Reklama

Szczery wywiad Probierza: Życie jest zbyt krótkie, by sobie czegoś odmawiać

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 grudnia 2015, 08:26 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Chciałem sprawdzić, jak się żyje bez niego, a jak z nim. Przez sześć, siedem lat nie piłem w ogóle. Lecząc kontuzję, dostałem tabletki rozkurczowe, odstawiłem alkohol, tak zostało. Dwa lata temu zmarł mój przyjaciel, który nie pił. Pomyślałem: życie jest zbyt krótkie, by sobie czegoś odmawiać. Po jego śmierci wróciłem do domu, otworzyłem butelkę whisky i powiedziałem sobie, że będę ją pił, jak tylko najdzie mnie na to ochota – mówi w szczerej rozmowie z Izą Koprowiak Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok.

Szczery wywiad Probierza: Życie jest zbyt krótkie, by sobie czegoś odmawiać

FAKT

Boniek z Nawałką pojawili się u prezydenta. Prezes PZPN nie chce jednak zdradzać szczegółów – mówi, że to prywatna wizyta. Z kolei Robertowi Lewandowskiemu brakuje już tylko dwóch trafień, by w tym roku uzbierać 50 goli.

f1

Lekcja futbolu w Neapolu. Tekst z wczorajszego meczu.

Reklama

Ten mecz piłkarze Legii zapamiętają na długo. W spotkaniu ostatniej kolejki Ligi Europy zespół Stanisława Czerczesowa (52 l.) przegrał 2:5. Był to najniższy wymiar kary dla wicemistrza Polski. (…) Postawa wspomnianych zawodników Legii mogła martwić nie tylko trenera Czerczesowa, ale również selekcjonera Adama Nawałkę (57 l.). Pazdan i Jodłowiec są przecież reprezentantami Polski, a Lewczuk po poprzednich spotkaniach był przymierzany do kadry.

Niełatwe początki nowego trenera w Śląsku. Flavio zdenerwował się ankietą.

Nowy trener Śląska Romual Szukiełowicz (66 l.) zaczął pracę od przeprowadzenia wśród piłkarzy ankiety, opracowanej we współpracy z psychologiem. Nie wszystkim zawodnikom spodobały się jednak pytania. „Szukiełowi” może być trudno poukładać sobie współpracę z obcokrajowcami. Na przykład Flavio Paixao (31 l.) na większość kwestii ostentacyjnie odpowiedział, że nie wie. Portugalczyk nie rozumie też sensu pytań sprowadzających się do określania kogo w drużynie lubi a kogo nie, bo nie chce dzielić kolegów na lepszych i gorszych.

f2

Zmieniam podejście do alkoholu – mówi Michał Probierz.

– Chciałem sprawdzić, jak się żyje bez niego, a jak z nim. Przez sześć, siedem lat nie piłem w ogóle. Lecząc kontuzję, dostałem tabletki rozkurczowe, odstawiłem alkohol, tak zostało – opowiada trener Jagi. Co sprawiło, że zmienił podejście do procentów? – Dwa lata temu zmarł mój przyjaciel, który nie pił. Pomyślałem: życie jest zbyt krótkie, by sobie czegoś odmawiać. Po jego śmierci wróciłem do domu, otworzyłem butelkę whisky i powiedziałem sobie, że będę ją pił, jak tylko najdzie mnie na to ochota – tłumaczy Probierz, który z trunków preferuje wino.

Reklama

GAZETA WYBORCZA

Cudów nie było. Chcąc nie chcąc, musimy jeszcze „pograć” wczorajszym wieczorem.

