza Monetę, ostatnio wypożyczonego do Wigier
– Górnikowi Zabrze odmawiają piłkarze, m.in. Rafał Pietrzak z GKS-u Katowice
GAZETA WYBORCZA
Jak co poniedziałek, dział sportowy obfity w materiały. Zaczyna się tekstem: instytucja Lewandowski.
Największym potencjalnym wyzwaniem selekcjonera wydaje się sytuacja, w której przed ważnym meczem nie będzie miał wsparcia kapitana. Ale tego scenariusza lepiej w ogóle nie brać pod uwagę. Hiszpanie od lat piszą, że Real uzależniony jest od bramek Ronaldo, a Barcelona od trafień Messiego. Reprezentacja Polski zależy od Lewandowskiego. W kadrze są podziały. A właściwie jeden podział. Są piłkarze z uznanych klubów zagranicznych i są “Fusy”, czyli – według definicji Krzysztofa Mączyńskiego, byłego zawodnika chińskiego Guizhou Renhe – “składanka piłkarzy ekstraklasy i mniej popularnych lig”. Rozwarstwienie w reprezentacyjnych szatniach to norma. W portugalskiej obok siebie siedzą piłkarze Realu i angielskich drugoligowców, w szwedzkiej sąsiadami Zlatana Ibrahimovicia są drugoligowiec niemiecki i ligowiec saudyjski. Słowem, nie ma nic nietypowego w tym, że napastnik uznawany za najlepszego na świecie na zgrupowaniach ćwiczy z rezerwowymi przeciętnej Lechii Gdańsk. Sztuka polega na tym, by zupełnie różne światy połączyć. (…) Lewandowski stał się w reprezentacji instytucją, której tylko częścią obowiązków jest dawanie goli i asyst. Przy Karolu Linettym wchodzi w rolę trenera personalnego, budującego pewność siebie pomocnika Lecha. Dla Sebastiana Mili to wzór profesjonalizmu, który nie przestaje być piłkarzem nawet wtedy, gdy śpi. Michał Pazdan na treningi kadry chodzi jak na korepetycje, w czasie których uczy się rywalizacji z najlepszym napastnikiem świata. Arkadiusz Milik uczył się w biegu, współtworząc najskuteczniejszy atak eliminacji. Bartosz Kapustka – objawienie jesieni w kadrze – w sparingu z Islandią wyglądał, jakby był podłączony do pada, którym steruje Lewandowski. Kapitan wydawał się decydować o każdym jego ruchu. Do tego wszystkiego Anna Lewandowska odpowiada za dietę kilku reprezentantów.
O nowej twarzy kadry pisze Dariusz Wołowski, zaś Przemysław Zych podsumowuje rok ekstraklasy w liczbach.
1,5… …mln euro chciała latem wyłożyć Legia za Gabończyka Malicka Evounę, co byłoby rekordem ekstraklasy, ale przegrała licytację z egipskim Al-Ahly. Od tego roku Legia może wydawać większe pieniądze, bo zimą utworzyła fundusz inwestycyjny, z którego korzystają już kluby z Portugalii, Włoch i Ameryki Południowej. Właściciel większościowy Legii Dariusz Mioduski tłumaczył: – W Polsce kluby polegają na darmowych zawodnikach, przez co rzadko wpada nam perełka. Przekonaliśmy się, że czasami o powodzeniu na rynku decydują godziny i trzeba mieć gotowe środki, aby skutecznie reagować. Za dodatkową kasę Legia nie sprowadziła jednak ani jednego wyjątkowego piłkarza. Środki z funduszu wydała na Guilherme, Michała Masłowskiego i Aleksandara Prijovica.
787 podań wymieniła Cracovia w listopadowym meczu z Lechią. Zwykle drużyna Jacka Zielińskiego podaje ok. 600 razy na mecz, wypracowała charakterystyczny styl gry, który idzie w parze z wynikami. Cracovia była rewolucją roku, w tabeli obejmującej ostatnie 12 miesięcy ustępuje tylko Legii.
Dalej mamy duży tekst Rafała Steca. Piłkarskie Bestiarium 2015.
