Legia jest najbardziej medialna i tego jej nikt nie zabierze. Co innego jednak budżety, popularność, kibice, a co innego potencjał drużyny, który decyduje w tabeli. Czy jest w Warszawie choć jeden piłkarz, którego można by polecić do średniego europejskiego klubu i mieć pewność, że sobie poradzi? Ja nie widzę – mówi w dzisiejszej “Gazecie Wyborczej” Zbigniew Boniek.
FAKT
Dzisiejsze wydanie całkowicie zdominowane jest przez ligę. Mamy albo relacje meczowe, albo zapowiedzi. Najszerzej opisany jest wczorajszy wyczyn Romana Gergela i z braku laku zacytujemy fragment:
W poprzednich meczach kibice Górnika zarzucali piłkarzom brak zaangażowania. Wczoraj od początku zabrzanie walczyli o życie. Bohaterem był Gergel. Słowak, który na początku sezonu grał w ataku, pokazał, że nawet będąc w pomocy można imponować skutecznością. (…) – Przez całą karierę grałem głównie w pomocy. Tam czuję się najlepiej, ale lubię i potrafię strzelać gole – przyznawał były zawodnik MSK Żylina.
Poza tym:
– Napastnicy Śląska ośmieszyli się,
– Postawiony Stępel na Koronie (to o golu Stępińskiego),
– Żubr zaczyna się budzić, czyli Jaga wraca do gry.
Wojna w bramce Legii! – „Fakt” podkręca atmosferę sugerując, że w bramce Legii toczy się jakaś rywalizacja. Nam się jednak wydaje, że Czerczesowowowi ani przez myśl nie przeszło, że Malarz może wygryźć Kuciaka ze składu.
– Kuciak jest numerem jeden, bo wywalczył sobie miejsce w jedenastce dobrymi występami przez ostatnie sezony – mówi rosyjski szkoleniowiec. Tymczasem w spotkaniu z Podbeskidziem (2:2) wracający do zdrowia Słowak usiadł na ławce rezerwowych, a cały mecz rozegrał Malarz. Lekarze woleli bowiem nie ryzykować występu Kuciaka i odnowienia się urazu. Jego konkurent puścił dwa gole, ale przy żadnym nie zawinił. Obaj zawodnicy są bardzo ambitni i nie zamierzają się godzić z rolą zmiennika. – Nikt mi nie powiedział przy podpisywaniu umowy, że mam być w Legii rezerwowym. Od początku sezonu długo czekałem na szansę. Zagryzałem wargi i ciężko trenowałem, ale nie podobała mi się ta sytuacja – mówił Malarz, który miał żal do poprzedniego trenera Henninga Berga (46l.), za to, że nie występował nawet w meczach o Puchar Polski.
Współczuję Moskalowi, czyli Urban solidarnie staje w obronie swojego kolegi po fachu.
– Współczuję Kaziowi Moskalowi. Moim zdaniem nie zasłużył ma dymisję. Wiem, za dużo było remisów, przegrał prestiżowe derby, ale jego Wisła grała fajną piłkę. Trener musi mieć więcej czasu, by spokojnie popracować – mówi Jan Urban (53l.), którego Lech gra z „osieroconą” Białą Gwiazdą. (…) – Na początku powiedziałem piłkarzom: chcę widzieć na waszych twarzach choć trochę uśmiechu. Sam mam taki charakter, że lubię pożartować, rozluźnić atmosferę nawet wtedy, gdy jest niewesoło. Potrzebny był ten optymizm – wyjaśnia szkoleniowiec.
Mamy też wzmiankę o Marcinie Budzińskim, którego trener Zieliński – wskutek kłopotu bogactwa – musi upychać na boisku. Do tej pory, oprócz swojej nominalnej pozycji numer dziesięć, grywał jako fałszywa dziewiątka lub defensywny pomocnik.
– Marcin w okresie przygotowawczym chorował, był w słabszej formie, ale teraz już regularnie gra i nadal jest jednym z liderów drużyny – powiedział Zieliński. – Dobrze sobie poradzi na każdej z trzech pozycji w środku pola i jako fałszywy napastnik. To jest na tyle inteligentny chłopak, że będzie tam grał, gdzie się go wystawi – zaznacza trener Pasów.
Poza tym Mila apeluje, że Lechia musi się podnieść a Marcin Bronsizewski usłyszał od ojca, żeby brał Wisłę i się nie zastanawiał.