gw

Pierwszy od 2011 roku start dwóch polskich klubów w fazie grupowej Ligi Europy zakończył się smutkiem. Nikt nie wyszedł z grupy, a na koniec Legia oberwała 2:5 w Neapolu, a Lech 0:1 z Basel. Gdyby zliczyć punkty zdobywane do rankingu UEFA, można by powiedzieć, że za polską piłką klubową trzeci najlepszy sezon w XXI wieku w europejskich pucharach. Sezon – pod względem statystycznym, nie estetycznym – gorszy tylko od występów w 2011/12 i 2002/03. W dodatku sezon, który pozwolił Polsce wspiąć się na 18. miejsce, gdy rok temu zajmowała 19. pozycję, a dwa i trzy lata temu – 21. I tyle tego umiarkowanego optymizmu, którego wczoraj odczuć było nie sposób. Lech i Legia w 12 meczach wbiły tylko sześć goli, łącznie zdobyły ledwie dziewięć z 36 możliwych punktów, wczoraj na pożegnanie zaliczyły bolesne porażki. Przegrały wprawdzie z najlepszymi drużynami swoich grup, które miały już zapewniony awans, ale okoliczności obu porażek były depresyjne. Na cuda, których oba polskie kluby potrzebowały wczoraj do awansu, nie zanosiło się ani przez moment. Lech z mistrzem Szwajcarii FC Basel przegrał po raz czwarty w sezonie. Latem poległ 1:3 i 0:1 w eliminacjach Ligi Mistrzów, a jesienią 0:2 i 0:1 w LE. W Poznaniu na koniec fazy grupowej Szwajcarzy wystawili najsłabszy skład w dotychczasowych meczach. Basel grał bez kilku podstawowych piłkarzy, z juniorem w ataku i w drugiej połowie z nieogranym i niepewnym bramkarzem, ale nawet z takim mistrzem Szwajcarii nie poradził sobie najlepszy zespół polskiej ekstraklasy zeszłego sezonu.

RZECZPOSPOLITA

Topniejąca przewaga Piasta. A mecz z Legią w weekend.

W przedostatniej tegorocznej kolejce, zanim liga zapadnie na półtora miesiąca w sen zimowy (rozgrywki zostaną wznowione 12 lutego), dojdzie do hitowego meczu, na który kibice czekają od początku rozgrywek. Piast na pierwsze miejsce w tabeli wspiął się w piątej kolejce i od tamtej pory już go nie opuścił. Stało się tak po pokonaniu 2:1 w Gliwicach ówczesnego lidera – właśnie Legii 2:1. Zespół z Warszawy prowadził wtedy jeszcze Norweg Henning Berg. Tym razem Piasta czeka jednak nieporównywalnie trudniejsze zadanie. Jeszcze kilkanaście dni temu przewaga zespołu czeskiego trenera Radoslava Latala nad faworytem do mistrzostwa (bo to wciąż Legia nim jest, za złotówkę postawioną na tytuł dla warszawian możemy wygrać zaledwie 1,60 zł, triumf Piast wyceniany jest na 5:1) wynosiła aż 10 punktów. Dziś – po bolesnej porażce z Górnikiem i remisie z Cracovią w ostatniej kolejce – już o połowę stopniała. Wygląda na to jakby rywale w końcu rozszyfrowali grę lidera – uważnie pilnowany w każdym meczu jest Kamil Vacek, od którego najwięcej zależy w budowaniu akcji ofensywnych Piasta.

W weekend również losowanie grup na Euro 2016. Czyli szczęscie się przyda.

Jeśli trafilibyśmy do grupy A, turniej mógłby rozpocząć się dla nas już 10 czerwca, gdy zostanie rozegrany mecz otwarcia na Stade de France (z udziałem gospodarzy – Francuzów). Gdyby jednak los przydzielił nas do grupy F, mistrzostwa rozpoczynałyby się dla nas dopiero 14 czerwca. Zgrupowanie tuż przed Euro odbędzie się niemal na pewno w Polsce. Selekcjoner chce, by było ono poprzedzone pięciodniowym obozem regeneracyjnym, w którym piłkarzom będą mogły towarzyszyć rodziny. Przez te pięć dni przed południem zawodnicy indywidualnie pracowaliby m.in.: nad tymi partiami mięśni, z którymi mieli problemy w trakcie sezonu, a popołudnia mieliby wolne. Możliwe, że w tej części zgrupowania nie wzięliby udziału piłkarze, których kluby dotrą do finału Ligi Mistrzów, lub do finałów pucharów krajowych. Później Nawałka swoich zawodników skoszaruje gdzieś w Polsce (najwięcej mówi się o Gniewinie położonym niedaleko Gdańska) i zacznie się już ostatni etap przygotowań.

