Tak zwariowanego otwarcia meczu w tym sezonie chyba jeszcze nie widzieliśmy – i to nie tylko w La Liga, ale i na całym kontynencie. Trzydzieści minut czystego szaleństwa, jazda bez trzymanki! Gracze Rayo Vallecano odstawili w tym czasie taką szopkę, że Santiago Bernabeu na długo zapamięta to popołudnie, choć mury te widziały przecież już niejedno. Pół godziny, które można nazwać mokrym snem wszystkich tych, którzy w futbolu ponad wszystko cenią niecodzienne scenariusze.
Będzie chronologia, inaczej nie można. Prześledźmy ten okres meczu Realu z Rayo punkt po punkcie.
1. Goście od pierwszej ruszają do ataku, zupełnie jakby Paco Jemez zagroził im dodatkowym treningiem za każdą chwilę zwłoki.
2. Już w 3. minucie dostają gonga od Realu i to chyba z najmniej spodziewanej strony – do siatki trafia Danilo.
3. Ale błyskawicznie wracają na równe nogi. W 10. minucie Amaya wyrównuje.
4. Chwilę później drugą bramkę dorzuca Jozabed.
5. A to nie koniec ataków, bo obrona Realu zaprasza gości do dalszej zabawy. Weto zgłasza dopiero Keylor Navas.
6. W 14. minucie za brutalny faul na Kroosie z boiska wylatuje Tito, Jemez dokonuje korekty w składzie kilka minut później, ale Rayo nie traci animuszu.
7. W 25. minucie Real w końcu dopina swego, a krytykowany ze wszystkich stron Danilo do bramki dorzuca świetną asystę przy golu Bale’a.
8. Trzy minuty później sędzia z drugą żółtą kartką wyrzuca z boiska Baenę (chyba zbyt pochopnie) i dyktuje rzut karny.
9. Który na bramkę zamienia Ronaldo.
I wracamy do punktu szóstego – Rayo przegrywa 2-3 w starciu z wielkim zespołem, na boisku przebywa tylko dziewięciu graczy, ale ta drużyna w dalszym ciągu nie potrafi postawić autobusu w bramce, tak by wrócić do siebie z jak najmniejszymi stratami. To ciągle było tzw. proszenie się o wpierdol.
A ten był srogi.
10-2. Upokarzająca dwucyfrówka. BBC podzieliło się łupami, przy czym największy kawałek tortu przypadł dziś dobrze dysponowanemu Walijczykowi. Cztery gole i asysta, a mogło być tego więcej. Ale ten dopisek dotyczy też Ronaldo (dwa trafienia) i Benzemy (hat-trick), a także kilku gości, którzy nie wpisali się na listę strzelców.
Ciężko po takim meczu, w którym nic nie trzymało się kupy, szukać odpowiedzi na pytania o obecną formę Realu. Możemy tylko pogdybać na temat tego, że zdyscyplinowany średniak nie byłby dziś na Santiago Bernabeu bez szans. Darujmy to sobie. Tym bardziej, że jest kilka bramek do obejrzenia.