Zastępujesz na trenerskim stołku ulubieńca trybun, który spędził w klubie kilka lat i miał niebagatelne zasługi. Zastępujesz człowieka, który właśnie dokonał małego cudu, bo tym było “The Great Escape”, a więc utrzymanie Leicester na finiszu Premier League. Jakby tego było mało, twój poprzednik odszedł w niejasnych okolicznościach ku zaskoczeniu piłkarzy, kibiców, ekspertów. Twoja karta przetargowa? Spektakularna katastrofa w poprzedniej robocie, lata bez szczególnym sukcesów.
Tuż po twoim zatrudnieniu, bukmacherzy uznają klub za jednego z głównych kandydatów do spadku. Gwiazda i lider drużyny decyduje się odejść, a komentatorzy prześcigają się w szyderkach na twój temat. Gary Lineker wyraża się subtelnie, ale wymownie: “Really? How uninspiring“, inni zastanawiają się, po ilu kolejkach wylecisz na zbity pysk.
To wszystko było udziałem Claudio Ranieriego, jego szklaną górą do zdobycia. Gdziekolwiek spojrzeć – tylko mnożące się na potęgę kłody, a jednak udało się. Na przekór wszystkim on i jego Leicester City panoszą się po Premier League prezentując efektowny i skuteczny futbol, aktualnie znajdując się na trzecim miejscu ligowego podium.
***
Czy może dziwić, że piłkarska Anglia w tak chłodny sposób przyjęła Claudio? Pearson zrehabilitował się w pełni po słabym początku sezonu, “Lisy” pod jego skrzydłami zaczęły być zabójczo skuteczne, a tymczasem spotkała go gilotyna. Spekuluje się, że wybuchowy charakter szkoleniowca, który potrafił kibicowi powiedzieć “fuck off and die”, ostatecznie przejadł się włodarzom (BBC Sport donosiło o incydentach podczas tournee po Tajlandii). Wybór akurat Ranieriego, a więc eleganckiego, kulturalnego “włoskiego wujka”, mógłby pośrednio udowadniać tą tezę.
Główny zarzut wobec Claudio pisał się sam. Jego autorskim projektem była Grecja, ta katastrofalna Grecja, która przegrała u siebie z Wyspami Owczymi i szorowała dno najgorszej grupy eliminacji Euro. Prezydent greckiej federacji rozbrajająco przyznał, że dokonał tragicznego wyboru, bo Ranieri sprowadził ekipę, która była o serię jedenastek od ćwierćfinału mundialu, do miana chłopca do bicia.
Oczywiście, że w przypadku szkoleniowca szczególnie należy brać pod uwagę szerszy kontekst, a Ranieri w branży jest od bez mała trzech dekad. Prowadził wielkie kluby – Valencię, Monaco, Parmę, Juve, Atletico, Romę, Inter, Chelsea. Ale tym bardziej zdumiewa, że choć pod bronią miał gwiazdy i potężne bandy, to nigdy nie zdobył mistrzostwa, a najcenniejszym zdobytym przez niego trofeum jest bodaj Copa del Rey w 1999. Owszem, tu i tam wykręcał wyniki ponad stan, pomógł zrobić krok do przodu, ale nie miejmy złudzeń: lista trofeów – a raczej jej brak – jest druzgocąca.
Do Anglii chciał wrócić zawsze, napisał tutaj słodko-gorzką historię z Chelsea. Prowadził ją tuż przed Abramowiczem, a także sezon po pojawieniu się oligarchy na Stamford Bridge. To za rządów Włocha “The Blues” wygrali “multi-million pound match“, a więc starcie z Liverpoolem na koniec sezonu 02/03. Zwycięstwo dało eliminacje do Ligi Mistrzów, co miało ostatecznie przekonać Rosjanina, że warto wejść w londyński klub.
Trybuny szanowały Claudio, bo robił z Chelsea konsekwentne postępy, ale Abramowicz uważał, że Ranieri jest za krótki na jego mocarstwowe plany. Cały rok spekulowano, że Sven-Goran Eriksson już czeka w blokach, potem pojawiła się kandydatura Mourinho, a kibice rywali na meczach z “The Blues” śpiewali “you’re getting sacked in the morning!”. Jak głosi plotka, raz Włoch odpowiedział im “no, iIm getting sacked in the summer!“, co sprawdziło się w pełni, po roku stracił stanowisko na rzecz “The Special One”. Na Stamford Bridge jednak pamiętają jego zasługi, dostał choćby zaproszenie na finał Champions League w 2012, sam też przyznaje, że pozostał mu sentyment.