SUPER EXPRESS

se

Bixente Lizarazu, czyli takiej sierotki jeszcze nie było. Ciekawa historia, choć Superak nie zwykł prezentować sylwetek obcokrajowców bez jakichkolwiek wypowiedzi czy informacji własnych.

Z Francją Bixente Lizarazu (46 l.) został mistrzem świata i Europy, z Bayernem wygrał Ligę Mistrzów, ale i tak mało mu było adrenaliny. Po zakończeniu kariery został czempionem Europy weteranów w ju-jitsu. Nie byłoby jednak tych sukcesów, gdyby terroryści z ETA zrealizowali groźbę zamachu na niego. Na szczęście nic się nie stało i Francuz poprowadzi jutro ceremonię losowania grup Euro. Kilka dni temu UEFA ogłosiła, że to właśnie Lizarazu, wraz z Ruudem Gullitem, będą „sierotkami” w paryskim Palais de Congres. Francuz w trakcie piłkarskiej kariery był znany z waleczności, ale nic w tym dziwnego, skoro musiał walczyć nawet o prawo do. używania prawdziwego imienia. Ze względu na baskijskie korzenie rodzice ochrzcili go jako Bixente, ale francuskie władze zarejestrowały go jako Vincent. (…) Z Francją wygrał mundial w 1998 roku, będąc jednym z liderów drużyny. Świadczą o tym choćby statystyki imion dzieci, urodzonych we Francji po tym sukcesie. Imiona Bixente, Zinedine i Lillian (od Thurama) biły rekordy popularności. W 2000 roku z Francją wygrał Euro, ale tamten rok kojarzy mu się też z listem baskijskiej organizacji terrorystycznej ETA, która domagała się, aby płacił podatek rewolucyjny, finansujący jej działalność. W przeciwnym razie grożono strasznymi konsekwencjami. W sprawę zaangażował się francuski rząd, piłkarz przez rok miał dwóch ochroniarzy, aż w końcu sprawa ucichła.

se2

Piłkarze Napoli zatopili Legię, a kibole Legii… spalili Neapol.

To była noc grozy w Neapolu. Ze środy na czwartek w centrum miasta doszło do regularnej bitwy pseudokibiców Napoli i Legii Warszawa, którzy przybyli na czwartkowy mecz tych drużyn w Lidze Europy. Siedmiu chuliganów z Polski trafiło do aresztu. Do starć kiboli doszło na stacji Garibaldi. Potem zamieszki przeniosły się do innych części miasta. Według „La Gazetta dello Sport” efektem burd były spalone samochody i 11 rannych policjantów.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Legia na kolanach.

ps

Obok relacji z wczorajszego meczu Legii, jest rozmowa z Bogusławem Leśnodorskim. To nie jest nasz rok.

Smutne pożegnanie z Ligą Europy?
– Smutne. Różnica między nami a Napoli była ogromna. Łudziłem się, że będziemy bliżej. Włosi to zespół zbudowany za kilkaset milionów euro i to było widać. A my? Drużyna i poszczególni piłkarze mają dużo większy potencjał i możliwości, niż pokazali w czwartek na boisku. Niestety, swoje robi ponad sto meczów, które kilku zawodników rozegrało w ostatnich dwóch latach. Zmęczenie materiału widać gołym okiem. Tomek Jodłowiec – doliczając sparingi czy spotkania w kadrze – nie jest w stanie grać tylu spotkać, co w ostatnich miesiącach. Stojan Vranjes też nie był przyzwyczajony do meczów co trzy dni. Nazwiska można długo wymieniać.

Idziemy do Ligowego Weekendu. Legio – złap mnie, jeśli potrafisz.

