Jak co tydzień… sędzia skrzywdził Wisłę Kraków. To już niemal stały punkt programu, “Biała Gwiazda” na błędach arbitrów straciła w tym sezonie już siedem punktów, w tym ten wczorajszy, za remis w derbach z Cracovią. Biorąc pod uwagę, że ze stanowiska poleciał Kazimierz Moskal – zastanawiamy się, czy za odprawę z wiślackiej kasy zabierze wszystkich sędziów na małe piwo. W końcu to ich błędy przyczyniły się do przedwczesnego urlopu trenera. Co poza kolejnym masakrowaniem Wisły przez panów w czarnych koszulach?
Na szczęście: niewiele. Błąd w postaci uznania gola Rakelsa w derbach Krakowa był najpoważniejszym “przewinieniem” sędziowskim w tej kolejce, poza nim arbitrzy raczej się nie mylili, a sporne sytuacje sędziowali albo w sposób bardzo dobry, albo chociaż trudny do otwartej krytyki. A akurat kontrowersji nie brakowało.
Zaczęło się już w piątek od bramki Josipa Barisicia w meczu Piasta Gliwice z Ruchem Chorzów. Dla nas, przed telewizorami, sytuacja była oczywista – piłkę zagrywał Gigołajew, a że jest piłkarzem dość nieudolnym, to zagrał ją pod nogi gliwiczanina. Ponadto nawet jeśli zagrywałby ktoś z Piasta – Szyndrowski złamał linię spalonego w kompletnie niespodziewanym miejscu, gdzieś w okolicach narożnika. Dlatego też odnotowujemy sytuację i odnotowujemy słuszną decyzję Szymona Marciniaka. W drugim piątkowym meczu Złotek mógł rozdać nieco więcej kartek, ale żadnych weryfikacji do niewydrukowanej tabeli nie stwierdziliśmy.
Sobota przebiegła raczej bezkolizyjnie, pewnie dlatego, że wypadł z rozpiski “środkowy” z meczów. Gdyby wypuścił piłkarzy na śnieg w Niecieczy, pewnie kontrowersji by przybyło, szczególnie w kwestii oceny faulów na niemal niewidocznych liniach pola karnego. Na szczęście do meczu nie doszło, a pozostałe dwa były sędziowane poprawnie. W końcówce spotkania Śląska z Pogonią powinien być wprawdzie faul na Dwaliszwilim i żółta kartka dla Hołoty, ale wybaczcie – to jednak nie Lech Poznań z Douglasem w formie, żeby każdy faul w okolicach dwudziestego metra zamieniać Pogoni na bramkę.
No i wreszcie niedziela, podczas której na murawy wybiegli – jak się zdaje – niedzielni sędziowie. O derbach Krakowa, w których sędzia Kwiatkowski podarował Cracovii gola już pisaliśmy, ale dla porządku: odejmujemy gościom gola i uznajemy, że derby zakończyły się remisem. Nie mącimy także w kwestii kartek dla Sretenovicia i Głowackiego – jeśli dostaliby czerwone, to obaj, więc potencjały zespołów nie uległyby jakimś drastycznym zmianom.
Ale przed “Świętą Wojną” grano przecież jeszcze dwa mecze o 15.30. Legia… Multum znaków zapytania. Faul Ondreja Dudy na Możdżeniu to oczywiście druga żółta kartka dla rozgrywającego warszawskiego zespołu, ale czy Podbeskidziu należał się tutaj rzut karny? FotoPyK uchwycił taki moment:
I chyba tak byśmy to widzieli. Czerwona dla Dudy, ale karnego nie ma. Do końca spotkania został niecały kwadrans, padły jeszcze dwa gole… Zastanawialiśmy się, jak to ująć. Na pewno sędzia pomógł Legii i zaszkodził Podbeskidziu, ale przecież “Górale” sami grali w osłabieniu przez ponad połowę meczu. Po wykluczeniu Dudy siły zostałyby wyrównane. Zasady mamy w miarę jasne – 30 minut gry w przewadze wystarczy, by zdobyć gola. Ale tutaj? Legia przecież wyrównała, wydatnie korzystając z gry w przewadze. Po długich dyskusjach ostatecznie zdecydowaliśmy, że nie zmieniamy wyniku. Duda wyleciałby z boiska na 12 minut przed końcem przy stanie 1:1. Nie sposób przewidzieć, jak dalej potoczyłoby się to spotkanie, ale – 12 minut gry z Legią bez jednego zawodnika to za mało, by przyznawać Podbeskidziu trzy punkty.
No i wreszcie Lech. Karnego na Sebastianie Mili naszym zdaniem nie było, na szczęście sprawiedliwość wymierzył Kuświk marnując “jedenastkę”. Później jeszcze upadek Hamalainena w polu karnym, ale tu sędzia podjął właściwą decyzję – bez rzutu karnego. Wynik – bez zmian.