GAZETA WYBORCZA
W „Wyborczej” rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem na tematy ligowe. Jest sporo pochwał pod adresem Piasta na co, biorąc pod uwagę wczorajszy mecz z Górnikiem, były już lepsze momenty.
Piast z budżetem sześć razy mniejszym wyprzedza Legię aż o 10 pkt. W sezonie, gdy najbogatszemu klubowi bardzo zależy na tytule ze względu na stulecie istnienia…
Legia jest najbardziej medialna i tego jej nikt nie zabierze. Co innego jednak budżety, popularność, kibice, a co innego potencjał drużyny, który decyduje w tabeli. Czy jest w Warszawie choć jeden piłkarz, którego można by polecić do średniego europejskiego klubu i mieć pewność, że sobie poradzi? Ja nie widzę.
Może Ondrej Duda?
– Mówię dziś, a nie rok temu. Rok temu wszyscy się zachwycali Kubą Rzeźniczakiem, teraz lepszy jest Igor Lewczuk. Cechą naszej ligi jest niewielka różnica w klasie piłkarzy. Dlatego gdy Piast zatrudnił mądrego trenera, zrobił dobre transfery, do tego dochodzi ciężka praca, profesjonalizm i walka do końca, to urodził nam się lider ekstraklasy. Czy wytrwa do końca, nie wiem. Legia będzie naciskała, bardzo jej zależy. Ale czy ma najlepszą drużynę? Nie jestem pewien. Nie ma jednak powodu, by robić dramat, że niezbyt bogaty klub bije krajowych rywali. Bije, bo ma teraz najlepszy zespół. Gliwiczanie gnają od początku do końca każdego meczu, mają świetną wydolność, pokazują ofensywną, otwartą piłkę i są na tyle konsekwentni, że jest tylko kwestią czasu, aż ich rywale pękną. Tak samo grała Jagiellonia w poprzednim sezonie i gdyby nie trzy-cztery błędy sędziowskie na jej niekorzyść w końcówce, mogła zostać mistrzem.
(…)
Wyobraża pan sobie Piasta z tytułem?
– Piłka jest grą prostą. Wygrywa lepszy, a nie bogatszy. Nie mam nic przeciwko mistrzostwu dla Piasta, jeśli zasłuży. Nie ma się na co oburzać, raczej przyklasnąć i chwalić. Niech się bogatsi uczą, jak tworzyć drużynę.
Ale dla polskiej piłki nie będzie raczej korzystne, jeśli to Piast zagra o LM? Pewnie sobie nie poradzi. Jeśli kibic widzi szansę na awans, to jednak w Legii. Ona nie wyprzeda piłkarzy, ma pieniądze na wzmocnienia.
– Gra Piasta o LM to nie byłoby nic złego dla polskiej piłki. Niech walczy ten, kto zasłuży. Kiedy przeanalizujemy 19 lat bezowocnych zmagań naszych klubów w kwalifikacjach, zobaczymy obraz marny. Rzadko się zdarzało, żeby ktoś zawalczył na serio. Może Legia półtora roku temu, ale pokpiła sprawę z Celtikiem i szansa przepadła. Przesądzanie dziś, że Piast przyniósłby wstyd, jest brakiem szacunku dla zespołu z Gliwic. A może zagrałby bez presji, jaka ciąży na Legii czy Lechu? Jeśli bogatsze kluby uwiera pozycja drużyny Radoslava Latala, niech ją gonią. Ja widzę, że dziś Piast ma nad Legią prawie taką samą przewagę jak Legia nad Lechem, który przecież był niedawno w czarnej dziurze.
Dalej „Wyborcza” analizuje jak dużą zmianę w Lechu dokonał Jan Urban.
