Reklama

Piątek – trenera koniec i początek

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 sierpnia 2015, 10:53 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dwa mecze, cztery drużyny, czterech szkoleniowców, a trzech z nich zagra w piątek o posadę. Mamy więc same pojedynki wagi ciężkiej, bo następne treningi Podbeskidzia, Lechii czy Wisły mogą poprowadzić nowi trenerzy. Szczęśliwy i spokojny jest tylko Tadeusz Pawłowski, który jak zawsze słyszy z ust reszty szkoleniowców same pochwały. Nic dziwnego, sami chcieliby być na jego miejscu.

Piątek – trenera koniec i początek

Pawłowski w Śląsku ma szeroko pojęty komfort pracy. W klubie wiedzą, że budowa drużyny trwa, a zwłaszcza budowa drużyny metodami chałupniczymi, bo we Wrocławiu dalecy są od szastania pieniędzmi. Marketing leży, frekwencja jest niższa niż w Chorzowie, a sponsorzy się wycofują. W zasadzie jedynym pozytywem w Śląsku jest to, że drużyna potrafi czasem zagrać ofensywnie, że piłkarze wiedzą, co mają robić na boisku.

Trenerowi wrocławskiego zespołu zazdrości zwłaszcza Kazimierz Moskal, który też chciałby wszystkim powiedzieć, że jego zawodnicy grają piłkę ofensywną, odważną i techniczną. Chciałby tak powiedzieć, ale od razu narazi się na kontrę. Bo w Krakowie trzeba wygrywać i to zawsze i wszędzie. Remis nikogo nie urządza. Choć, przyznamy, pięć remisów w sześciu meczach tego sezonu to już jest groteska. Monty Python.

Do śmiechu nie jest Bogusławowi Cupiałowi, który Moskalem teraz już chyba tylko się bawi. Wzywa go do Myślenic, grozi zwolnieniem i jedynie dzięki interwencjom prezesa Gaszyńskiego i dyrektora Kapki, trener wciąż przy Reymonta pracuje. Ale do czasu – jeśli nie wygra ze Śląskiem, to do pracy w Wiśle wezwany zostanie kolejny szkoleniowiec. A to będzie już trzeci trener na kontrakcie w klubie, bo przecież wciąż trzeba płacić Franciszkowi Smudzie, a sam Moskal też nie odejdzie za darmo. Kto bogatemu zabroni…

Gdyby nie ta sytuacja, mecz Wisły ze Śląskiem zapowiadałby się całkiem nieźle, bo na papierze obie drużyny starają się grać po ziemi, ładnie i pięknie. Ale doświadczenie spotkań między tymi drużynami pokazuje, że szybko zamieniają się w spektakle piłkarskiej nieporadności. W zeszłym sezonie chyba tylko pierwszy mecz przy Reymonta mógł się podobać – reszta była festiwalem kopania się po czole. A że Wisła w tygodniu ćwiczyła przede wszystkim kontrataki i ustawianie się w obronie, to pewnie też nie ma co liczyć w piątek na wymianę ciosów. I w sumie Moskalowi się nie dziwimy.

Reklama

Na otwarty mecz nie liczymy też o 18. Teoretycznie można by było się tego spodziewać dzięki obronie Podbeskidzia, która straciła już w tym sezonie 12 bramek, ale znowu w ostatnim meczu dała się pokonać tylko raz. No i do tego Dariusz Kubicki gra o posadę, a gdy Dariusz Kubicki gra o posadę, to wszystkie chwyty robią się dozwolone. Nie zdziwimy się, jeśli Podbeskidzie zaparkuje autobus na własnym stadionie.

Choć jest jedna rzecz, która może uratować Kubickiego, nawet jeśli ten przegra – w Podbeskidziu są większe niż słaby trener problemy. Ze sponsorowania klubu wycofać się może Murapol, który jeszcze kilkanaście tygodni temu miał przejąć całą władzę w klubie – pieniądze wydawać i pieniędzmi rozporządzać. A że na razie, dzięki pakietowi mniejszościowemu, robi tylko to ostatnie, to sprawa jest prosta – wóz albo przewóz. Albo większość, albo nic. No i w tej całej gabinetowej zawierusze Kubicki może się uratować.

W Lechii Brzęczka w przypadku porażki nie uratuje nic. Nogami przebiera już kilku trenerów, bo i materiał ludzki w Gdańsku mimo wszystko jest porządny, a pieniądze też nie są najgorsze. Lechia niby wygrała tydzień temu z Górnikiem Łęczna, niby w ostatnich dwóch meczach zdobyła sześć goli, ale to wciąż nie jest to, czego się w Gdańsku oczekuje. Tym bardziej, że termin ewentualnego zwolnienia jest bardzo dogodny – zaraz przerwa na kadrę, a więc czasu będzie całkiem sporo. Ale to dotyczy już nie tylko Lechii, ale wszystkich trzech klubów.

Jx0SA7k Y5vqeH7

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...