No to awansowaliśmy. Ponieważ jestem sceptykiem i cynikiem zarazem – na razie to co uważamy za Święto Narodowe, 24 miejsce, jest klęską reprezentacji w koszykówce (nie weźcie tego serio, przekomarzam się jak zwykle), w ręczną i siatkówkę (tam trzecie okazało się porażką, trzecie!), zatem luzik. Jedyne co mnie intryguje, to pytanie ilu Lewandowskich ktoś w Polsce kopnął w tyłek, to hańba. Mojego apelu posłuchał „Super Express” – i wśród „siedmiu ślepców”, jak to nazwali, są tacy trenerzy jak Urban (współczuje Lechowi), Wdowczyk (każdemu), Trzeciak (to i nawet rodzinie). Ale najgorsza pozycja to… Mariusz Walter.
On chodził na treningi, na sparingi, musiał Roberta oglądać, a on musiał strzelać bramki.
I go prześlepił, jakby naprawdę miał zeza!
Stworzył najpotężniejszą propagandową telewizję w Polsce, a Polakom wmówił, że jego programy są rozsądne – poza kieszeniami wszystko się zgadzało.
Wychował tuziny dobrych zawodników (ze specjalnością – pogodynki, też tak mam), ale ten jeden brylant przegapil straszliwie, i chciałbym by było to zapamiętane na wieki. Bo jak ktoś przegapił jednego Roberta, przegapiono i was, setki tysięcy.
Robert nie robi nic wielkiego, strzela gole. Ale ktoś uznał, że nie będzie strzelał. Bo nie. Ale jutro da mu zloty medal za męstwo. Szwejk do potęgi.
Setki tysięcy utalentowanych Polaków, to jest zgroza, jak tracimy kapitał, tak zwany w ekonomii Kapitał Ludzki. To coś co siedzi w nogach, ale i w głowach. Pomyślcie ile w was jest wartości, której nikt, poza wami, nie dostrzega.
Wczoraj na meczu siedziałem koło niepełnosprawnego chłopca. Kandyduje na senatora.
Pomyślałem, że może ja jestem Walterem, i tylko dla mnie Lewandowski jest słaby…
Może tak, albo – to są obaj bracia Słaby…
Bo na razie jesteśmy w 24-ce. Jak kiedyś awansowaliśmy na mundial w Korei – napisałem proroczo. Panowie, jeszcze nie czas na lizanie się po fiutach! Zrobiliśmy tyle co Senegal… No więc na razie zrobiliśmy tyle, co Irlandia Północna czy Walia. Jeszcze nie czas…
I niezła anegdota, szkocki bramkarz wpuszcza dziewięć goli (0:9!) i ze wstydu ucieka aż do Australii. Spotyka go po 20 latach George Best. I ten nieszczęśnik pyta:
– Myślisz, że mogę już wrócić?
– Chyba jeszcze nie. Chyba nie.
No więc, panowie, jaszcze nie czas na lizanie się po fiutach, bo jest kurewsko daleko od OK. Liczą się tylko zwycięzcy, a nie uczestnicy.