Jeśli miałbym wskazać kilka miesięcy temu dwóch młodych gości z polskiej ligi, którzy zrobią naprawdę dużą karierę piłkarską, prawdopodobnie postawiłbym na Ondreja Dudę i Karola Linettego. Mała różnica wieku, raptem dwa miesiące. Nawet miejsce urodzenia podobne: Snina i Żnin. A jednak, od początku wydawało mi się, że to dwa różne bieguny. Idą do tego samego celu, mają ogromne szanse, by go osiągnąć, ale obrali kompletnie różne drogi.
Jeden przeszedł wszystkie szczeble szkolenia w ukochanym klubie, w którym na dobre zaistniał też w dorosłej drużynie. Drugi wyjechał z matecznika tuż po zdmuchnięciu dziewiętnastu świeczek na urodzinowym torcie. A gdyby wszystko poszło zgodnie z jego planem – pewnie już półtora roku później grałby w jeszcze silniejszej lidze. Jeden od początku stawiał na bezpieczeństwo, długo krytykowano go choćby za niezliczone podania w bok i do tyłu, drugi wjechał w ligę z impetem rozdając prostopadłe podania i nie stroniąc od ryzykownych dryblingów. Jeden zdezorientowany i nieco zbity z tropu uśmiechał się rozbrajająco przy zestresowanej Sonii Śledź, drugi niemal w tym samym czasie wykłócał się z nastoletnią studentką dziennikarstwa, odreagowując serię słabszych spotkań.
Ha, to w sumie jest kapitalny punkt wyjścia do porównania obu piłkarzy. Karol Linetty stojący z tym bezradnym uśmiechem, gdy reporterka NC+ próbowała opanować nerwy przy zadawaniu pytania i Ondrej Duda z szydzącym wyrazem twarzy dopytujący młodą dziewczynę, czy zna się na piłce. Wczoraj, gdy Lech puszczał reklamówkę przed meczem z Basel, w której m.in. Linetty rozdaje ludziom w kinie upominki, Duda wykłócał się z naszym dziennikarzem starszym od niego o kilka lat, że jest „niewychowany”, bo kiedyś wystąpili w jednym magazynie Ekstraklasy, a potem ten nie podszedł przywitać się w restauracji, tylko kiwnął ręką.
Absurd. Podobnie zresztą jak to, że niektórzy woleliby zamknąć oczy i udawać, że takich sytuacji nie ma. A przecież właśnie tego typu pyskówki mówią kibicom więcej o piłkarzu, niż autoryzowane wywiady przechodzące przez dział marketingu. Wspomniany materiał Lecha ma tytuł “Przyłapani”. W sumie wczorajszy show Dudy to też swoiste przyłapanie, z tym że nie “na relaksie” a w miejscu, gdzie mój kolega wykonywał swoją pracę. Niektórzy napisali: “piłkarski pudelek”, ale przecież to o tysiąc razy prawdziwsze, niż urywki z treningu, albo konferencja prasowa. Wiele, naprawdę wiele treści w jednej rozmówce.
Niesamowite, jak bardzo obaj się rozjechali. Wyobrażam sobie jak mogą to odbierać neutralni fani piłki niezwiązani ani z Warszawą, ani z Poznaniem. Jak odbierają ich na boisku, patrząc na to, jak rozwija się Linetty, który ostatnio zaczął sobie świetnie radzić grając przed duetem Tetteh-Trałka i porównując to z regresem Dudy. Jak odbierają ich poza nim – patrząc na kolejne namacalne dowody wody sodowej u Dudy i sympatyczne akcje z udziałem Linettego.
Wczoraj, gdy rzuciłem zestawienie obu na Twitterze, Damian Smyk z poznańskiej „Wyborczej” odpisał mi: „Linetty prawdopodobnie przeprosiłby, że swoją grą zmusza kogoś do pisania o nim negatywnych tekstów i obiecałby poprawę”. Jeśli w piłce jakąkolwiek rolę odgrywa wizerunek – tutaj Linetty zdystansował Słowaka o wiele bardziej, niż na murawie, gdzie wciąż ciężko byłoby wskazać tego „bardziej perspektywicznego”.
