Dortmund, sobotni wieczór, ponad osiemdziesiąt tysięcy widzów na trybunach. Chwila konsternacji, przecież Niemcy grali dzień wcześniej we Frankfurcie, i to z nami, liga w tym czasie pauzuje, a Borussia – przy tylu kadrowiczach w składzie – miałaby problem, żeby ulepić jakkolwiek sensowną jedenastkę. Cóż to więc za okazja? Pożegnalny mecz Dede.
81 359 ludzi… Poczekajcie, raz jeszcze: 81 359 ludzi przyszło na stadion, by zobaczyć, jak z Dortmundem żegna się Leonardo de Deus Santos, czyli Dede. Żaden wirtuoz, wyjątkowy piłkarz, z niesamowitą techniką czy umiejętnościami. Jeden występ w reprezentacji Brazylii, ale za to ponad czterysta w żółto-czarnych barwach. Przychodził jako 20-latek, był jednym z pierwszych transferów Michaela Zorca, obecnego dyrektora sportowego BVB, i rozegrał trzynaście sezonów. Dwa tytuły mistrza Niemiec, finał Pucharu UEFA i finał krajowego pucharu. Momenty zwycięstw i pięknych chwil, ale również te, w których klub ledwo wiązał koniec z końcem.
Dede przeżył więc w Dortmundzie wszystko, co się dało. Kibice o nim pamiętają, on pamięta o kibicach. – Kocham tych ludzi, kocham ten klub. Nie muszę wracać do Borussii, bo byłem tutaj jako piłkarz i moje serce i tak na zawsze pozostaje w tym miejscu – mówił wczoraj.
Brazylijczyk z niemieckim klubem już jednak współpracuje. Został mianowany ambasadorem projektu „Leuchte auf”, który ma na celu pomoc trudnej młodzieży. Przy okazji powstał pomysł, by zorganizować mecz pożegnalny – zameldowały się więc drużyny „Dedés Nationalelf” i „Weltauswahl”. Z jednej strony Weidenfeller, Frings i Ricken, z drugiej – Julio Cesar, Ewerthon, Ailton, Evanilson, Jan Koller, Alex Frei. Przy okazji kwiaty odebrał Kevin Grosskreutz, który odszedł z BVB, wyświetlono też wideo z pozdrowieniami od Sebastiana Kehla.
O tym, co działo się na boisku, nie ma sensu pisać. Ot, jedna wielka zabawa. Padły 24 gole, dwa z nich strzelił Dede, z czego jednego w sytuacji, gdy bramkarza nie było w bramce, a chwilę później wszyscy podrzucali go na środku boiska, włącznie z sędzią.
– Obiecałem sobie przed meczem, że nie będę dziś płakał. To przecież piękny, radosny dzień. Ale widzę właśnie, że brak mi słów. Wszystko to, co się dziś dzieje, jest dla Borussii. To wyjątkowy klub – przyznał Dede, obecnie asystent Michaela Skibbe w tureckim Eskisehirsporze, z trudem powstrzymując łzy.
Pożegnanie dostał jednak takie, że za łzy nikt by go jednak nie winił. Zresztą, sami zobaczcie.
Gänsehaut pur // It still gives us the chills #oledede https://t.co/r446C5sNRt
— Borussia Dortmund (@BVB) September 5, 2015
Piękne!