Drużyną wszech czasów obwoływaliśmy wydania Barcelony z lat 2009 i 2011, ale być może teraz dysponujemy argumentacją najsilniejszą. Piłkarze Luisa Enrique zdobyli bowiem Puchar Europy w okolicznościach unikalnych, w rundach wiosennych rozprawiając się kolejno z mistrzami wszystkich czołowych lig na kontynencie, i to każdego z nich deklasując – Manchester City pobili u siebie i na wyjeździe, Paris Saint-Germain rozwałkowali w dwumeczu 5:1, na rewanż z Bayernem lecieli do Monachium przy stanie 3:0, w decydującym starciu z Juventusem remisowali tylko od pierwszej do czwartej i od 55. do 68. minuty. To nie była walka do utraty tchu, to była defilada. Współczesnej Barcelonie już teraz należy się też nagroda za całokształt twórczości (cztery triumfy w LM w ostatniej dekadzie, nikt nie wygrał więcej niż raz), jednak wszystko wskazuje na to, że dzieło będzie kontynuowane, choć oczywiście Katalończycy nie będą wygrywać zawsze i wszędzie. Konsekwentnie wspiera ich Real Madryt, klub z genem autodestrukcji, klub permanentnej psychodramy, klub pozbawiony spójnej strategii i dlatego zataczający się od ściany do ściany. Zdolny wygrywać najcenniejsze trofea, lecz niezdolny do utrzymania stabilności.
SUPER EXPRESS
Na początek sterta świątecznych fotek.
Dalej tabloid przepisuje z angielskich mediów informację o Krychowiaku, który według nich ma trafić do Arsenalu. Obok wypowiada się Michał Żyro: Czasem trzeba spróbować czegoś nowego.
W Wigilię kibice Wolverhampton znaleźli pod choinką ciekawy prezent – władze angielskiego klubu ogłosiły pozyskanie Michała Żyry (23 l.). Polak podpisał 3,5-letni kontrakt i będzie starał się pomóc “Wilkom” wrócić do Premier League. – Grałem w Legii 11 lat, to był bardzo dobry okres dla mnie, ale czasem trzeba spróbować czegoś nowego – powiedział klubowej stronie reprezentant Polski. Choć Wolverhampton zajmuje miejsce w drugiej połowie tabeli Championship, to Żyro jest przekonany, że podjął właściwą decyzję. – W Anglii będę mógł się rozwijać. Zmiana kraju to dla mnie coś nowego, ale postaram się szybko przestawić. Oglądałem wiele meczów Wolverhampton, chcę błyskawicznie wejść do drużyny, zadebiutować i wygrywać kolejne spotkania. Przy okazji testów zwiedziłem miasto i uważam, że to będzie bardzo dobre miejsce dla mnie i mojej narzeczonej. Chciałem tu trafić – powiedział Żyro, który dzięki temu transferowi zapewnił sobie solidną podwyżkę. W Legii zarabiał około 60 tysięcy złotych miesięcznie. W Anglii jego zarobki będą na poziomie 240 tysięcy złotych.
RZECZPOSPOLITA
Blattera lubię i szanuję – nie ukrywa Michał Listkiewicz.
Dziś wszyscy krytykują Seppa Blattera i Michela Platiniego. Pan nie dołączy do tego chóru?
Na pewno nie. Krytykują, bo dziś jest łatwo. Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą. Przypominam jednak, że Blatter nie został jeszcze skazany przez sąd…
Jeszcze to właściwe słowo.
Nie przesądzam, czy naruszył prawo czy nie, bo tego nie wiem. Ale wierzę w jego uczciwość. Znam Blattera od wielu lat. Mówimy sobie po imieniu, bywałem z nim w rozmaitych sytuacjach. Jest czarującym człowiekiem, ubóstwianym przez kobiety. Duszą towarzystwa, bije od niego jakiś blask, rodzaj charyzmy. Trzeba go poznać, żeby to zrozumieć. Ja się tej przyjaźni nie wypieram. Właśnie dlatego, że go znam, wygłaszam opinie mogące większość ludzi dziwić. Uważam, że Blatter zrobił wiele dobrego dla piłki, a teraz się dowiedziałem, że zrobił też sporo złego.
Nie wiedział pan wcześniej?
A skąd miałem wiedzieć? Nie miałem z Blatterem żadnych wspólnych interesów. Nasze kontakty były jednak bardziej zażyłe od typowych relacji między prezydentem FIFA a prezesem krajowego związku piłkarskiego. Miałem poczucie, że Blatter mnie lubi. Wynikało to m.in. ze wspólnoty zainteresowań. Lubił muzykę klasyczną, kolekcjonował ceramikę i obrazy. (…)
PRZEGLĄD SPORTOWY
„Mistrzu, obudź się!”. Przegląd Sportowy apeluje do Kamila Stocha.
Zaczyna się felietonami – piszą Jerzy Dudek i Przemysław Rudzki. Ten pierwszy o tym, że Manchesterowi szkodzi arogancja van Gaala. Dalej: To nie jest miesiąc na emigrację.