W Lechu gra teraz niemal każdy zdrowy piłkarz, nawet jeżeli widać, że wcześniej nie bez powodu był w odstawce (Denis Thomalla czy David Holman). Także dlatego, że Lech od kilku miesięcy gra po dwa mecze w tygodniu, Urban nie chce piłkarzy forsować. – Jeśli ktoś zagra mecz, w którym ze względów fizycznych grać nie powinien, to tracimy go na dwa tygodnie albo nawet na dłużej. Bo tyle trwa odzyskanie piłkarza z powrotem i przywrócenie do optymalnej dyspozycji. A my tego czasu nie mamy – mówi trener. Wcześniej częste zmiany w wyjściowej jedenastce burzyły natychmiast styl gry Skorży – ofensywny, oparty na przekonaniu, że musisz być częściej przy piłce, jeśli chcesz strzelać gole i wygrywać. Za Urbana rotacje nie robią takiej krzywdy drużynie, bo ta nie ma ambicji, by narzucać rywalowi swój styl. – Gra wynikiem – mówi trener o tym, co jest dziś najważniejsze dla niego. Lech to teraz zespół, który przede wszystkim przeszkadza przeciwnikom, a dopiero w drugiej kolejności stara się zdobyć bramkę. To działa, mimo że w zespole nie ma dziś zdrowego wartościowego napastnika. Z czterech meczów wyjazdowych Lech wygrał trzy – z Legią, Pogonią i Lechią. Nie stracił ani jednego gola, a strzelił tylko cztery. W każdym z tych spotkań to rywale byli dłużej przy piłce, oddawali po dwa, a nawet trzy razy więcej strzałów. Lech, a w sumie należałoby powiedzieć: Kasper Hamalainen, był jednak niebywale skuteczny. Reprezentant Finlandii zdobył w każdym z tych zwycięskich spotkań po bramce, mimo że przecież nie jest typowym snajperem.
I jeszcze tekst o zabójczym trio Messi – Suarez – Neymar. Fragment:
Żaden rekord brazylijsko-urugwajskiej pary nie jest jednak w stanie naruszyć hierarchii obowiązującej w szatni. Po meczu z Atlético, który Messi zaczął na ławce, Neymar powiedział: – To chyba naturalne, że gdy na boisku pojawił się najlepszy piłkarz świata, i my, i oni wiedzieliśmy, co się zaraz stanie. W 76. min Brazylijczyk zagrał w pole karne, Suárez asystował, Messi strzelił. Diego God~n mógł tylko zakryć twarz rękami. A przecież uchodzący za najlepszego stopera La Liga Urugwajczyk opowiadał niedawno, że fenomen Argentyńczyka bierze się ze strachu. – Gdy Messi dostaje piłkę, większość hiszpańskich obrońców stoi z rozdziawionymi ustami, bojąc się w ogóle zbliżyć – przekonywał, co miało wyjaśniać, dlaczego Lionel nie jest tak samo skuteczny w reprezentacji Argentyny. Urugwajczycy postanowili jednak uhonorować nie God~na, lecz Suáreza. W 500-kilometrową drogę do Salto wyruszy niedługo posąg napastnika Barçy naturalnych rozmiarów. Alberto Morales Saravia, który zasłynął namalowaniem twarzy Arnolda Schwarzeneggera i Marilyn Monroe na kamperze wykorzystywanym w serialu “Policjanci z Miami”, wykona ważącą 60 kg figurę i swoimsamochodem przewiezie ją z Pando. Stanie w rodzinnym mieście Suáreza przy Paseo del Puerto.Jeśli Messi mógłby czegoś zazdrościć Luisowi, to właśnie uznania w rodzinnych stronach. W Argentynie po przegranych finałach mundialu w Brazylii i Copa América w Chile debatowano nad pozbawieniem Leo opaski kapitana.
SUPER EXPRESS
W „Superaku” dziś tylko dwa teksty piłkarskie. Pierwszy – relacja z meczu Górnika z Piastem, która nie zmieni waszego życia nawet o milimetr. Drugi – wywiad z Jerzym Dudkiem o Robercie Lewandowskim. Fragment:
Lewandowski pierwszy, Ronaldo drugi, Messi trzeci. Tak ułożyłeś swoją kolejność do Złotej Piłki. Jesteś zawiedziony brakiem Roberta wśród nominowanych?
Bardzo. Uważam, że “Lewy” zasłużył, aby na podium się znaleźć. Skoro nie ma jego, to zapytam, dlaczego jest Neymar, a nie na przykład Suarez? Z Barceloną Luis osiągnął to samo, co Neymar, a pod nieobecność Messiego strzelał gole w każdym meczu. Nie chcę powiedzieć, że “Lewy” był trochę dyskryminowany, bo to złe słowo, ale moim zdaniem powinien być wśród najlepszych.
Ale nawet w Polsce nie było jednomyślności. Niektórzy argumentowali, że zaślepiło nas pięć goli w meczu z Wolfsburgiem, a Złota Piłka to nagroda za cały rok, a nie jeden wyskok.