Poza sentymentem pozostała mu także ksywka “Tinkerman”, bo wówczas rotował mocno składem. Dzisiaj robią to niemalże wszyscy, ale wtedy? Jego rotacje były nieustannym źródłem pytań i medialnych szarpanin. I tutaj udowodnił, że ma rację, choć potrzeba było na to wielu lat.
***
Gdy “Lisy” mierzyły się z Crystal Palace, Tony Pulis komplementował… Pearsona. Mówił, że to Anglik położył fundamenty pod Leicester, a Ranieri otrzymał świetny zespół.
Czy to uczciwe postawienie sprawy? I tak i nie. Tak, bo bezwzględnie Pearson wprowadził piłkarzy na właściwy tor. Zbudował w nich siłę ducha, pokazał, że można, naprawdę można obijać rywali w Premier League. Gdy Ranieri zwraca uwagę jak imponuje mu siła woli jego zawodników, a także jak znakomita jest atmosfera w szatni, niejako oddaje też szacunek Pearsonowi, bo to i on był architektem takiego stanu rzeczy.
Choć Ranieri też jest mistrzem od atmosfery. Obiecał piłkarzom, że jeśli nie stracą gola z Crystal Palace, zabierze ich na pizzę. Słowa dotrzymał, ale wykorzystał obietnicę jako okazję na integrację zawodników – pizzę musieli robić sami, śmiechu było co nie miara
Z drugiej strony trudno nie zauważyć taktycznych zmian Włocha. Najoczywistsza to rezygnacja z gry trójką w obronie. Te subtelniejsze najlepiej obrazuje przykład Jamiego Vardy’ego: tak, to Pearson go wynalazł i kupił za milion funtów z Conference, a potem wyprowadził na salony, ale to Ranieri znalazł napastnikowi reprezentacji Anglii rolę, która pasuje do niego najlepiej, dzięki czemu ten wskoczył na jeszcze wyższy poziom. Tak było z kilkoma innymi graczami, choćby z błyskotliwym Mahrezem, bardzo szybkimi Albrightonie czy Schluppie, ambitnie próbującym wypełnić powstałą po Cambiasso lukę N’Golo.
Ofensywa Leicester jest nieprzewidywalna, mało sztampowa, potrafi zaskoczyć każdego. Tylko “Lisy” strzeliły bramkę w każdym meczu Premier League, a pod względem liczby goli ustępują tylko Manchesterowi City. Ich specjalnością stało się odrabianie strat, nawet tych dwubramkowych, co też sporo mówi o charakterze ferajny Ranieriego.
Piętą achillesową pozostaje defensywa, dlatego niektórzy eksperci upierają się, że bardziej bolesna byłaby kontuzja Hutha niż Vardy’ego, bo tego drugiego sensownie może zastąpić Ulloa czy Kramarić, podczas gdy jakościowych stoperów w rezerwie nie ma. No właśnie – lektura tego typu wynurzeń jest mało dla nas optymistyczna, bo najwyraźniej Wasilewski jesienią został na dobre zdegradowany do miana maskotki. Zimą stoperzy mają być priorytetem transferowym Leicester, także niewykluczone, że piękna historia Marcina w Premier League powoli się kończy – z drugiej strony pamiętajmy, że kogo jak kogo, ale “Wasyla” nigdy nie można skreślać.
***
Czy “Lisy” są w stanie pozostać na szczycie aż do końca sezonu? Czy mogą włączyć się do walki o europuchary? Ranieri tonuje emocje, mówi, że Leicester nawet jeszcze nie wywalczyło utrzymania, a to ono jest celem. Wszyscy wciąż pamiętają jak piękny start zanotowało Blackpool, by mimo wielu świetnych gier na koniec zlecieć z ligi. Czarnego scenariusza nie wieszczymy, choć i maksimum to zażarta walka o Ligę Europy, ale jedno jest pewne: Leicester na naszych oczach zmienia swój profil. Przechodzi do grona silnych średniaków Premier League, mającej wszystko, by zadomowić się w elicie na lata.
A co do samego Ranieriego – najśmieszniej byłoby, gdyby teraz wrócił na Stamford Bridge, dla odmiany zastępując Mourinho, tak jak Portugalczyk kiedyś zastąpił jego.