Reklama

Przypomniał się człowiek-wolej, choć… nie dzięki wolejowi

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 grudnia 2015, 21:09 • 2 min czytania 0 komentarzy

Oto człowiek, który pojawia się i znika. Może przestać się liczyć u trenera, może być odsyłany na trybuny, może siedzieć na ławce, przebywać w gabinecie lekarskim, ale zawsze wróci. Wróci, pokaże, jak kapitalnie ma ułożoną nogę przy uderzeniu, strzeli najpewniej gola kolejki i… znów się schowa. Piotr Grzelczak.

Przypomniał się człowiek-wolej, choć… nie dzięki wolejowi

Nie, tym razem to nie był człowiek-wolej. To było zagranie z nieco innego repertuaru. Skrzydłowy Jagiellonii miał piłkę przy nodze, jednym ruchem minął dwóch rywali, potem nawinął Łukasza Zejdlera i tuż sprzed pola karnego oddał strzał. Jak pisaliśmy w tekście pomeczowym: Oddał TAKI STRZAŁ, że mogliby to pokazywać na terapiach ludziom cierpiącym na depresję. Nie ma opcji, żeby się nim nie zajarać, żeby nie powiedzieć „wow, świetne! Są jeszcze na tym świecie jeszcze rzeczy, na których warto zawiesić oko!”.

Ot, typowy grzelczakowy gol. Kolejny z serii, po którym nasuwa się pytanie: dlaczego ten chłopak przy takich przebłyskach nigdy nie zrobił kariery właśnie na miarę tych uderzeń? Grzelczak zaczynał jako napastnik, ale kilka dobrych lat temu Paweł Janas ustawił go na skrzydle. Jak wyznał w jednym z wywiadów: ten pomysł podsunął mu Sylwester Cacek. I kiedy dłużej się zastanawiamy, dochodzimy do wniosku, że to jedyna dobra rzecz, którą dla polskiego futbolu zrobił były właściciel Widzewa.

Inne plusy weekendu? Guilherme wygrał Legii mecz w Kielcach – owszem, Nikolić strzelił gola, ale Brazylijczyk do bramki dorzucił jeszcze dwie asysty. Nie przypadkiem Czesław Michniewicz mówił na Wielkiej Gali Weszło o braku właśnie Gui. Po raz siódmy w tym sezonie do ekipy Kozaków załapał się Rakels, po raz pierwszy – 39-letni Radosław Sobolewski. No i rzecz jasna harpagan z Łęcznej, Pan Piłkarz Piesio. Ktoś ma wątpliwości, czy warto w pierwszej lidze szukać zawodników do Ekstraklasy?

kozaki

Reklama

Wśród badziewiaków najmniej badziewny Andrzej Witan – zaliczał klopsy, przepuścił piłkę pod nogą, jajami przyrżnął w słupek, ale przy jedynym golu Mazka nie miał szans. No cóż, to wystarczyło, gorszych nie widzieliśmy (a i z tym najlepszym był problem). Inni bardziej rzucali się w oczy…

– Kamiński beznadziejnie pilnował przy pierwszym golu Szeligę, a przy drugim nie przeciął kluczowej piłki
– Rymaniak był tradycyjną gwarancją emocji, nie robiąc nic (a nawet się położył!), by utrudnić Grzelczakowi wystawienie piłki do Frankowskiego
– Cotra zgłaszał chęć wznowienia serialu “Lost”
– Peszko był w Łęcznej na swoim tradycyjnym poziomie tej jesieni
– Thomalla był na poziomie Thomalli, jakiego znamy od transferu do Lecha (a wcześniej nie znaliśmy wcale)
– Crivellaro to ktoś po prostu wyrządził krzywdę, wystawiając go naprzeciw dwóch łysych ze Szczecina

I tak dalej, i tak dalej. Oto jedenastka winnych:

badziewiaki

Najnowsze

Kozacy i badziewiacy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...