– Bardzo dziwi mnie ten transfer. Żyro jest po ciężkiej kontuzji, od dawna nie błyszczał formą, a przechodzi do zespołu z bardzo wymagającej ligi. W dodatku będzie grał w drużynie z dołu tabeli, gdzie presja jest olbrzymia. Moment odejścia z Legii wydaje się średnio trafiony – twierdzi były reprezentant Polski Radosław Matusiak. (…) Matusiak, który opuszczał polską ligę jako gwiazda zimą 2006 roku, dziś mówi, że popełnił błąd wyjeżdżając w styczniu. – Gdybym wykazał więcej cierpliwości, być może moja kariera potoczyłaby się inaczej. Wchodzisz do zespołu w trakcie sezonu, bez znajomości języka, a musisz się błyskawicznie zaaklimatyzować. Mamy przykłady, że wielu chłopaków wyjeżdżających po mnie zimą wracało do Polski bardzo szybko. Warto się kilka razy zastanowić, czasem zostać w ekstraklasie rok czy półtora dłużej i wyjechać jako lepiej ukształtowany piłkarz – mówi „PS” były napastnik GKS Bełchatów. W ostatnich latach Legia stała się prawdziwą bazą wypadową do zimowych wyjazdów. W zeszłym sezonie sprzedała w styczniu Krystiana Bielika, a w lutym klub opuścił jeszcze Miroslav Radović. Odejście 17-letniego Polaka, który dopiero wchodził do pierwszego zespołu, nie osłabiło drużyny znacząco, ale rozstanie z Serbem okazało się bolesnej i w końcowym rozrachunku kosztowało warszawski klub porażkę w walce o mistrzostwo Polski. Dwa lata temu zimą odchodzili z Legii Dominik Furman i Jakub Wawrzyniak. Dziś obaj są z powrotem w ekstraklasie (pierwszy znów gra w Warszawie). Jeśli prześledzimy historię zimowych wyjazdów z Legii, widać, że z różnych względów nie kończyły się one dobrze dla piłkarzy.
Druga część serii „Adam Nawałka, jakiego nie znacie”. Tytuł Kolorowy ptak na ulicach szarego Krakowa.
Przystojny, z jasną fryzurą, dobrze zbudowany. Nawałka podobał się kobietom, ale jak przypomina sobie Michał Listkiewicz również… mężczyznom. Były prezes PZPN pracował jako tłumacz w Budapeszcie, kiedy reprezentacja Polski przyjechała na mecz z Węgrami w kwietniu 1977 roku. – Zorganizowałem wyjście piłkarzy na kąpielisko pod Górą Gellerta. Ostrzegłem ich, że jest to też miejsce spotkań gejów i żeby nie reagowali na ich zaczepki. Mieli nie podnosić upuszczonego mydła, które tamci celowo zostawiali, żeby sprawdzić, czy ktoś jest zainteresowany. Adam z uprzejmości nieopatrznie wziął to mydło, co dla gejów stało się jasnym sygnałem. Z odsieczą pospieszył Jan Tomaszewski i z ręcznikiem związanym w supeł pogonił natrętów – opowiada Listkiewicz. Selekcjoner nie przypomina sobie tej sytuacji. Nawałka był już wtedy związany z Katarzyną Kotulińską, dziś jego żoną.
W Lechu snajperzy potrzebni od zaraz.
Kolejorz od kilku miesięcy przymierza się do powtórnego zatrudnienia Artjomsa Rudnevsa. Łotysz chce koniecznie grać, a w Hamburgu jesienią był skazany na ławkę rezerwowych. Niemcy niby zapewniają, że wciąż go potrzebują, ale nie brak też głosów, o wypożyczeniu piłkarza. Kontakt Rudnevsa kończy się za pół roku, a więc HSV już na nim nie zarobi. Łotysz w tej chwili dostaje bardzo duże pieniądze (podobno w skali roku ok. 900 tys. euro netto) i Lecha raczej nie stać, aby zaproponować mu podobne zarobki. Transakcja mogłaby dojść do skutku, gdyby Rudnevs zgodził się na drastyczną obniżkę. Teoretycznie jest to możliwe, bo Łotysz powrót na Bułgarską mógłby potraktować jako okazję do odbudowania formy. Przecież to właśnie w Lechu został królem strzelców ekstraklasy i zapracował na atrakcyjny, bundesligowy kontrakt. Inna sprawa, że Lechowi potrzebny jest jeszcze jeden piłkarz potrafiący w miarę regularnie strzelać gole. Marna liczba bramek to największy mankament drużyny. Pod koniec jesieni zespół bardzo rzadko tracił bramki i właśnie to pozwalało mu wygrywać. Mecz z Piastem Gliwice (0:2) pokazał, jak ryzykowna jest to strategia. Lech dał sobie strzelić dwa gole i był w zasadzie skazany na porażkę, bo dodatkowo pozbawiony w ataku Kaspera Hämäläinena nie był w stanie odpowiedzieć choćby jedną bramką, która pozwoliłaby mu zachować szansę choćby na uratowanie punktu.