Reklama

Wybrałeś hit ekstraklasy zamiast El Clasico? Łączymy się w bólu

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2015, 21:02 • 3 min czytania 0 komentarzy

Tym, którzy zamiast El Clasico wybrali dziś hit ekstraklasy, musimy powiedzieć jedno: jesteście pieprznięci. Ale teraz, po obejrzeniu tego meczu, do tego wniosku doszliście chyba samodzielnie. Emocji tyle, co kot napłakał. Tempo? Jakie tempo, wszystko na drugim biegu, w porywach na trzecim, ale z pewnością bez wrzucania czwórki. Bramki? Tak, jedna, taka sobie. Typowy mecz, w którym nic się nie działo. Momentami odnosiliśmy wrażenie, że piłkarze są myślami w Madrycie i czekają tylko na moment, aż ktoś z ławki podrzuci im, co dzieje się w stolicy Hiszpanii.

Wybrałeś hit ekstraklasy zamiast El Clasico? Łączymy się w bólu

Przez większość meczu pomysł Legii na grę wyglądał mniej więcej tak:
– zagranie prostopadłej piłki,
– czekanie na możliwość zagrania prostopadłej piłki,
– machanie rękoma, gdy długo nie przychodzi możliwość zagrania prostopadłej piłki.

Pół biedy, kiedy prostopadła piłka – jeśli już została zagrana – trafiła do Guilherme. Gorzej było, gdy doszła do Kucharczyka, który koncertowo partolił wszystko, co miał na nodze. Wspomnijmy tylko o dwóch setkach: raz postanowił, że podaruje piłkę jednemu z kibiców za bramką, drugi raz przestraszył się wychodzącego Pawełka i kopnął prosto w niego. Kuchy ewidentnie jest pod formą, a najlepiej niech świadczy o tym fakt, że z asysty cieszył się co najmniej tak, jakby ustrzelił hat-tricka.

Gdzie brylował Śląsk? Głównie w mediach, bo na pewno nie przy Łazienkowskiej. Dariusz Sztylka mówił przed meczem, że zespół potrzebuje chuliganów, wariatów, no i dostał to, czego chciał. Słowa nowego trenera wziął sobie do serca Jacek Kiełb, który jak rasowy wariat/chuligan powalił na ziemię łokciem Pazdana. Flavio opowiadał z kolei, że jest w najlepszej formie ever, udowadniając tylko, że patrzenie na świat przez różowe okulary to nie jest najlepszy sposób na życie. Trener Pawłowski twierdził natomiast, że wrocławianie nie przyjadą do stolicy ze sraczką w spodniach, no i trzeba mu przyznać rację. Śląsk grał bezbarwnie, to prawda, bez większego pomysłu na grę, to prawda (2), ale nie można mu odmówić tego, że nie bronił się dzielnie.

Aż do momentu, w którym w jednej akcji stało się kilka niewiarygodnych rzeczy:
– Guilherme podał piłkę prawą nogą,
– Guilherme podał piłkę prawą nogą wprost na nogę,
– Guilherme podał piłkę prawą nogą wprost na nogę górą nad bramkarzem,
– Kucharczyk zaliczył swoje pierwsze dobre zagranie na jakieś 28 kontaktów z piłką,
– Prijović strzelił bramkę.

Reklama

No i było pozamiatane. Śląsk na dobrą sprawę zagroził Malarzowi tylko raz, przy sam na sam Kiełba. Asystę przy tej bramce zaliczyłby Broź, co w jakiś sposób świadczy o ludziach, którzy byli odpowiedzialni za kreowanie akcji. Ich pomysł na grę był dość czytelny – stwierdzili, że lepiej się nie wychylać. I tak w tym trwali. Od pierwszego, do ostatniego gwizdka.

Który moment meczu najbardziej zapadł nam w pamięć? Zejście Nikolicia. Węgier przeszedł beznamiętnie obok Czerczesowa, zupełnie jakby ten próbował wcisnąć mu ulotkę na ulicy, po czym zasiadł na ławce jak gdyby nigdy nic. Rosjanin musiał prostować swojego podopiecznego, zawołał go, żeby podali sobie ręce jak Bóg przykazał. Dla napastnika dobrze, że jakoś udało się odkręcić tę sytuację. Coś tam mówi, że Czerczesow nie zawahałby się przed odstawieniem od składu nikogo, nawet gdyby miał pod swoimi skrzydłami samego Messiego, a co dopiero jakiegoś tam Nikolicia.

legia

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...