Lukas Podolski – uwielbiamy tego gościa. Nie boi się powiedzieć, co leży mu na sercu, a przy tym uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Tym bardziej przykro nam, kiedy śledzimy jego ostatnie futbolowe poczynania. Najpierw pozbył się go Arsenal, później zaliczył spektakularną klapę w Interze. Nie przekreślamy go – wierzymy, że w Galatasaray uda mu się wrócić do formy. Ale uczciwie trzeba to przyznać: póki co jest kiepsko.
Szczególnie widać to po reprezentacji, którą jeszcze parę lat temu ciągnął za uszy. Dziś? Odnosimy wrażenie, że ma w niej miejsce raczej za zasługi i równie dobrze mogłoby go w manszafcie nie być. W obecnym roku Joachim Löw ani razu nie postawił na niego od pierwszej minuty, a bilans jego spotkań wygląda dość mizernie:
– 17 minut w meczu towarzyskim z Australią,
– 3 minuty w meczu eliminacyjnym z Gruzją,
– 45 minut w meczu towarzyskim z USA,
– 34 minuty w meczu eliminacyjnym z Gibraltarem,
– 1 minuta w meczu eliminacyjnym z Polską.
Fakty są nieubłagane: Poldi z roku na rok odgrywa coraz mniejszą rolę w europejskiej piłce. A że w przyrodzie nic nie ginie – polski Niemiec dostał angaż w… filmie. Tytuł: „Macho Man”. Produkcja ta – musimy przyznać – raczej nie podbije światowej kinematografii. Streśćmy może szybko fabułę: Daniel, typowy śmieszek, podbił serce Turczynki o urodzie jak z bajki. Ma jednak jeden problem: jej rodzina nie potrafi zaakceptować go takim, jakim jest. Brat wybranki szybko postawił diagnozę: musisz być maczo. I to właśnie przyszły szwagier – zaliczając po drodze szereg gagów i podśmiechujek – miał dokonać metamorfozy głównego bohatera.
Jaką rolę odegrał tam Podolski? Dokładnie taką, jaką w reprezentacji. Drugoplanową. Daniel, który jest zarazem fanem FC Köln, zakrada się wraz ze swoją ukochaną na RheinEnergieStadion, żeby przeżyć jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu: oświadczyny. Parę nakrywa Lukas, ale wykazuje się dobrodusznością i pozwala zakochanym cieszyć się chwilą. Kończy swój trening i rzuca coś w stylu: – Spoko, tylko nie zapomnijcie zgasić świateł. Sami widzicie, co to za kino. Typowa komedia romantyczna. Wiecie o co chodzi, znacie to doskonale, omijacie szerokim łukiem.
– Nie wziąłem tej roli dla pieniędzy albo żeby podreperować swój wizerunek. Nie zapominajmy, ze jestem piłkarzem – zarzeka się Poldi. Problem w tym, Lukas, że coraz łatwiej nam o tym zapomnieć.
Fot. FotoPyK