Do pewnego momentu, wcale nie początkowego, wydawało się, że z tego meczu nie zapamiętamy nic. Nic poza tym, że ziewaliśmy i że było nudno. Statystyki strzałów po pierwszej połowie wyglądały gorzej niż mecz na dnie naszej pierwszej ligi. Gdyby nie pełne trybuny Old Trafford to rzeczywiście można byłoby pomyśleć, że jesteśmy nie w Manchesterze, a w Legnicy. Rozkręciło się, na szczęście. Rozkręciło się na tyle, że za parę lat to spotkanie bez problemu nadałoby się na ciekawą kartkę z kalendarza. Do pewnego momentu nie było niczego, a potem było wszystko.
Wszystko, wszystko… Czyli co konkretnie? Już piszemy. Były schematy, były przepiękne bramki. Był też spektakularny debiut chłopaka, który już siedząc na ławce rezerwowych wzbudzał więcej emocji, niż większość piłkarzy biorących udział w grze. Nastolatka wartego jakieś kosmiczne pieniądze. W poprzedniej FIFIE miał ledwie 69 punktów umiejętności, ale w tej twórcy będą musieli mu wlepić przynajmniej 80. Choćby za cenę, czyli 50 milionów euro, które United zapłaciło za niego AS Monaco. Nie każdemu podobał się pomysł sprowadzenia Anthony’ego Martiala, ale muszą przyznać, że wszedł z przytupem. Bramką w debiucie, poprzedzoną dynamiczną akcją, zakończoną z nawet nie zimną, ale lodowatą krwią. Nie sprawiał wrażenia jak kogoś, kto przejmuje się pierwszym meczem w nowym, wielkim klubie, z wielkim przeciwnikiem, przy wielkiej publiczności. Sprawiał wrażenie zawodowca, który ma do wykonania ważną robotę.
Ale to nie jego bramka była najpiękniejsza. Nie, nie… Kompletnie pozamiatał Christian Benteke, który zalutował w stylu piłki plażowej, z powietrza, z nieprawdopodobnej pozycji. Gdyby bramkarz dostał w twarz, to prawdopodobnie zszedłby z boiska z wstrząśnieniem mózgu i pękniętą czaszką. Petarda. A i gol Daleya Blinda niczego sobie. Tutaj właśnie miał miejsce schemat, o którym pisaliśmy. Wykonany z absolutną perfekcją, jak cyrklem i linijką. Nie dało się zrobić tego lepiej.
Trochę pomieszaliśmy bramki, ale generalnie to United wygrali 3:1. Liverpool w zasadzie nie złapał bezpośredniego kontaktu, bo gola zdobył dopiero w 84. minucie, a już 2 minuty później ostatecznie został pogrążony przez Martiala. Już mieliśmy wyłączać, już zabierać się za rozwiązywanie krzyżówek. Zostaliśmy. Warto było.