Minione lata nie były dla Barcelony najbardziej obfite pod względem wychowywania gwiazd. To już nie ten czas, gdy La Masia wypuszczała w świat Busquetsa, Pique, Fabregasa, Pedro czy Messiego. Ostatnio jakby coś się zacięło. I nie chodzi tu o walkę z FIFA, która uniemożliwia dzieciakom zza oceanu trenowanie w stolicy Katalonii. Ujmując to obrazowo – spadła jakość produkcji. La Masia wpadła w kryzys, czego nie zmienia doskonała dyspozycja Sergiego Roberto. Zresztą, to przecież też nie młodzieniaszek, bo z 1992 roku. W niższych rocznikach pustka jest jeszcze większa, a ci, którzy się przebili z 1995, czekają na gola łącznie ponad tysiąc minut. Mowa o notorycznie rozczarowujących Munirze i Sandro.
Nawala szkolenie, to niech działa przynajmniej młodzieżowy skauting. A w tej działce udało się Barcelonie przekonać do podpisania kontraktu prawdziwą perełkę. Piszemy „przekonać”, a nie „wyłowić”, bo o tym, że w Chorwacji jest taki dzieciak jak Halilović, wiedział każdy użytkownik FM-a. Najmłodszy debiutant w historii Dinama Zagrzeb (16 lat i 102 dni) oraz najmłodszy strzelec gola (16 lat i 113 dni), a dziś jedno z największych odkryć Primera Division. 9 meczów, 2 gole, 3 asysty, 80% celności podań i aż 13 stworzonych sytuacji – to dorobek 19-latka, który na wypożyczeniu ciągnie grę Sportingu Gijón. Każdy kontakt z piłką i – zachowując wszelkie proporcje – od razu człowiek widzi oczami wyobraźni Xaviego, Isco czy momentami nawet Messiego. A gdy celebruje gola, kibicom z Gijón przypomina się Villa.
Nie kojarzycie tego gestu? Tak w regionie Asturii nalewa się cydr, żeby wzmocnić jego smak. Tak też często gole świętował David Villa, wychowanek lokalnego Sportingu. Halilović – nazywany na jego cześć „Guajilović” – postanowił pójść w ślady starszego kolegi. Po golu z Malagą wkupił się w łaski kibiców, podniósł dłoń i zaczął udawać, że wlewa cydr. W końcu już wcześniej miał się okazję tego nauczyć…
Halilović miał latem kilka opcji. Albo wyjechać za granicę – zabiegało o niego między innymi HSV – albo poszukać wypożyczenia w Primera Division. Pozostanie w rezerwach Barcelony, które spadły do trzeciej ligi, nie wchodziło w grę. Wybrał najlepiej, jak mógł. Trafił pod oko Abelardo, byłego zawodnika Barcelony, który momentalnie oparł grę na Chorwacie. Początki były trudne. Sam Halilović opowiadał, że po pierwszych treningach umierał. Wiedział jednak, że jeżeli marzy o grze w pierwszym zespole Barcelony, to najlepiej otrzaskać się z dorosłą piłką właśnie w Hiszpanii. Sprawdziło się w stu procentach. Do tego stopnia, że wielu już teraz widziałoby go w jedenastce Blaugrany. Skoro mogą Munir i Sandro, to dlaczego nie Alen?