Tydzień, który miał okazać się dla Atlético Madryt sprawdzianem przed ustaleniem celów na dalszą część sezonu, dobiegł końca. Gra Los Rojiblancos ciągle pozostawia jednak więcej pytań niż odpowiedzi, a po wizycie Realu Madryt na Vicente Calderón powodów do optymizmu jakoś znacząco nie przybyło. – Nie jestem zaskoczony tym, co się dzieje. Te dziesięć meczów musiało być skomplikowane, bo graliśmy z wymagającymi przeciwnikami u siebie i mieliśmy trudne spotkania na wyjazdach. Potrzebujemy stabilności, której wciąż nam brakuje – komentował przed derbami aktualną postawę Atlético Diego Simeone. Cztery zwycięstwa, remis i dwie porażki zaprowadziły czerwono-białych na piątą pozycję w lidze po siódmej serii meczów.
Wyniki Los Colchoneros nie powinny nikogo dziwić. Kibice Atlético mogli spodziewać się kolejnego sezonu przejściowego ze szczególnie trudnym początkiem. Czy jednak start rozgrywek przerósł te obawy czy może wszystko znajduje się pod kontrolą?
Lepiej już było
Atlético nigdy nie zaczęło gorzej rywalizacji w La Liga za kadencji Diego Simeone. 13 punktów z 21 możliwych to najsłabszy wynik czerwono-białych odkąd na ławce rezerwowych zasiada El Cholo. Nie tylko skromniejsza niż w poprzednich latach jest zdobycz punktowa Atleti, ale także liczba strzelonych goli. Los Colchoneros trafiali do siatki 10 razy. W poprzednim sezonie było to 12 bramek, a dwa lata temu 20. Piąte miejsce przed startem siódmej kolejki odzwierciedla zatem miejsce, w którym znajduje się teraz 10-krotny mistrz Hiszpanii. Atlético jest za plecami faworytów i choć może się wydawać, że depcze im po piętach (trzy punkty więcej ma lider Villarreal, dwa punkty więcej mają Real, Barcelona i Celta), boisko i szatnia Los Colchoneros to wciąż plac budowy. Wprawdzie nie jest to jeszcze czas, by bić na alarm, gdyż punkty gubią także Real i Barcelona, ale nie ma wątpliwości, że najlepszej wersji Atlético jeszcze nie widzieliśmy.
Dobitnie pokazały to ostatnie mecze – z Villarreal, Benfiką czy choćby ostatnie derby Madrytu, w których czerwono-biali zainkasowali łącznie zaledwie jeden punkt. Los Rojiblancos nadal przeplatają dobre momenty z kilkunastominutowymi „dołkami”, gdy dają się sprowadzić do głębokiej defensywy i nie potrafią zareagować na pressing rywala. Jednak fakt skrupulatnie zdobywanych punktów w lidze i utrzymywanie dystansu do duetu potentatów działa wyłącznie na korzyść Atlético, które jeszcze nie okrzepło po letniej transformacji.
Z drugiej strony, niemrawy start sezonu to dość nadmuchany problem, wywołany rozbudzonymi apetytami po wynikach z poprzednich sezonów. Świadczy o tym m.in. fakt, iż żaden z poprzedników Diego Simeone nie miał na tym etapie sezonu większego dorobku punktowego. Najlepszy rezultat sprzed „ery Cholo” był ten osiągnięty przez Quique Floresa – po siedmiu kolejkach jego zespół zgromadził 13 oczek – tyle samo, ile Atleti ma obecnie.
Szeroka kadra – dobro, z którego Cholo uczy się korzystać
W poprzednich sezonach Diego Simeone nie dysponował tak szeroką i wyrównaną kadrą jak obecnie. W siedmiu meczach tego sezonu La Liga Argentyńczyk nie powtórzył takiej samej jedenastki. – Rotacja to jedyna droga, by rywalizować z Barceloną i Realem Madryt. Piłkarze muszą zdać sobie sprawę z tego, że 20 minut spędzonych na boisku to całe życie, 10 minut to dużo, podobnie jak i 5 – mówi El Cholo o stosowanym przez siebie systemie rotacji. Koncepcja rotacji jako jednego z elementów budowania zwycięskiej drużyny nie jest oczywiście niczym nowym. W obecnej piłce, by móc nie tylko zachować ten sam poziom, albo jeszcze go podnieść, trzeba mieć do dyspozycji wielu wysokiej klasy zawodników, których Simeone w poprzednich latach brakowało.