Bzdura kompletna. Przecież on w całym tym okresie strzelił grubo ponad 30 goli dla Bayernu, eliminacje Euro skończył jako król strzelców, a został też uznany za najlepszego gracza kwalifikacji. To nie był jednorazowy wyczyn.
W swojej trójce Ronaldo umieściłeś wyżej od Messiego. To chyba, delikatnie mówiąc, przesada?
OK, przyznaję, że w tym przypadku wpisałem Cristiano wyżej trochę po koleżeńsku.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
I temat z okładki, czyli sprawozdanie z meczu Gergela z Piastem.
Przed pierwszym starciem Piasta z Górnikiem mówiono, że kto wygra, ten dostanie „kopa” na dalszą część rundy. Mało kto spodziewał się, że wspomniany „kop” wywinduje gliwiczan na fotel lidera i to na wiele miesięcy! Nic więc dziwnego, że przed wczorajszym meczem pierwszej z ostatnią drużyną, trudno było sobie wyobrazić inny wynik niż zwycięstwo Piasta. – Jeśli chodzi o punkty, różnica między nami to kosmos. Nie jesteśmy jednak tak słabi, jak wskazuje na to tabela. Chcemy coś udowodnić tym, którzy przypisują Piastowi trzy punkty jeszcze przed pierwszym gwizdkiem – powiedział nam tuż przed derbami trener Leszek Ojrzyński. Szkoleniowiec Górnika, tak jak piłkarze, ostatnio muszą się wsłuchiwać w ostrą krytykę ze strony kibiców, którzy na każdym meczu wyrażają swoje niezadowolenie z postawy drużyny. – Każdy ma prawo do własnej oceny, a zwłaszcza kibice, którzy dopingują zespół. Nie obrażamy się. Jeśli jednak kibice mają do nas pretensje, to na boisku musimy zrobić wszystko, by ich do siebie przekonać. Mam nadzieję, że uda się to w derbach z Piastem – powiedział Ojrzyński.
Pierwsze strony „PS” w całości poświęcone wczorajszym meczom. Mamy następujące tytuły:
– Szczęście po stronie Jagi,
– Ofiarny obrońca wyczyniał cuda (to o Konczkowskim),
– Stracili głowę, zgubili punkty (o Śląsku),
Mamy też dwa tematy, które dublują się z „Faktem”, czyli rywalizacja w bramce Legii i wypowiedzi Jana Urbana. W „PS” szkoleniowiec Lecha przytaczany jest nieco szerzej, to i my dodamy coś z jego rozmówki.
Po meczu z Lechią zwrócił pan uwagę, że po siedemnastu kolejkach ekstraklasy piłkarze mają prawo być już zmęczeni.
Bo ta dawka futbolu jest mordercza. Spotkania co trzy-cztery dni, a na początek już w połowie lipca. Jeśli ktoś twierdzi, że tak samo grają w mocnych europejskich ligach, niech to dokładnie przeanalizuje.
Kiedyś w sprawie obecnej reformy ligi miał pan inne zdanie niż prezes Legii.
On był za, ja przeciw. Nasze drogi się rozeszły, ale cieszę się, że mój były szef zmienia zdanie. Wtedy wyrażałem opinię jako praktyk, a on futbolu dopiero się uczył, miał wiedzę teoretyczną.
Mimo intensywnego grania, idziecie jednak w górę tabeli.
Dzieje się to kosztem ładnej, widowiskowej gry, wielu urazów i stłuczeń. To jest również ogromny wysiłek, ale zaciskamy zęby i gramy dalej.
W „Przeglądzie” znajdziemy również ciekawą sylwetkę rodziny Broniszewskich.