ps2

Są jak ogień i woda. Dzieli ich: budżet (120 mln zł Legii – 16 mln Piasta), międzynarodowe obycie (Piast grał w pucharach tylko raz), liczba trofeów (gliwiczanie nigdy nie skończyli ligi na podium), potencjał miasta, temperament prezesa (błyszczący na salonach i w mediach prawnik Bogusław Leśnodorski, kontra unikający dziennikarzy urzędnik i były dyrektor liceum Adam Sarkowicz). W Legii grają pewniacy na EURO 2016, Piast ma Czecha Kamila Vacka, który na razie tylko aspiruje do kadry. (…) Niedzielny mecz pokaże, jak bardzo warszawski zespół jest zdeterminowany, by dopaść Piasta. Gra u siebie, ma więcej atutów, ale zwycięstwo nie jest pewne jak amen w pacierzu. Dla Legii to już 37. mecz w tej rundzie, dla Piasta dopiero 21. Gliwiczanie nie przyjadą do Warszawy po remis – w tym sezonie dzielili się punktami dwa razy. Nie mają nic do stracenia, mogą tylko zyskać i znowu wymknąć się z rąk ścigającej go Legii. Odkąd wicemistrzów Polski prowadzi trener Czerczesow, wygrali sześć z ośmiu spotkań ligowych. Są nieefektowni, ale efektywni.

O Piaście czytamy jeszcze w dwóch osobnych tekstach – że takie rewelacje zdarzają się co kilka lat i jak zbudowano obecny zespół, o Legii – że to jej koniec w obecnym kształcie. Priorytetem jest zatrzymanie Nikolicia i wzmocnienia na skrzydłach.

ps3

Dobry generał nie krzyczy. Tekst Izy Koprowiak o motywowaniu piłkarzy w przerwie.

– Mój trener zagospodarował kiedyś ten czas na pilnowanie drzwi, żeby do szatni nie dostał się nasz prezes… – sytuację z jednego z klubów ekstraklasy opisuje jego były piłkarz. – Podobno chciał zaproponować nam premie za odwrócenie wyniku, chciał nas zmotywować. Trzymałem kciuki, żeby go wpuścił – wspomina. To zdarzenie dość nietypowe, zazwyczaj schemat jest podobny. – Pierwsza zasada: trener nie wchodzi razem z piłkarzami. Zawsze dawałem im kilka minut, by między sobą wyjaśnili sobie pewne sprawy, by się wykrzyczeli – wspomina czasy PGE GKS Bełchatów Maciej Bartoszek, dziś szkoleniowiec Zawiszy Bydgoszcz. (…) Kiedy Górnik Zabrze prowadził Adam Nawałka, piłkarze nie mogli do szatni zejść, po gwizdku sędziego musieli do niej zbiec. Kto się zapomniał, widział potem swoje zachowanie na nagraniu wideo. Stopklatka, wskazanie, wiedział, że tego błędu powtórzyć nie może. – Musieliśmy pokazać przeciwnikom, że nie czujemy żadnego zmęczenia – wspomina pomocnik Górnika Łęczna Grzegorz Bonin, który grał wówczas w Zabrzu. W szatni czekały na nich już kubły z zimną wodą, w których zanurzali się zawodnicy.

Wielkie dni skromnego Słowaka.

Rozmawiamy w sali konferencyjnej w budynku klubowym. W pewnym momencie na stadionie rozpoczyna się próba mikrofonu przed sobotnim spotkaniem z Termaliką. – Bramkę dla Górnika zdobywa Romaaaaan Gergeeeeel! – krzyczy spiker. Inne nazwisko niż właśnie słowackiego pomocnika nie mogło mu przyjść do głowy. Dziesięć dni temu Gergel czterema golami rozniósł liderującego w ekstraklasie Piasta Gliwice, a w ostatniej kolejce przesądził o wygranej z Jagiellonią Białystok. Pięć goli w trzy dni, osiem w całym sezonie – nie ma wątpliwości, kto w tym momencie jest największą gwiazdą śląskiego klubu. Tyle że Gergel na gwiazdę nie wygląda. Niepewnie się uśmiecha, nerwowo drapie po rękach i karku. Na tę popularność, która ostatnio spadła na niego na Śląsku i w ojczyźnie, nie był chyba przygotowany, bo wcześniej było o nim cicho. W prasie za naszą południową granicą z trudem można znaleźć wzmiankę na jego temat, nie doczekał się nawet słowackiej wersji swojego profilu na Wikipedii. Ale gdy strzelił cztery gole w Gliwicach, cały następny dzień odbierał telefony od dziennikarzy z ojczyzny i opowiadał o swoim wyczynie. (…) Paradoksalnie jednak najbardziej pamiętny mecz, w jakim brał udział, rozgrywał na lewej stronie defensywy. Było to w listopadzie 2010 roku, gdy w koszulce Žiliny musiał stawić czoła gwiazdom Chelsea w Lidze Mistrzów. – Kontuzji doznał Patrik Mraz (obecnie gracz Piasta – przyp. red.) i nie miał kto zagrać w obronie. Padło na mnie. Denerwowałem się, ale gdy usłyszałem hymn Ligi Mistrzów, trema odeszła. Przeżycie było duże: jeszcze nigdy nie grałem na takim stadionie jak Stamford Bridge. Miałem kilka pojedynków z Drogbą, próbowałem mu „sprzedać” kilka łokci, ale nawet nie wiem, czy poczuł. Sturridge? Masakra, bardzo szybki. Ale i tak byliśmy blisko wywiezienia dobrego wyniku, przegraliśmy tylko 1:2 – wspomina Gergel.

