Idealny, olśniewający rok FC Barcelony. Zdobycie sześciu trofeów na sześć możliwych, odebranie zawstydzającej liczby nagród indywidualnych i absolutna dominacja nad rywalami – nie tylko biorąc pod uwagę suche wyniki, ale przede wszystkim styl. Tłamszenie przeciwników, 75-cio procentowe posiadanie piłki i milion wymienionych podań na ich połowie. Pierwszy rok, po którym wszyscy na całym świecie zdali sobie sprawę: to pieprzona maszyna, która przez parę następnych lat będzie rozwalcowywać wszystko, co stanie na jej drodze. Sześć lat temu przypieczętowała swój bezbłędny rok. Postawiła wisienkę na torcie. Ogoliła przeciwników w Klubowych Mistrzostwach świata i przeszła do historii.
Mimo że postawienie tego ostatniego kroku było zadaniem teoretycznie najprostszym, w praktyce okazało się zgoła inne. O mały włos to Estudiantes La Plata wracałoby do domów z tarczą. To Argentyńczycy zdobyli uwielbienie wszystkich przeciwników Barcelony na świecie i to oni mogli przeżywać swoje pięć minut jako ci, którzy uniemożliwili “Blaugranie” zdobycie sekstetu, czyli wyniku absolutnie historycznego. Tak by się stało, gdyby nie gol w końcówce gościa, który wtedy zawsze był na posterunku. Pedro. Dopiero budujący swoją pozycję w klubie 21-latek strzelał gola w każdych ze zwycięskich rozgrywek. Przed nim nikt nie zrobił czegoś podobnego. 19 grudzień 2009. FC Barcelona sięga po ostatni tytuł w roku i osiąga wynik historyczny. Nikomu wcześniej ta sztuka się nie udała.
Primera Division? Wciągnięta nosem, zakończona z dziewięcioma punktami przewagi nad Realem Madryt, do tego po najwyższej porażce “Królewskich” na Santiago Bernabeu w El Clasico – 2:6. Puchar Króla? Również wygrany bez większych problemów, nawet jeśli w tych rozgrywkach wielkie gwiazdy luzował Bojan Krkić (wtedy jeszcze wydawało się, że zrobi dużą karierę). Liga Mistrzów? Tu już nie było tak łatwo, najbardziej zapamiętamy rozstrzygający gol Iniesty w półfinale, który trafił prosto w okno zaparkowanego przez Chelsea autobusu. Superpuchar Europy – także z problemami, gol z Szachtarem strzelony dopiero w dogrywce. Na krajowym podwórku poszło znacznie łatwiej – 4:1 z Athletikiem Bilbao i zero złudzeń dla rywala.
Dopiero obecna Barcelona pokazuje nam: tamta to było małe miki. Ledwie rozgrzeweczka. Da się wejść na jeszcze wyższy poziom. Strzelone sto goli przez tercet Messi – Eto`o – Henry wydawało się wtedy wynikiem kosmicznym, nie do pobicia, ale trio MSN dziś może tylko pokręcić z tego beczkę. „Duma Katalonii” zgarnęła też szereg indywidualnych trofeów. Plebiscyt na Złotą Piłkę okazał ledwie formalnością – Leo Messi otrzymał dwa razy więcej głosów niż drugi Ronaldo a w pierwszej dziesiątce graczy Barcelony znalazło się aż… pięciu.
Czegokolwiek się tknęła, zamieniała w złoto. Łatwiej będzie wymienić klasyfikacje, w której gracze Barcelony… nie dominowali. Znajdujemy wyłącznie dwie: jej piłkarz nie został królem strzelców ligi i Copa del Rey. Genialny rok.