Tata często mi mówił: „Daj sobie spokój z trenerką, to ciężki kawałek chleba. Fajnie będzie tylko momentami, za to trudnych chwil będzie znacznie więcej” – mówi Marcin Broniszewski. Nie posłuchał. Minęło kilkanaście lat i posadę pierwszego trenera zaproponowała mu Wisła. Tym razem tata nie miał już wątpliwości: „Po to się uczyłeś, zbierałeś doświadczenie. Bierz to i wykaż się”.67-letni dziś Mieczysław, senior roku, niepokorny był od zawsze. Jako nastolatek został wyrzucony z lekcji historii, bo wykrzyczał, że komuniści to kupa bandytów. – Jesteśmy rodziną super patriotyczną, mój tata i teść walczyli w AK. To odbiło się na mnie i na chłopakach – podkreśla były trener reprezentacji juniorów. Broniszewski senior nigdy nie należał do partii, choć wiele razy słyszał, że powinien. Dziś przez przeciętnego kibica piłki w Polsce kojarzony jest z tak zwanym betonem. – Czytam to i widzę. Nie jest to miłe – mówi Marcin. – Tatę, Michała Globisza, Andrzeja Zamilskiego zawsze będą broniły osiągane przez nich wyniki. W innych krajach środowisko byłoby dumne z ludzi, którzy osiągali takie sukcesy – dodaje najmłodszy z Broniszewskich. Jerzy Podbrożny dumny nie jest. W wywiadzie dla serwisu Weszło.pl powiedział, że Broniszewski (spotkali się w Wiśle Płock) to najgorszy trener z jakim pracował. – Ilu tam było dobrych zawodników? Radek Sobolewski, Piotrek Mosór, ja. Czy Wisła osiągnęła jakiś sukces? Nie, bo wszyscy wylądowaliśmy w rezerwach – tłumaczył reprezentant Polski. Broniszewski senior pamięta co innego. – Pewnego dnia wchodzę do szatni i zza drzwi słyszę rozmowę: „Co tam jeden mecz. Jeden można przegrać, można odpuścić, potem coś się wygra. I do przodu”. Otwieram drzwi, a tam w baseniku Podbrożny i jego ekipa. Natychmiast rozgoniłem to towarzystwo – wspomina trener. Dziś wie, że jego czas, jako szkoleniowca minął. Wraz ze świętej pamięci Władysławem Stachurskim nazywali się „grupą Powązki” albo „Grupą IPN”.
Dalej tekst z wypowiedziami Roberta Podolińskiego, któremu przyjdzie zmierzyć się z były pracodawcą i swoim następcą. Powiemy tylko jedno: klasa.
– Największą niespodzianką jest dla mnie Cetnarski, którego wprawdzie ściągaliśmy z Widzewa Łódź, by stał się wiodącym zawodnikiem, jak to ma miejsce teraz, ale za moich czasów miał sporo różnego rodzaju problemów – tłumaczy.Do Zielińskiego trener Górali czuje podziw. – Oczywiście, że mam szacunek i podziwiam Zielińskiego, za to, jak odmienił tę drużynę. Wychodzi w Krakowie jego wielkie doświadczenie i kompetencje w prowadzeniu grupy ludzi. To świetny, komunikatywny facet – przyznaje szkoleniowiec Podbeskidzia. – W obecnej drużynie jest kilku zawodników, których sprowadzałem i na których postawiłem, ale nie widzę w niej ani procenta swojej ręki. To dziś zespół kompletny, skończony. Ja mogę sobie jedynie życzyć, żeby w Bielsku-Białej udało mi się powtórzyć tak udane okienka transferowe, jak te w Cracovii – mówi Podoliński.
No i na koniec rozmówka z Guillemem Balague, autorem książek o Guardioli i Messim.
O Ronado sporo pan wie, nawet to, że w prywatnych rozmowach z kolegami z Realu i znajomymi nazywa Messiego „sku..synem”. Napisał pan tak w książce i Portugalczyk groził procesem.
Na początku listopada w Anglii ukazała się moja książka o Ronaldo i z tego, co wiem, niedługo zostanie przetłumaczona na język polski. Wiecie, jak wygląda wstęp? To post z Facebooka Ronaldo, w którym deklaruje, że sprawa trafi do sądu.
Zakładamy, że nie napisaliście tej książki wspólnie.
Początkowo taki był plan, ale do tego nie doszło. I bardzo się z tego cieszę, bo dzięki temu nikt nie próbował na mnie wpłynąć. Pamiętam, jak wcześniej rozmawiałem ze słynnym agentem piłkarskim Jorge Mendesem, który próbował mnie przekonać, że Florentino Perez sprawdził Ronaldo do Realu na początku swojej kadencji. Tle że miałem ten kontrakt w rękach i Cristiano podpisał go pół roku przed tym, jak Florentino znów został prezydentem.
Co ze sprawą w sądzie?
Nigdy żadni prawnicy nie wkroczyli do akcji.
Poza tym w ramkach:
– Barcelona nie lekceważy III ligi,
– Pobudka Budzińskiego,
– Makuszewski wierzy, że jego ekipa zacznie wygrywać,
– Zapomnieli jak się zdobywa bramki (Pogoń),
– Prusak spełnia marzenie (o grze na stadionie Legii).