Ja to mam pecha, jak Franek Dolas. Co chcę dobrze, wychodzi słabo, a przecież to ja mam rację, zawsze. Tak ma górne trzy procent, niezrozumienie. Coś jak Kopernik mówiący, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie – co widać przecież – na odwrót! I że Ziemia nie jest płaska (tylko nie mówcie, że okrągła – jest kulista). Cóż, pionierzy giną od strzałów w plecy i taki mój los również. Widzę to po tekście o Darcy’m Wardzie.
Tysiące ludzi nie zrozumiało, setki chciałyby mnie zabić, za to iż ich wskazałem jako winnych. Tak, bo to dla was ścigają się po sto na godzinę bez hamulców, i z waszych biletów kupują jeszcze mocniejsze silniki. Nie chciałbym używać niestosownych porównań historycznych, ale psychologiczne mogę. Znany jest syndrom zrzucania z siebie odpowiedzialności, symbolicznego odkupienia winy – tak, to nie ja jestem winien.
Zachowaliście się jak stado baranów. Przewidywalnie. Co wzmacnia jedynie moją chorobę – udrękę bycia inteligentnym.
Natomiast co do Warda – bardziej od mojego tekstu zdziwił mnie tytuł w gazecie „Lekarze dają nadzieję”. Wczytałem się w tekst, jednak pełen nadziei. A tu – że dają nadzieję, że zacznie ruszać ręką!
Mój Boże, o co ta dyskusja, poza tym, że niczego nie da? Ten sport, małomiasteczkowy, daje emocje kosztem żywych ludzi. Cyrk obwoźny połączony z szafotem.
A wy, tylko widownia, tak jest!
*
Miałem coś przewrotnego napisać. Na przykład:
*
Piast zasłużonym liderem…
Ostatni w tabeli Górnik…
Zawisza dołuje w I lidze…
Dolcan ma Dźwigałę…
Ruch gra w kratkę niebieską…
Oczywiście spóźnił się Jodłowiec…
Ceramika trzyma się nieźle…
Yankees szykują się do sezonu…
Miedź z Tarasiem wygrywa…
Bielsko czeka na trenera…
Albo Lechia…
Łagodni byli sędziowie, tylko osiem żółtych…
Korona uratowała remis…
I Legia również…
*
No więc gdybym zechciał, bym wam wprost naubliżał, jak wy mnie. Najprościej, pierwszymi literami poprzedniego, nudnego mega akapitu – ale mógłby się spodobać, poza Yankees bardzo zrozumiały. Cos dla ludzi. To dlatego dziś w Zetce wymienili inteligentnych dziennikarzy, ale niezależnych, na wróżbitę. Ja, na szczęście, nie piszę na zamówienie (to znaczy piszę, ale nie za grosze) i pozwólcie, że pozostanę z wieloma ludźmi w stanie wrzenia. To bardziej twórcze niż marazm. A ze można się sparzyć? Ja tak mam cale życie.
*
Akurat 35-lecie Solidarności. Napisze tyle… W 1980, w sierpniu, urodził się mój syn, a jego mama była z Gdańska, ze Stogów jak Wałęsa (piszę „była” – w tym roku odeszła od nas, chora na raka). Jej bracia – obaj stoczniowcy. Obserwowałem to z bliska i byłem wniebowzięty. Po pierwsze bunt przeciw mocniejszym. Po drugie chwilowa wolność, ale taka pełną piersią. 10 milionów Polaków zapisało się do Solidarności (komuchy miały 3 miliony). To było tak, jakby wygrać Ligę Mistrzów startując z 3 ligi!
Szybko nas spacyfikowali, na lata. I przyszedł rok 1989. Raz w życiu gdzieś się zapisałem – do Solidarności. Koledzy wybrali mnie szefem Komisji Zakładowej w Piłce Nożnej. Żebym walczył o ludzi. Szefowie nie należeli…
Niestety, objawiło się to u Polaków, co mądrze opisał Sienkiewicz: nie dość, że nie wszyscy chcą razem, to każdy w swoją stronę, byle jak najwięcej w garści zostało…
I tak żeśmy się wzajemnie rozkradli, podzielili, co dotyczy też sportu i jego widowni.
W każdej rodzinie jest jedna osoba, która kieruje się dobrem wspólnym, nie więcej niż jedna. I taką należy odszukać, wspierać i pomagać.
Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że choć nawołuję do rozsądku, i do zgody, i do uśmiechu – nikt mnie nie traktuje poważnie.
To świadczy jedynie o tym, że ludzie w większości sami nie są zbyt poważni.
A wracając do Solidarności – jest jak Powstanie Warszawskie. Chwalebne, i przegrane.
Każdy w swoją stronę. Jak mówił Bismarck – dać Polakom wolność, niech rządzą, a sami się wykończą…
Możecie się jeszcze ocknąć.
PS Aha, jak odzyskaliśmy wolność, każda redakcja mogła przejąć tytuł na własność, Jak Polityka (do dziś), a dziennikarze się wzbogacić. Nam wmawiano, że mamy na to szansę, bo w we właściwej Komisji (Likwidacyjna, RSW) jest nasz czlowiek, futbolista zapalony i do tego patriota.
Sprzedał nas wszystkich jakiemuś tirowcowi spod Konina.
Nazywał się, nie ten spod Konina tylko ten decydent, wiecie jak?
Donald Tusk.
Wtedy wolna Polska sprzedała mnie po raz pierwszy.