Było pewne jak w banku, że mecz z rewelacją początku sezonu, Celtą Vigo, nie będzie dla Barcelony spacerkiem. Ale że skończy się po prostu rozsmarowaniem zespołu Luisa Enrique 4:1 – tego się chyba nikt nie spodziewał. Barca została zmiażdżona, ale inaczej być nie mogło, skoro każdy z zawodników był nieporadny – niektórzy nieporadni całkowicie, a inni w pewnych elementach.
Nie da się wygrać jeśli:
a) na środku obrony gra przebrany za Gerarda Pique Mateusz Żytko. Jeśli kiedyś zastanawialiście się, jak wyglądałby najgorszy obrońca naszej ekstraklasy w Primera Division, dzisiaj otrzymalibyście odpowiedź.
b) bramkarz nie nadaje się absolutnie do niczego. W tym sezonie każdy strzał w bramkę Ter Stegena kończy się golem. A Niemiec nie dość, że niczego nie broni, to jeszcze kopie piłkę jak… Hmm, pozostając przy porównaniach z naszą ekstraklasą, to jak Michał Miśkiewicz. Dzisiaj trzy razy kopnął w aut, mimo że nikt go nie atakował.
c) Luis Suarez przez cały mecz zalicza może ze dwa albo trzy udane zagrania. Przy czym mówimy o pojedynczych kopnięciach piłki, a nie całych koronkowych akcjach czy slalomach. Jeśli dzisiaj kogoś przypominał z naszej ligi, to mniej więcej Macieja Korzyma.
d) Sergi Roberto przesunięty jest do pomocy, a jak wiadomo to najgorszy pomocnik świata. Jakimś cudem okazał się niezłym prawym obrońcą, ale delegowanie go do środka pola niczego dobrego nie przynosi.
e) Nie wykorzystuje się żadnej z X wyśmienitych sytuacji (w miejsce X wstawcie liczbę większą niż 7). Neymar zanim strzelił gola, to zmarnował trzy, Messi dołożył niewykorzystane dwie okazje, Munir też dwie, pewnie znalazłoby się coś jeszcze. Sam Messi raz po raz stwarzał kolegom sytuacje sam na sam (powinien mieć ze cztery asysty, zamiast jednej), natomiast kiedy koledzy stwarzali jemu (Iniesta, Neymar), to też nie trafiał.
A Celta z polotem, od samego początku do samego końca. Z fenomenalnym Nolito, który wszystko na boisku robił świetnie i w pewnym momencie wpadł na pomysł: hej, skoro idzie mi aż tak dobrze, to może spróbuję zdobyć przepięknego gola? Jak postanowił, tak zrobił, wrzucając piłkę za kołnierz Ter Stegena. Później jeszcze dwa trafienia dołożył Iago Aspas, będący absolutnie nie do dogonienia przez obrońców Barcelony. On też dołączył się do ogólnoświatowej akcji pt. „przerzuć piłkę nad Ter Stegenem”.
W sumie najkrócej można podsumować to tak: widzieliśmy mecz drużyny, w której jeden bramkarz broni wszystko (fenomenalny Sergio Alvarez), a drugi nie broni nic. Ale trzeba przyznać, że temu drugiemu obrona za bardzo nie pomagała.
Dotkliwą porażkę Barcelony wykorzystał Real Madryt, który wygrał na jakże trudnym terenie w Bilbao. Tam mecz był trochę bardziej „logiczny”. Wiadomo było, że gospodarze będą gonić jak wściekłe psy – i gonili. Wiadomo było, że posypią się kartki – i się posypały. Do przerwy prowadzenie Realu po bramce Karima Benzemy, a potem pościg gospodarzy. Kiedy już dogonili „Królewskich”, to… postanowili przez pięć minut odpocząć, co skończyło się tak, że musieli gonić od początku (znowu Benzema). W ogóle zachowanie przy golu na 2:1 dla Realu było kuriozalne, bo wyglądało to trochę tak, jakby połowa drużyny łapała przeciwnika na spalonego, a druga połowa… czekała we własnym polu karnym, co z tego wyjdzie. Wiadomo, co wyszło – Isco zagrał z taką precyzją, że gol po prostu paść musiał.
Po pięciu kolejkach Real ma punkt przewagi nad Barceloną. Tyle samo punktów co zespół Beniteza ma Celta.