To historia, która nadawałaby się na film. Mats Hummels był w Bayernie nikomu niepotrzebnym zawodnikiem i za grosze odszedł do Borussii. W Monachium przez cały czas młodzież szkolił jego ojciec, a syn stał się liderem, kapitanem obozu w Dortmundzie i prowadził go na szczyt. Ale dziś ten kilkuletni związek zdaje się dobiegać końca. W dość przykrym stylu. – Nie jestem zaręczony z Borussią – miał Hummels rzucić trenerowi Tuchelowi. Obaj, jak twierdzi prasa, nie dogadują się najlepiej. Piłkarz BVB w ogóle z mało kim się dogaduje w ostatnim czasie.
O Hummelsię było już głośno kilka tygodni temu. Krytykował swoich kolegów za porażkę z Bayernem, mimo że sam nie wystrzegł się błędów. Mówił o zbyt dużej przestrzeni, braku presji i pressingu, zbyt małym naciskaniu na rywala. Chwilę wcześniej media zauważyły, jak po remisie z Hoffenheim cisnął opaską kapitańską w ziemię, a po stracie punktów z Darmstadt stwierdził, że przeciwnik już był martwy, właściwie się poddał, lecz Borussią tylko ułatwiła zadanie: – Chyba nie chcieliśmy tego zwycięstwa. Nie wolno przecież w taki sposób bronić przy rzucie wolnym.
Hans-Joachim Watzke, prezes klubu, wezwał go wówczas na dywanik. Apelował do kapitana, by ten nie rozstrzygał takich spraw na forum publicznym.
Hummels miał już poważny kryzys w poprzednim sezonie – kiedy Borussia Kloppa notowała fatalne wyniki jesienią, on sam wcale nie pomagał. Przyznał po czasie, że to była najgorsza runda w jego karierze, że był sfrustrowany, podjadał i miał problemy z wagą. Czyli nie dość, że miał świadomość fatalnej dyspozycji i znał jej przyczyny – nic z tym nie robił. Waga po czasie wróciła do normy, zawodnik zrobił publicznie rachunek sumienia.
Teraz frustracja powraca, ale w innej formie. Hummels krytykował kolegów z zespołu, a Tuchel przypominał – że przecież on też jest obrońcą. Jeden zawodnik anonimowo przyznaje, że kapitan w przerwie meczu kapitan głośno wyraża swoje niezadowolenie. W końcu i on zaczął popełniać poważne błędy. Mylił się w reprezentacji Niemiec, strzelił samobója, zaliczał pomyłki z Bayernem, Schalke i Hamburgerem SV. Za ten ostatni mecz Kicker dał mu prawie najniższą możliwą notę – 5.5. Nic dziwnego, bo Hummels grał słabiutko i trafił do własnej siatki w najbardziej absurdalny sposób. – To całkowicie przesadzone. Niewiarygodne, z jaką łatwością wam to przychodzi. Jesteście daleko od rzeczywistości – rzucił Hummels do kibiców. Oni już wcześniej krytykowali go za wytykanie kolegom błędów palcami czy pisanie na Twitterze przed Bayernem, że to jedna z najlepszych drużyn na świecie. Teraz, gdy i on się poważnie myli, nikt nie zamierza dać mu taryfy ulgowej.
Nie radzi sobie z krytyką – mówią zgodnie w Niemczech. Bild, przypominając, że jest najskuteczniej broniącym piłkarzem ligi (70 proc. wygranych pojedynków), troskliwie dopytuje: „Mats, co się dzieje?”. Gazeta przypomina, że Hummels w ostatnich dniach był z kadrą w Paryżu, gdy dokonywano zamachu, oraz w Hannoverze, kiedy mecz odwołano. Zagrał we wszystkich spotkaniach kadry po półtorej godziny, w klubie rozegrał 1952 minuty na 2070 możliwych.
– Przy jego umiejętnościach, chcemy, by rozgrywał wiele meczów i radził sobie z obciążeniami – odpowiada Thomas Tuchel. Czyli o przemęczeniu raczej nie powinno być mowy. Chyba, że psychicznym. Watzke zwraca natomiast uwagę, że mało kto zrobił w ostatnich latach tyle dla BVB, co Hummels. Mówi, że ten zmasowany atak krytyki w kierunku zawodnika jest bezpodstawny. Zapewnia, że między kapitanem a trenerem nie ma żadnego konfliktu. Ale przesłanek i niekorzystnych faktów jest zbyt wiele. Teraz pytanie, czy i kiedy da się to wszystko odkręcić. Hummels z Borussią zaczynają powoli tworzyć toksyczny związek.