Poza tym:
– Mandrysz chce znacznych wzmocnień
– Przed Gergelem był Ubek, czyli strzelcy największej liczby goli w jednym meczu
– W Śląsku lubią chodzić po kruchym lodzie
– Flavio ściął się z trenerem
– Stępiński celuje w rekord

ps4

Zapomniane nazwiska rzadko dają sukces. Ratunek na krótką metę.

Foto-Higiena Gać. To ostatni klub, w którym pracował Romuald Szukiełowiecz, obecny trener Śląska Wrocław. Foto-Higiena zajmuje 14. miejsce w grupie dolnośląsko-lubuskiej III ligi. Śląsk jest ostatni w tabeli ekstraklasy i Szukiełowiecz ma go ratować. Czemu akurat on? Człowiek, który w ostatnich kilkunastu latach zwiedził kilkanaście klubów, głównie z niższych lig, a w latach 2007-2011 nie pracował z żadną drużyną? Do końca nie wiadomo, jednak już od pierwszego dnia pracy Szukiełowicza w Śląsku jest bardzo ciekawie. Nowy trener zaczął od badań socjometrycznych. Posadził piłkarzy Śląska i przekazał im arkusze zawierające pytania: „Któremu koledze byś się zwierzył ze swoich problemów? Którego poradził? Którego zaprosiłbyś na imieniny?”. I tym podobne. Szukiełowicz chwali się też tym, że mimo 66 lat na karku wciąż jest sprawny fizycznie. – Jak się wkurzę, to jeszcze fiflaka zrobię – mówi w rozmowie z serwisem Weszło („fiflak” to archaiczne określenie przewrotu w przód). Nadążanie za językiem młodszych o dwa pokolenia piłkarzy może stanowić problem.

ps5

I na koniec „Chwila z…” Michałem Probierzem. A moje prochy rozsypcie na boisku.

Są przyjaźnie w tym świecie?
– Wśród trenerów to trudne, choćby dlatego, że często jest się zatrudnianym w miejsce kolegi. Trzeba wybrać: lojalność albo praca. Są sytuacje, że klub negocjuje z trenerem, ale nie chce, by poprzednik o tym wiedział. Miałem tak w przypadku Kazia Moskala w Wiśle. Wiem, że do dziś ma zadrę, ale później jako trener też znajdował się w różnych sytuacjach, więc mam nadzieję, że mnie zrozumiał.

(…)

Choroba ojca pana zmieniła?
– Na wiele problemów spojrzałem inaczej. Porażki, niepowodzenia stały się niczym. Jako trener wracałem do domu, siadałem przy tacie i myślałem: „Czym ja w ogóle się przejmuję”. Mama całkowicie się dla niego poświęciła. Był jej całym życiem, to musiała być prawdziwa miłość. Jestem dla niej pełen podziwu. Gdy odszedł, było jej bardzo ciężko, bo tak wiele lat żyła tylko dla niego. Znosiła więcej niż mogła.

(…)

Trzech, z których jest pan najbardziej dumny?
– Bruno, którego namówiłem, by wrócił do piłki, do Jagiellonii. Patryk Tuszyński i Karol Świderski, tylko musi wyprostować głowę, uświadomić sobie, że piłka to nie zabawa, a na razie tak ją traktuje.

Pan jest zero-jedynkowe?
– Chyba tak, moje odejścia z klubów o tym świadczyły. Jak mi się coś nie podobało, rezygnowałem.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...