Zresztą, do tej dwójki można od razu dołożyć Drągowskiego, który zaczął od zwracania się do kolegów z obrony per „panie Sebastianie, czy mógłby pan pokryć”, a skończył najpierw na pokazywaniu środkowego palca kibicom, potem zaś na próbach uderzenia z bańki swojego kolegi z klubu i wepchnięcia palucha w tyłek napastnika rywali. Bad boy jak się patrzy.
I tu tak naprawdę zaczynam mieć problem z samym sobą. Od lat przecież narzekam, tak jak wszyscy, że piłka to już nie stary, dobry sport osiedli. Że futbol to już nie podwórka i śmierdzące bramy, ale wielkie akademie, gdzie zawodowców hoduje się jak pomidory w wielkich szklarniach. Że dziś nie ma już Keane’ów, Gascoigne’ów i Jonesów, zamiast tego dostajemy wychuchanych bohaterów, którzy od momentu ukończenia trzynastu lat żyją jak profesjonalni zawodnicy.
No i przecież ten stereotyp wysuszonego z emocji i ugrzecznionego do granic futbolu łamią raczej Duda i Drągowski, niż Linetty. Przecież poza schemat grzecznych odpowiedzi na konferencjach wychodzą właśnie Duda i Drągowski, a nie Linetty. Przecież jeśli któregoś miałbym mieć w roli sekundanta podczas boju gdzieś w ciemnej ulicy, to jednak Dudę bądź Drągowskiego, a nie Linettego.
Zresztą, tak jest nie tylko w Polsce. Diego Costa. Czym aż tak mocno różni się od bandytów i cwaniaków sprzed lat, czym aż tak mocno różni się od wszelkiej maści „bad boyów” z lat dziewięćdziesiątych, który momentami mieli więcej fanów niż Beckham fanek. Jak można jednocześnie katować powtórkę kompilacji najlepszych wślizgów zawodników Wimbledonu, a potem oburzać się na Costę, który rzuca znacznikiem w Mourinho?
I gdy już miałem sam siebie rozjechać za hipokryzję i ogółem stwierdzić, że zdziadziałem, gdy zamiast Dudów i Drągowskich zaczynają mi imponować do bólu profesjonalne klony Linettego… Chyba chodzi o konsekwencję. O autentyczność. Z ciekawości przejrzałem nie tylko faule Diego Costy, ale też sytuacje, w których symulował. Duda czy Kucharczyk są twardzi w rozmowach z dziennikarzami, ale w polu karnym kładą ich mocniejsze podmuchy wiatru. Może idealizuję, ale dla mnie na większego wojownika wygląda obecnie Fojut czy Trałka, którzy hardość pokazują nie ofukując pismaków, ale grając ostro w defensywie przy jednoczesnym unikaniu jakichś spektakularnych koziołków, gdy ktoś ich sfauluje.
Ba, bardziej niż Dudę za „charakterność” ceniłbym Małeckiego, który jest słabiutkim piłkarzem i ewidentnie człowiekiem ze sporymi problemami, choćby z kontrolowaniem emocji, ale jednak – jest w tym wszystkim wyjątkowo szczery. Pamiętam jak fikał pod Galerą ciesząc się po golu dla Wisły, co poskutkowało jakimiś piętnastoma pieśniami o jego imieniu, orientacji seksualnej i innych tego typu. Wkurzył mnie jak cztery tysiące fanatyków obok, ale jednak – widziałem i widzę, że to nie żadne wyrafinowanie czy sodówka, ale po prostu „korba w bani”.
Nie potrafię ocenić, ile znaczy głowa przy rozwijaniu talentu – może za pięć lat Duda będzie rozgrywającym Valencii a Linetty spróbuje w tym czasie dźwignąć z kryzysu Olimpię Grudziądz. Wiem za to całkiem nieźle w jaki sposób wygrywa się sympatię kibiców, bo sam przecież wiele razy skandowałem nazwisko Grzegorza Krysiaka, a ostatnio Marcina Zimonia i Dawida Sarafińskiego. Wbrew pozorom – nie wojną ze znienawidzonymi dziennikarzami, ani nie kontrowersyjnym wywalczaniem rzutów karnych.
Autentycznością. Niezależnie czy jesteś grzecznym Linettym, czy jednym ze złych chłopaków, jak Keane. Grunt, żebyś był konsekwentny. Dlatego pewnie imponuje mi pomocnik Lecha, a ten z Legii zwyczajnie irytuje.
JAKUB OLKIEWICZ