Obecne rozgrywki Ekstraklasy są dosyć nieprzewidywalne, żeby nie napisać zupełnie popieprzone. W tym sezonie dosłownie wszystko jest możliwe, a paradoksy można tylko mnożyć. Piast z bezpieczną przewagą utrzymuje się na fotelu lidera, najmocniej naciska go Pogoń, natomiast w dolnej ósemce zaplątały się Lechia, Śląsk i Jagiellonia, a czerwoną latarnią ligi jest urzędujący mistrz Polski. I nie mamy żadnych wątpliwości, że po wczorajszych meczach do tej listy należy dopisać kolejną drużynę, czyli Koronę Kielce.
Bo Korona to zespół klecony naprędce, który w teorii nie miał prawa sobie w tej lidze poradzić. Drużyna, która latem straciła takich graczy, jak Golański, Malarczyk, Černiauskas, Kapo, Kiełb, Luis Carlos czy nawet radzący sobie w Łęcznej Leandro. Po raz kolejny potwierdziło się więc, że w Ekstraklasie wystarczy zorganizować jedenastu względnie sprawnych facetów, którzy nieźle biegają i nigdy nie mieli problemów na lekcjach WF-u, ustawić ich defensywnie, nakazać grę z kontry i… większość rywali będzie miała z nimi ogromne problemy.
Co tak naprawdę nie miało prawa się zdarzyć w przypadku Korony? Nawet nie mamy tu na myśli ich obecności w pierwszej piątce po trzynastu kolejkach ligi. Jeszcze bardziej zastanawia nas ich wyjazdowa seria bez porażki, na którą składają się cztery zwycięstwa i trzy remisy. A przecież kielczanie na obcych boiskach nie mierzyli się z jakimiś ogórkami, ale w teorii z tymi z top topów całej ligi. Przypomnijmy, wyjazdowymi rywalami drużyny Marcina Brosza byli Zagłębie (0:2), Lech (0:0), Legia (1:2) , Lechia (0:0), Wisła (0:0), Śląsk (0:1) i ten rewelacyjny Piast (0:1). Piętnaście punktów na tak trudnych terenach to wynik robiący wielkie wrażenie. A przypomnijmy, że gdyby sędzia nie dał się nabrać na symulkę Nikolicia w meczu w Warszawie, Korona zachowałaby czyste konto.
Do soboty Piast w Gliwicach wyłącznie wygrywał, a jego stadion był prawdziwą twierdzą. Kto tak naprawdę przewał fantastyczną serię lidera Ekstraklasy? Wczoraj w barwach Korony zagrali między innymi:
– Małkowski, któremu za chwilę stuknie 38 lat, który przez ostatni rok w ogóle nie grał, i który ostatnią rundę spędził w rezerwach, podczas gdy klub próbował unieważnić jego kontrakt.
– Gabovs, który rundę wiosenną spędził w 2. lidze rosyjskiej, w której łącznie rozegrał 156 minut.
– Wilusz, który z powodu ciężkiej kontuzji prawie przez rok nie grał w piłkę, a z Lecha uciekł w akcie desperacji w przedostatnim dniu okienka transferowego.
– Grzelak, który w zeszłym sezonie został negatywnie zweryfikowany przez Podbeskidzie i odnalazł się dopiero w pierwszoligowym Dolcanie Ząbki.
– Pawłowski, który wczoraj przerwał upokarzającą serię 2729 minut bez gola w lidze.
– Aankour, który zupełnie nie radził sobie w silniejszej kadrowo Koronie w zeszłym sezonie.
– Sierpina, który wiosną zupełnie nie poradził sobie w I-ligowym Dolcanie, gdzie przez całą rundę łącznie rozegrał ledwie 85 minut.
– Cabrera, który został wyciągnięty z odmętów trzeciej ligi hiszpańskiej.
Jakkolwiek patrzeć, Korona Marcina Brosza to kolejna po Polonii Warszawa drużyna, która tylko potwierdza, że zewnętrzne problemy mogą niesamowicie scementować zespół. W Kielcach od dłuższego czasu nie dzieje się najlepiej, ale piłkarze – niejako na przekór wszystkim – zdają się nic sobie z tego nie robić. I to właśnie teraz wykręcają bardzo dobre wyniki, nawet lepsze niż w czasach dobrobytu. Nie mamy też wątpliwości, że Koronie może tylko przybywać zwolenników, bo akurat w piłce przychylne spojrzenie w kierunku dobrze radzących sobie słabeuszy jest dość naturalnym odruchem.
Fot. FotoPyK