Można się jednak spierać, czy nie są to jednak zmiany wymuszone słabą formą niektórych piłkarzy. Gdyby Luciano Vietto czy Jackson Martínez od początku spełniali pokładane w nich nadzieje, zapewne nie wychodziliby na co drugi mecz w roli rezerwowych. Mimo szeroko zakrojonej rotacji, wciąż są w klubie zawodnicy niezastąpieni, jak Jan Oblak czy Diego Godín, którzy wystąpili w każdym spotkaniu w pełnym wymiarze czasowym.
W decyzjach Simeone, szczególnie odnoszących się do zmian w trakcie meczu, można dostrzec pewną konsekwencję – niezależnie od poprzedniego występu, każdy piłkarz może liczyć na szansę w kolejnym spotkaniu. To właśnie w derbach różnicę zrobił tercet Carrasco-Martínez-Vietto, choć każdy z nich we wcześniejszych meczach grał znacznie poniżej oczekiwań, bez względu na to, czy mecz zaczynał w wyjściowym składzie czy na ławce rezerwowych. Przypadek potwierdzający konsekwencję Simeone to Ángel Correa. Argentyńczyk po kilku dobrych zmianach został nagrodzony grą w pierwszym składzie.
Tak czy inaczej, rotowanie składem oznacza utratę pewnego automatyzmu, wyrobionej współpracy między poszczególnymi piłkarzami. Simeone zdaje się wierzyć, że kosztem zaoszczędzonych sił w pierwszej rundzie, będzie w stanie podjąć rywalizację na dłuższym dystansie, a suma summarum zgranie zespołu na tym nie ucierpi. W ten sposób jednak opóźnia się moment, w którym wszystkie tryby tej maszyny wejdą na najwyższy bieg.
Nie bez znaczenia pozostaje także wiek zawodników. Simeone we wcześniejszych sezonach opiekował się graczami już ukształtowanymi, wchodzącymi w najlepszy wiek dla zawodowego piłkarza. W tym sezonie częściej sięga po młodszych, debiutujących przed szerszą publiką lub też powoli zaczynających się do niej przyzwyczajać. Średni wiek żelaznej jedenastki z sezonu 2013/14 to 26,8. Średnia wieku wyjściowej jedenastki, która rozbiła w drobny mak Real Madryt 4:0 to 28 lat, natomiast w ostatnim meczu Simeone desygnował do gry piłkarzy w wieku 26,5 roku.
Bez przypadku
– Ciągle nie znajdujemy równowagi i regularności, jakiej szukamy. Jednak 13 punktów na siedem kolejek to niezły wynik, bo rozegraliśmy wszystkie najtrudniejsze mecze – mówił już po meczu z Realem Diego Simeone. Z kilku wypowiedzi trenera Atleti bije jednak jasny przekaz – trzeba wierzyć i czekać. Ostatni kwadrans niedzielnego meczu powinien uspokoić nawet największych pesymistów, którzy już zaczynali wieścić początek końca ery cholismo.
Obecnie, pomimo słabszego startu niż w poprzednich latach, Atleti trzyma się doprawdy nieźle i stawia czoła przeciwnościom, choć jest jeszcze sporo elementów wymagających poprawy. Madrytczycy zaczęli z całkiem niezłej pozycji startowej, ale trudno przewidzieć, dokąd ich to zaprowadzi. Zespół wciąż znajduje się w fazie budowy, ale na dłuższą metę gra zespołu, wyniki i pozycja w tabeli nie są dziełem przypadku, tylko efektem planowania i ciężkiej, długofalowej pracy. Trudny terminarz na początku sezonu powinien jednak pomóc w znalezieniu i wyeliminowaniu słabych stron. Rozsądne dysponowanie siłami natomiast ma sprawić, że w przeciwieństwie do poprzednich sezonów, Atlético będzie mieć większe zasoby paliwa na wiosnę. To z kolei przyczyni się do tego, że Diego Simeone wreszcie dociśnie pedał gazu na ostatnich metrach, bez obaw, że mogłoby to przeszkodzić w dojechaniu do mety.
MACIEJ KOCH
OleMagazyn.pl
Więcej tekstów o hiszpańskim futbolu znajdziecie w Przewodniku Kibica, czyli 120-stronicowym kompendium wiedzy o La Liga na bieżący sezon w wersji papierowej. Magazyn dostępny TUTAJ.